— Hola, hola! Gdzie się Trzcinka, córka Baśniowej Stokrotki, pcha? Chyba nie ma zamiaru brudzić w moim lśniącym, pachnącym legowisku, prawda? To nie byłoby zachowanie, którego przecież by się dopuściła. Chyba że się mylę, ale coś mi się nie wydaję — powiedział lekko przez zęby. Próbował ją odsunąć, bo już zdążyła zrobić kilka mokrych kroków, ale małe ciałko nie przestawało napierać. Spostrzegł również, że futerko stanęło jej pionowo, a sama koteczka się trzęsie. Tego mu jeszcze brakowało; niech się dzieciak pochoruje i będzie miał to na sumieniu... No i jej matkę na karku. Rozejrzał się. Zaraz obok leżało legowisko; nie pamiętał, czyje ono było, nie zwracał uwagi na to, obok kogo śpi. Dopóki dany kot nie chrapał, dopóki nie wsadzał mu łap w pysk, było mu to kompletnie obojętne. Nachylił się, dalej próbując powstrzymać Trzcinkę i jej niecne zamiary, złapał placek mchu w zęby i trochę zbyt mocno rzucił go na kociaka, który śmiesznie rozpłaszczył się pod jego ciężarem. Niestety... Przednie łapki szylkretki zostały na jego legowisku, tworząc ciemną plamę. Położył nogę na zielonym więzieniu Trzcinki, aby nie wyślizgnęła się dalej, niczym dżdżownica, na jego cześć. Pysk usadowił sobie na drugiej, spoglądając w przerwę, gdzie ujrzał jej skrzące ślepka; całkiem rozbawione. — Zimno ci jeszcze? Nawet jeśli, to opowiem ci coś, co tak cię przerazi, że strach rozogni ci krew w tych twoich małych nóżkach, ale najpierw... Czego boisz się najbardziej, mam wiele historii, ale ta burza nie będzie trwać wiecznie, więc musisz mnie naprowadzić.
Malutka koteczka jeszcze próbowała się wydostać spod posłania, na które kocur na nią rzucił. Uczeń czuł, jak mech wilgotnieje i na wierzchniej stronie, więc musiał wchłonąć już sporo wody z krótkiego futra.
— Hmmm — zastanowiła się nad pytaniem. — Boję się dużych wysokości... — odpowiedziała szczerze. Posłusznie leżąc rozpłaszczona pod mchem, zwinęła się w kłębek i uważnie utkwiła swoje spojrzenie w kocura.
— ... ale opowiesz mi też inne historie, prawda? — przekrzywiła łepek z nadzieją.
Prychnął pod nosem, pokazując jeden z kłów. Spodziewał się czegoś... innego. Czego on bał się jako kociak? Bał się wielkich bestii, które mogą wedrzeć się do kociarni, wlecieć lub wpłynąć, a następnie połknąć go w jednym kawałku. Albo, że ktoś zabierze mu jego mamę. Odpowiedź koteczki go szczerze zawiodła, ale jakoś sobie poradzi.
Prychnął pod nosem, pokazując jeden z kłów. Spodziewał się czegoś... innego. Czego on bał się jako kociak? Bał się wielkich bestii, które mogą wedrzeć się do kociarni, wlecieć lub wpłynąć, a następnie połknąć go w jednym kawałku. Albo, że ktoś zabierze mu jego mamę. Odpowiedź koteczki go szczerze zawiodła, ale jakoś sobie poradzi.
— Oczywiście, mam ich całą masę. Ale bać się wysokości... Naprawdę Trzcinko? To ujma na honorze, uwierz mi. Ale... No dobrze. Całe szczęście, że jesteś taka mała, bo inaczej samo stawanie na tylnych łapach mogłoby cię przerazić aż na śmierć. A tego byśmy nie chcieli, co? — Nie czekał na odpowiedź na to pytanie. Ściągnął łapę z mchu, aby wsadzić ją sobie pod pierś. Zaczynała być zimna, a wilgoć przedarła mu się do skóry. — Wiesz... Znam taką jedną historię... Ale nie wiem, czy jesteś na nią gotowa. To mrożąca krew w żyłach opowieść o wielkiej bestii, która żyje daleko za horyzontem, ale czasami nadpływa na nasze wybrzeże. Łączy w sobie twój największy koszmar; wielkie wysokości, ale nie ogranicza się tylko do nich. To byłoby... takie nudne i nieporuszające, zgadzasz się chyba ze mną, co? — Przekrzywił delikatnie łebek, który dalej spoczywał na wyciągniętej przedniej łapie. — Ale ty jesteś w końcu wybranką, prawda? Ale zacznę spokojnie. Czy umiesz sobie wyobrazić coś tak wielkiego, o tak wielkich płetwach, że może wyrzucić małego kotka aż tam, gdzie błyszczą gwiazdy? — Kpiący uśmiech nie opuszczał jego pyska. Za to widział w mroku, że jego rozmówczyni spochmurniała na moment. Nie przejął się.
— Boję się urosnąć na wysoką, bo wtedy nie będę mogła patrzeć pod łapy... Mama mówiła mi i Różyczce, że urośniemy na duże i szczupłe kotki, jednak jak ja będę taka duża, to wtedy jak będę polować? — burknęła pod noskiem, widocznie zastanawiała się nad czymś dogłębnie. Na pierwsze pytanie ucznia spłaszczyła tylko uszka.
— Boję się urosnąć na wysoką, bo wtedy nie będę mogła patrzeć pod łapy... Mama mówiła mi i Różyczce, że urośniemy na duże i szczupłe kotki, jednak jak ja będę taka duża, to wtedy jak będę polować? — burknęła pod noskiem, widocznie zastanawiała się nad czymś dogłębnie. Na pierwsze pytanie ucznia spłaszczyła tylko uszka.
— Nie jestem aż tak głu- — Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż tamten wcale nie czekał na jej odpowiedź. Pokiwała głową, zgadzając się z nim. — Ale ja jako wybranka gwiazd, to tylko do zabawy... — odpowiedziała cicho pod nosem. Kocur nie usłyszał nic oprócz zagłuszonego bełkotu, którym nawet się nie zainteresował. Słuchając go dalej uważnie, wypełniała jego polecenia. Skupiła się, żeby faktycznie wyobrazić sobie bestie. Czując, jak jej ogonek sam zaczął się jeżyć, złapała go łapkami, próbując go uspokoić.
— Nie wiadomo co to za ryba. Nie jest pewne, czy to w ogóle jest ryba... Może to pływający borsuk, może morskie ptaszysko, a płetwa to ta naprawdę skrzydło — zaczął jakby od niechcenia. Wyciągnął łapę spod piersi i zaczął wpatrywać się w wyciągnięte pazury — Ale to dlatego, że każdy, kto chciał ją złapać, a przy tym zyskać nieśmiertelną sławę, znikał w wielkich odmętach, ale najpierw! — Zrobił dramatyczną pauzę, nachylając się nad szparą między mchem, a ziemią, w której migały ślepia Trzcinki. — Koty mówią o przeraźliwym wrzasku; długim, przebijającym się aż do najgłębszych części pamięci, pozostającym w niej aż do śmierci, nawiedzającego aż do starości... A potem... Plusk! Kot wpada do wody.
Odsunął się. Powolnym ruchem polizał się po całej długości łapy. Cisza była... Głośna. Czy Trzcinka myślała? Czy odebrało jej słowa ze strachu?
— Wiesz czemu koty zaatakowane przez stwora nigdy nie wypływają, nawet jeśli znane były za życia jako wspaniali pływacy? — Chwile czekał na odpowiedź, ale zdawało mu się, że widzi lekki ruch mchu. Wziął to za "nie" — Niektórzy mówią, że przez to, że płetwa wyrzuca je tak wysoką, zapadają one w spokojny sen i nie wiedzą, że uderzają w toń. To całkiem piękne... Jest też szansa, ze samo uderzenie je zabija, a nie sam potwór. Może też po prostu ryba od razu ich połyka. Możemy kiedyś sprawdzić... Może masz jakiegoś kota, którego nie lubisz. Mówiłaś, mała Trzcinko, że masz siostra, a z własnego doświadczenia wiem, że rodzeństwo może być uporczywe. — Trochę przesadził. Może i czasami wkurzali go niesamowicie, ale raczej nie dałby ich na pożarcie wielkiej wymyślonej bestii. Nawet jeśli Lulkowej Łapie faktycznie przydałoby się od czasu do czasu umyć w morzu. Może Trzcinka miała gorszą relację z siostrą? Nie chodził do kociarni, bo śmierdziało w niej ciepłym, mdlącym mlekiem, a nie czuł potrzeby rozmowy z Baśniową Stokrotką, której nie znał, o której jedyne co wiedział, to że jest partnerką Dryfującej Bulwy. Na myśl o dużym wojowniku, który uczy jego wylizaną, wypielęgnowaną po ostatni włosek siostrę, nieznacznie się zjeżył.
"Marnotrawstwo mojego potencjału..." — pomyślał, czując niesmak w pysku. Na myśl, że to małe coś, co trzymał pod mchem, też kiedyś będzie uczniem, i że może dostanie lepszego mentora od niego (nie było to trudne), naburmuszył się i skrzywił; stracił humor i zniecierpliwił się. Głupia rozmowa z dzieciakiem pomogła mu nie myśleć o tej przeklętej Wzlatującej Uszatce, ale teraz...
— No i? Kogoś wymyśliłaś? — Powrócił myślami do Trzcinki i ponowił pytanie.
"Marnotrawstwo mojego potencjału..." — pomyślał, czując niesmak w pysku. Na myśl, że to małe coś, co trzymał pod mchem, też kiedyś będzie uczniem, i że może dostanie lepszego mentora od niego (nie było to trudne), naburmuszył się i skrzywił; stracił humor i zniecierpliwił się. Głupia rozmowa z dzieciakiem pomogła mu nie myśleć o tej przeklętej Wzlatującej Uszatce, ale teraz...
— No i? Kogoś wymyśliłaś? — Powrócił myślami do Trzcinki i ponowił pytanie.
<Trzcinko?>
[1251 słów]
[1251 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz