Po tym, jak Miodowa Kora razem z ekipą przynieśli wrotycz.
Miodowa Kora był szczęśliwy, że dotarł do obozu, że udało im się uratować klan przed zagładą epidemii; dostarczył razem z Wrotyczową Szramą, Kosaćcową Grzywą i Zalotną Krasopani zioła do lecznicy. Zioła zostały odłożone tam, gdzie powinny być. Nagle matka Miodka przyjrzała mu się bliżej. On sam tylko jej odpowiedział krótko.
— Ugryzł mnie pies, gdy szukaliśmy wrotyczu — mówił ledwo z zakrwawionym pyskiem.
— Obejrzę tę ranę, nie ruszaj się.
Pogrzebała w lecznicy i znalazła zioła na opatrunek dla Miodowej Kory. Podeszła do niego i zaczęła je dawać na jego pysk. Kocur syczał z piekielnego bólu; nie odczuwał go, gdy wracał z powrotem. To pewnie dlatego, że adrenalina utrzymywała się długo po pokonaniu psa. Wbijał pazury w ziemię i błagał Mroczną Puszczę, by skończyły się te bolesne męki.
— Masz szczęście, że twoja szczęka nie jest złamana, ale mimo tego musisz nosić ten opatrunek, żeby nie wdała się infekcja i nie możesz wychodzić z tym czymś z obozu, dopóki blizna się nie zagoi.
Miodek tylko kiwnął głową na słowa matki i położył się w posłaniu leczniczym, mając nadzieję, że jego pysk znormalnieje do jakiegoś czasu.
Siedział on w legowisku medyka przez długi czas. Po ugryzieniu przez psa w pysk czuł straszne pulsowanie przez kilka wschodów słońca. Musiał leżeć by wszystko mogło się zagoić, a gdy trafił on świeżo do legowiska medyka, to Cisowe Tchnienie mówiła, że to cud, że ten pies nie złamał mu szczęki, ani części twarzy. Była to prawda; gdyby szybko nie zareagował i nie podrapały psa po przedniej łapie, to by było po nim. Na szczęście był to koniec leczenia, dosyć długiego, jednak pozostała mu blizna na pysku po tym ugryzieniu przez psa.
— Możesz już iść, nie wiesz, jak bardzo modliłam się do Mrocznej Puszczy, byś mi nie zdechł. Ten pies naprawdę cię urządził, jednak mimo tej blizny będziesz szanowanym wojownikiem za swoją lojalność.
Powiedziała Cisowe Tchnienie matczynie, a kocur tylko odparł.
— Dzięki mamo za pomoc, to do następnego razu.
Wyszedł z legowiska medyka w końcu szczęśliwszy, że blizna się wysuszyła i już nie sączyła tak krwią.
— Ugryzł mnie pies, gdy szukaliśmy wrotyczu — mówił ledwo z zakrwawionym pyskiem.
— Obejrzę tę ranę, nie ruszaj się.
Pogrzebała w lecznicy i znalazła zioła na opatrunek dla Miodowej Kory. Podeszła do niego i zaczęła je dawać na jego pysk. Kocur syczał z piekielnego bólu; nie odczuwał go, gdy wracał z powrotem. To pewnie dlatego, że adrenalina utrzymywała się długo po pokonaniu psa. Wbijał pazury w ziemię i błagał Mroczną Puszczę, by skończyły się te bolesne męki.
— Masz szczęście, że twoja szczęka nie jest złamana, ale mimo tego musisz nosić ten opatrunek, żeby nie wdała się infekcja i nie możesz wychodzić z tym czymś z obozu, dopóki blizna się nie zagoi.
Miodek tylko kiwnął głową na słowa matki i położył się w posłaniu leczniczym, mając nadzieję, że jego pysk znormalnieje do jakiegoś czasu.
Skip do czasu teraźniejszego.
— Możesz już iść, nie wiesz, jak bardzo modliłam się do Mrocznej Puszczy, byś mi nie zdechł. Ten pies naprawdę cię urządził, jednak mimo tej blizny będziesz szanowanym wojownikiem za swoją lojalność.
Powiedziała Cisowe Tchnienie matczynie, a kocur tylko odparł.
— Dzięki mamo za pomoc, to do następnego razu.
Wyszedł z legowiska medyka w końcu szczęśliwszy, że blizna się wysuszyła i już nie sączyła tak krwią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz