Kocur lekko odsunął się od starszej. Nie chciał mówić o tym, co jest z nim nie tak. Miewał się dobrze! Przynajmniej tak się mu zdawało… Nie chciał, aby zwracała uwagę na jego nowe rany i zadrapania.
— Nic mi nie jest, serio. Chyba przy porannym patrolu musiałem się zadrapać na jakimś krzaku. To gdzie zapolujemy? — spytał, jak gdyby nic się naprawdę nie działo. On sam nie przejmował się swoim bólem. Sam go sobie załatwił, więc to nie wina Iskrzącej Nadziei. Nie powinna się przejmować.
— No… dobrze. Ale pamiętaj, że jeśli coś się stanie, zawsze możesz ze mną porozmawiać. — widać było, że nadal chce ciągnąć dyskusję, ale chyba nie chciała wystraszyć młodszego. Dla Szczawiowej Łapy było to na łapę. Ruszył przed siebie, aby w końcu zapolować. Zatrzymał się przy jednym z drzew i wskoczył na nie, aby polować z góry. Iskrząca Nadzieja westchnęła i podążyła za nim. Kocur z góry wypatrywał zdobyczy, na którą mógłby zeskoczyć. W końcu zobaczył, mała mysz podgryzała ziarenko pod drzewem, na którym akurat był, przykucnął na krawędzi jego gałęzi. Gdy nadarzyła się okazja, zeskoczył i przyszpilił ją ziemi. Ta natomiast zaczęła się wierzgać, gdyż nie zabił jej jednym ciosem. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany. W taki sam sposób życie można by odebrać je mu. Bezlitośnie, tak po prostu. Podniósł lekko łapę do góry, patrząc w oczy zdobyczy. Ten strach… Wcale się mu nie podobał. Wcale nie chciał zabijać, nie leżało to w jego naturze. Zanim zdążył zadecydować, jego uścisk na zdobyczy poluźnił się, a ta uciekła. Kocur prychnął zdenerwowany i ruszył za nią. Biegł, nawet nie zauważając, że jego mentorka próbuje go zatrzymać. W pewnym momencie potknął się o wystający korzeń i przeturlał, zatrzymując się na drzewie. Mentorka od razu podbiegła do niego zmartwiona.
— Wszystko w porządku Szczawiowa Łapo?! — spytała widocznie spanikowana. Kocur ze stęknięciem podniósł się z ziemi i otrzepał. Spojrzał na mentorkę przez chwilę.
— Tak. Nic mi nie jest. Proszę, przestań się tak przejmować… — Nie powiedział tego już nawet zły. Na pewno nie na nią. Zły był na siebie, za to, że czuł się jak pomyłka. Co by powiedział jego brat, widząc go tak słabego..? Odwrócił się od Iskrzącej Nadziei i gdy łza spłynęła po jego policzku na samo wspomnienie Szczypiorka, od razu ją starł. — Może wracajmy do obozu…
<Iskrząca Nadziejo?>
[373 słowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz