Kontynuacja opowiadania Strzępki. Wszystko dzieje się jeszcze przed zmianą drogi szkolenia Aster!
Weszliśmy w całkowitej ciszy do obozu, a moje oczy zrobiły się wilgotne i piekące. Po policzkach przeleciało mi kilka łez, a Strzępka zwróciła swój wzrok ku mnie.
— Przepraszam… — szepnęłam tylko, zwracając ku niej swoje błękitne oczka.
Potem, zanim szylkretka zdążyła mi na to jakoś odpowiedzieć, uciekłam do legowiska uczniów, zatapiając nos w mchu, który nosił na sobie resztki aromatu z kwiatów, którymi już tak dawno nie dekorowałam swojego posłania. Łzy moczyły powoli zielony puch, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w sen.
★ ★ ★
— G-gdzie jestem? — wymamrotałam, podnosząc się z miękkiej trawy.
Płatki kwiatów wirowały na wietrze, a mój głos wędrował wraz z nimi, szukając odpowiedzi na pytanie, na które nigdy nie dostałam odpowiedzi. W sumie to teoretycznie jej nie potrzebowałam. Gdzieś z tyłu głowy zdałam sobie sprawę, że to jest sen. Miałam dziwne wrażenie, jakbym nie była tu sama, ale zbagatelizowałam to. W końcu to sen. Nic złego mi się tu nie stanie, a nawet jeżeli, to Klan Gwiazdy ma mnie w swej opiece, prawda? Tak więc zaczęłam przechadzać się po polanie, podziwiając zachód słońca, który niedługo później, zamienił się w mistyczny wschód księżyca. Szaro-biały okrąg odbijał się w rafli jeziorka, które tam występowało. Na powierzchni cieczy unosiły się lilie wodne, a woda jakby migotała, dodając temu miejscu uroku i "magicznej" poświaty. Powoli i z miłością, zrywałam sobie niezapominajki, maki, stokrotki, czasem trafiały się astry bądź złocień, gdzieniegdzie występowały koniczyny, nawet zauważyłam kilka pięknych róż! Były te najczęściej spotykane — czerwone. Często jasne, ale gdzieniegdzie dało się dostrzec te ciemniejsze, w odcieniu przypominającym krew. Do tego występowały różowe, czasem w odcieniach mojego nosa i poduszek łap. Były ciemniejsze, jak większość noska, jednak były i jaśniejsze, w kolorze przypominające pastelowo różowe plamki. Zdarzyło się również kilka śnieżnobiałych, które szczególnie sobie upodobałam. Najwięcej było jednak fiołków, chabrów oraz dzwonków, które nadawały unikatowy klimat i fioletowy odcień górujący nad całą resztą. Uzbierałam w końcu porządny bukiecik, a niektóre z kwiatów zaczęłam wplatać sobie w moje długie, szylkretowe futerko. Przy okazji pięknie je wyczyściłam, a kiedy już skończyłam, przeszłam się niewielką dróżką w stronę tafli wody, aby się przejrzeć.
— Ale pięknie! — mruknęłam, oglądając każdy okaz.
Następnie wróciłam się o pozostałego bukieciku i wrzuciłam go do wody.
— Nie wiem, gdzie jesteście i czy w ogóle mnie słyszycie, ale to dla Was. Jeżynku, Melodyjny Trelu, mam nadzieję, że teraz polujecie wraz z Klanem Gwiazdy.
Po chwili urwałam, obserwując kwiaty powoli zarabiające się w wodzie.
Wyniosłam głowę do góry i dodałam jeszcze:
— Ciociu, obiecuję, że dowiem się, co Ci się stało.
Gwiazdy nade mną jakby zamigotały, a księżyc pozostał niewzruszony.
Nagle usłyszałam szelest. Obróciłam głowę, a moje oczy ujrzały niewielką jaszczurkę, wpatrującą się we mnie z ciekawością.
— To Ty mnie obserwowałaś przez ten cały czas! — zaśmiałam się cicho pod nosem.
W pewnym momencie usłyszałam czyiś spanikowany głos.
— Astrowa Łapo, Astrowa Lapo!
Zrobiłam kółko wokół siebie, jednak nikogo nie zobaczyłam.
— Astrowa Łapo! — Ktoś, mówiąc to, tym razem ewidentnie zaczął mnie szturchać.
Nie wiedziałam, o co chodzi, a potem nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
★ ★ ★
— Na Klan Gwiazdy, Astrowa Łapo, przestraszyłaś mnie! — krzyknęła Strzępka, wtulając się we mnie, jakbyśmy nie widziały się całe księżyce.
Przymknęłam oczy i również wtuliłam się w kuzynkę, zaciskając mocno powieki.
— Tak strasznie Cię przepraszam Postrzępiony Mrozie! Nic złego mi nie zrobiłaś, a ja zachowywałam się tak głupio! — pisnęłam, mocniej zaciskając powieki, aby powstrzymać się od płaczu.
Na szczęście już wszyscy inni uczniowie opuścili legowisko uczniów, więc byłyśmy tam same.
— Nic się nie stało. Ważne, że nic Ci nie jest.
Ponownie spojrzałam na pyszczek mentorki, który był na moim poziomie.
Ta uśmiechnęła się i liznęła mnie delikatnie między uszami.
— To jak? Idziemy na trening? — powiedziała po chwili.
— Jasne — szepnęłam, idąc za szylkretką, która już wychodziła z legowiska uczniowskiego.
Obóz był prawie pusty, jedynie Panie Medyczki, Pani Liściasta Gwiazda, Pan Judaszowcowy Pocałunek i nieliczni wojownicy pozostali w środku, przez co było tam bardzo cicho.
Zbyłam to, jedynie skłaniając swoją głowę w oznace szacunku i przywitania. Liderka odpowiedziała mi szybkim, acz szczerym uśmiechem, a potem wróciła do rozmowy ze swoim zastępcą. Pani Ćmi Księżyc oraz jej siostra, Pani Wieczne Zaćmienie nie zauważyły mojego gestu. Jedna z nich naprawdę nie mogła go zobaczyć, jednak nie mogłam teraz do nich podejść. Szczególnie tylko po to, aby z nimi porozmawiać!
Przekroczyłyśmy próg obozu, kierując się na kotlinę szkoleniową. Rozumiałam to. Chciała ze mną pewnie poćwiczyć, ponieważ nasz ostatni trening był… No, niezbyt przyjemny dla żadnej z nas.
Poczułam pod poduszkami łap ciepły piasek, a kiedy podniosłam jedną z przednich kończyn, ujrzałam na niej łatkę, w kształcie przypominającym nieco serduszko. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w nią swoim błękitnym spojrzeniem, po czym stanęłam przed kocicą.
— Dobrze! Dziś zrobimy coś, czego wcześniej z Tobą jeszcze nie robiłam. Zawalczymy!
W ramach odpowiedzi jedynie chytrze się uśmiechnęłam, przecinając szylkretowym ogonem powietrze. Może i nie chciałam być wojowniczką, jednak perspektywa walki ze swoją własną nauczycielką brzmiała nie tyle, co interesująco, to — można by rzec — intrygująco!
— Nie będę Ci podpowiadać. Sprawdzimy, na ile rzeczy wpadniesz sama!
Moje niewielkie, acz śnieżnobiałe kły rozbłysnęły od słońca, a jedyne co powiedziałam, to:
— Nie obiecuję, że nie będę ich używać!
Na to liliowa również się uśmiechnęła, a my zaczęłyśmy chodzić w kółko, nie spuszczając z siebie wzroku. "Czułam", jak jej niebieskie spojrzenie próbuję wypalić we mnie dziurę. Jeszcze nawet nie zaczęłyśmy, a już dobrze się bawiłam! Postrzępiony Mróz dobrze wiedziała, że żartowałam z tymi kłami.
"Znajomość kogoś, od kiedy się urodzisz, jednak na coś się przydaje!" — pomyślałam jeszcze na koniec, pozwalając jej zaatakować jako pierwszej.
★ ★ ★
Lekko dysząc zeszła ze mnie, przybierając na nowo pozycję początkową.
Zanim się podniosłam, przez przypadek sypnęłam sobie piaskiem do oka. Moją jedyną reakcją było niemal niesłyszalne prychnięcio-syknięcie. Szybko się podniosłam, otrzepując swoje długie futerko, a kiedy już miałam powiedzieć, że jestem gotowa, do głowy przyszedł mi pewien plan. Zgarnęłam drobinki piasku w łapki, następnie pozwalając mu opaść. Pod nim, zrobił się charakterystyczny kłębuszek kurzu.
Uśmiechnęłam się i stanęłam na gotowej pozycji, dając znać Strzępce, że jestem gotowa.
"Moje długie futro i to, że jestem taka niska, w końcu się na coś przyda!" — pomyślałam, kiedy mentorka ponownie na mnie skoczyła.
Zamiast uciec w bok, czy również skoczyć, ja obróciłam się do niej tyłem i z zapałem zaczęłam nawalać w podłoże tylnymi łapami oraz ogonem.
Złotawe drobinki poleciały w kierunku niebieskookiej, a ta nie dość, że zaczęła syczeć, to raz po raz kichać! Pokaźna chmura zaczęła kłębić się naokoło nas, a kiedy uznałam, że jest jej wystarczająco dużo — przestałam. Dzięki temu sprytnemu trikowi nie widzisz nic przed sobą na długość trzech lisich ogonów!
"Jeśli zachowam teraz całkowitą ciszę, to wygrana jest moja!"
Na około obeszłam cały zakurzony teren, przy okazji będąc na wygranej pozycji, ponieważ stałam za Postrzępionym Mrozem. Przez piasek, który częściowo dostał się jej zapewne do oczu, nosa, a może i nawet pyszczka, kocica była rozproszona. Pył też nie dawał za wygraną i czasem mocniej zapiekał, dlatego przymrużyłam oczy do niewielkich szparek. Liliowa pewnie nie mogła sobie na to pozwolić, skoro raz po raz słyszałam jak fuka i kicha. Powolutku zachodziłam ją od tyłu, szykując się do skoku. W końcu zdecydowałam, że to będzie dobry moment i wystrzeliłam w powietrze, starając się uczyć całej pary w tylnych kończynach, jaką tylko posiadałam!
Już miałam wylądować na mentorce, jednak ta obróciła się za siebie i ujrzała mnie, w ostatniej chwili odskakując na bok. Z hukiem uderzyłam w ziemię, sycząc z bólu.
— Wszystko w porządku?! — krzyknęła Strzępka, mimo wszystko nadal nie ruszając się z miejsca.
— Nic mi nie jest! To było tylko przez zaskoczenie, możemy kontynuować! — powiedziałam, zaraz podnosząc się na łapy.
— Na pewno?!
— Takk!
— Jak tam chcesz! — skwitowała tylko kotka, wymachując ogonem.
Nasza "osłona dymna" prawie już opadła, bo teraz znajdowała się na wysokości mojego brzucha.
"Nie utrzyma się to za długo…"
Po uderzeniu serca w myślach machnęłam na to łapą, tym razem zdając się na instynkt.
Zaczęłam biec prosto na Postrzępiony Mróz, a kotka z widocznym zdziwieniem posłała mi pytający wyraz pyska. Ja jedynie znów pokazałam białe igiełki, nadal biegnąc. Widziałam, jak jej błękitny wzrok na ułamek uderzenia serca odwraca się w bok.
"I tyle musiałam wiedzieć! Dzięki!"
Strzępka odskoczyła w bok, jednak ja, zamiast naskoczyć, wślizgnęłam się pod jej brzuch, przejeżdżając po nim łapami. Na sam koniec ugryzłam końcówkę jej ogona, jednak na tyle delikatnie, żeby jedynie poczuła na nim moje ząbki.
Potem podniosłam się, ponownie się otrzepując. Stanęłam naprzeciwko mentorki, z chytrym uśmieszkiem na pyszczku.
— Jak mi poszło?
— Śpiewająco! — powiedziała tylko, po czym splunęła ślinę (oczywiście zawierającą w sobie piasek) gdzieś na bok.
— Czyli wracamy? — mruknęłam, podchodząc do szylkretki.
— Jeszcze nie — odparła, zwracając na mnie swój wzrok.
— W takim razie słucham!
Nastała chwila ciszy i kiedy już myślałam, że Strzępka się rozmyśliła, usłyszałam jej szept, który zaraz przerodził się w coś innego. Coś, czego nie byłam w stanie jeszcze określić.
— Astrowa Łapo. Wiem, że coś jest nie tak. Przecież nie znam Cię od wczoraj! Wiesz, że możesz mi zaufać! Dziś chyba bawiłaś się całkiem dobrze, ale patrząc na ostatnie księżyce Twojego treningu… Nie mogę powiedzieć tego samego. Chcę tylko się dowiedzieć, dlaczego tak bardzo się zmieniłaś… Proszę bądź ze mną szczera.
Momentalnie pojawił mi się mętlik w głowie.
"Jak mam jej to powiedzieć? A co jeśli będzie na mnie zła!? A-albo zranię ją i będzie jej przykro!?"
Wzięłam głęboki wdech i nie patrząc w oczy liliowej, powiedziałam cicho:
— No… Bo ja nie jestem teraz szczęśliwa. Chciałabym szkolić się na kogoś innego, ale nie mogę i nie chcę zranić… Tak poza tym, tak bardzo brakuje mi Jeżynka! Bez niego już nic nigdy nie będzie takie samo!
Po dwóch czy trzech uderzeniach serca ciszy odważyłam się podnieść wzrok jednak, zamiast dostrzec na pyszczku kuzynki złość czy pogardę, ujrzałam tam samą miłość i zrozumienie.
— Jak mogłaś pomyśleć, że byłabym na Ciebie zła? Przecież ja tylko chcę, żebyś była szczęśliwa!
W oczach Postrzępionego Mrozu pojawiły się łzy, a ja, już płacząca, wtuliłam się w nią.
— Już nic więcej nie musisz mi mówić… — dodała tylko, odwzajemniając mój gest.
★ ★ ★
— A co jeśli się nie zgodzi?
— Na pewno się zgodzi! No już, już, idź tam.
— Ale przecież ja mam już 10 księżyców!
— Nadrobisz ten trening! Na pewno przydzieli ci kogoś dobrego, mówicie ci! A teraz tam właz! — powiedziała szylkretka, nosem zachęcając mnie do podejścia bliżej.
Wzięłam głęboki wdech i podeszłam na tyle blisko, aby szylkretka mogła mnie usłyszeć.
— Przepraszam Pani Liściasta Gwiazdo. Mam do Pani sprawę… Czy mogę wejść?
— Astrowa Łapa? Jasne, wchodź!
Na słowa szylkretki grzecznie weszłam do środka, a kiedy chwilę pomrugałam i przyzwyczaiłam się do ciemności, ujrzałam samą Panią Listek na swoim posłaniu. Wyglądała na dosyć zmęczoną, ale zbagatelizowałam to, zrzucając to na jej wiek.
— Dzień Dobry — mruknęłam, skłaniając głowę przed kocicą.
— Co Cię do mnie sprowadza, Aster? Czyżby już po treningu?
— Tak, właśnie z niego wracam, ale właśnie w tej sprawie przychodzę.
— Coś się dzieje? — spytała zatroskana, podnosząc się, aby z pozycji leżącej, znaleźć się w siedzącej.
— Postrzępiony Mróz jest naprawdę fantastyczną mentorką, ale… Chyba nie jest stworzona po to, aby szkolić właśnie mnie.
— Co masz na myśli? Chcesz zmienić mentora?
— Nie! Z-znaczy w sumie, to tak, ale nie w taki sposób… — bąknęłam, gubiąc rytm wypowiedzi.
Stresowałam się dużo bardziej niż zwykle, a serce kołatało mi tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej.
— Chodzi mi o to, że chciałabym zmienić drogę szkolenia. Czy mogłabym szkolić się na Protektorkę? Nie czuję się dobrze w tym, co robię. Wiem, że nie mogę też szkolić się na medyczkę, dlatego proszę o to. Tak poza tym, mamy niewiele kotów w tej roli. Całe dwa z dziesięciu! Czy byłaby na to szansa?
Nastała ponowna cisza. Szylkretka przeleciała mnie wzrokiem od góry do dołu, mrucząc pod nosem.
— Mhm… Zobaczymy, co da się zrobić, dobrze?
— Jasne! Dziękuję Pani Liściasta Gwiazdo!
— Cała przyjemność po mojej stronie! — mruknęła tylko starsza kocica, z powrotem układając się do położenia się.
Już miałam wyjść, jednak w ostatniej chwili odwróciłam głowę.
— Pani Liściasta Gwiazdo?
— Tak?
— Przynieść Pani jakiś smaczny kąsek? Może jest Pani głodna? Widziałam, że patrol łowczy właśnie wrócił.
— Hm… Chętnie przyjmę jakąś myszkę, dziękuję. A-a! Astrowa Łapo, mogłabyś tu jeszcze przyprowadzić Pomocnego Wróbelka?
— Jasne! Dowidzenia!
— Dowodzenia — powiedziała, kładąc głowę na łapach.
★ ★ ★
— No i widzisz? Mówiłam, że będzie dobrze!
— Ale "zobaczymy" to nic mi nie mówi! — jęknęłam do szylkretki, ze zrezygnowaniem zawieszając głowę.
— Hej hej, ale "zobaczymy", nie oznacza tego samego, co "nie". Pewnie po prostu musi spytać się kogoś, czy byłby w stanie Cię przyjąć i już.
— Miejmy taką nadzieję… Postrzępiony Mrozie, dziękuję za dziś. Trening był dzisiaj naprawdę ciekawy! Muszę już iść. Mam zadanie do wykonania.
Uśmiechnęłam się do mentorki, a następnie odwróciłam się i pognałam w stronę niedaleko stojącego czekoladowego kocura.
<Strzępko?>
[2303 słowa; trening wojownika]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz