Kocięta od zawsze ją rozczulały. Był to poniekąd jedyny okres, kiedy życie wydawało się jeszcze dobre, nieskażone ani kroplą zła, a przy tym beztroskie i proste. Mimo wszystko, po wychowaniu aż piątki pociech, poprzez dwukrotny pobyt w żłobku, nauczyła się odmawiać ich słodkim oczkom. Przepełnione nadzieją zielone ślepia, tylko przez chwilę poruszyły jej czułość, jednak w porę zdołała oprzytomnieć pod naporem głosu rozsądku.
— Jestem pewna, że poradziłbyś sobie lepiej niż nie jeden wojownik, ale muszę odmówić — odezwała się, obserwując, jak mimika burego kociaka z podekscytowanej zmienia się w grymas niezadowolenia. Jego uszy opadły, ogonek zwinął się wokół łapek, a źrenice zwęziły się w rozczarowaniu. — Kto cię pilnował jako ostatni i gdzie teraz jest? — spytała łagodnie.
Młodzieniec chrząknął, wyraźnie starając się przybrać bardziej dojrzałą pozę. Naprężył grzbiet i uniósł podbródek z dumą.
— Sam się pilnowałem, jestem już duży! — zapewnił.
— Nie śmiem tego kwestionować, jednak myślę, że nie zdążyłeś jeszcze zwiedzić całego obozu. Po co pchać się poza niego, skoro czeka cię tu tyle sekretów do odkrycia? — kontynuowała z lekkim uśmiechem, próbując zbudować odpowiednią narrację.
Dziwaczek tylko na moment zdawał się uspokoić swoje żądze przygód, odwracając się za siebie.
— Tu nic ciekawego nie ma... — wymamrotał w końcu.
— Jest, i to dużo — podjęła się niespodziewanie Szanta, co pozwoliło Przepiórczemu Puchowi na chwilę zaczerpnąć oddechu. Zerknęła z wdzięcznością w stronę uczennicy. — Niestety, dorosłe koty nie mieszą się we wszystkie sekretne zakamarki, a nim sam zdołasz je wszystkie odkryć, możesz być już zbyt duży, by tam w ogóle wejść. Ja właśnie przez to, że się tak ociągałam, nie zdążyłam poznać wszystkich tajemnic obozu Klanu Burzy — wyznała z nutą żalu.
Czekoladowa nachyliła się, nasłuchując z zainteresowaniem. To było całkiem skuteczne podejście do kociąt, dopóki okaz nie był nad wyraz uparty i z naiwnością na zerowym poziomie. Dziwaczek, na całe szczęście, zawahał się, zamiast od razu wytrwale walczyć o swoje pierwotne zdanie.
— A... — począł, a szczęka mu lekko zadrżała. — Hm, może jednak zostanę... Ale tylko dzisiaj i to wyjątkowo! Jutro pójdę z wami, dobrze? — zaciągnął, wbijając pełne nadziei spojrzenie w Szantową Łapę.
Przepiórka mimowolnie uśmiechnęła się, widząc, jak jej uczennica zaradnie radzi sobie z kocięciem.
— O tym wypadzie pomyślimy jutro, dobrze? — Postanowiła wtrącić się w ich rozmowę. Póki pogoda była ładna, a dzień tak naprawdę dopiero się zaczynał, to wolała odbyć obowiązkowy trening.
Szanta skinęła głową w jej stronę, najpewniej rozumiejąc aluzje.
— Ah, tak. Dziwaczku — zaczęła łagodnie — lepiej zacznij już szukać. Nie mogę się już doczekać, aż wrócę, a ty będziesz mógł mi o wszystkim opowiedzieć — westchnęła z rozmarzeniem.
To był dla kociaka wystarczający znak. Niezgrabnie, może nawet zbyt gwałtownie poderwał się na równe łapy, rozglądając się po obozie.
— Nie zawiodę! — zapewnił, odbiegając koślawo w kierunku najbliższej szczeliny pomiędzy krzewami, niepełniącej funkcji legowiska.
Przepiórczy Puch chwilę przyglądała się malcowi, nim nie skupiła wzroku na bladym uśmiechu Szantowej Łapy.
— Przepraszam za niego, opóźnił nas, ale... — zaczęła tłumaczenie uczennica.
— Nic się nie stało, Szanto — odparła spokojnie. — To tylko kocię. Ciekawskie i psotliwe. Nie będę cię za niego winić, to było zresztą urocze. Jesteś całkiem przekonująca, aż sama poszłabym szukać tych wszystkich skarbów Klanu Burzy — zażartowała.
Widziała, że kotka rozluźnia się pod napływem jej słów. W końcu mogły wyjść z obozu na ustalony trening, a to, jakie bajki będą musiały wcisnąć Dziwaczkowi po powrocie, zdawało się stanowić odległy problem.
— Jestem pewna, że poradziłbyś sobie lepiej niż nie jeden wojownik, ale muszę odmówić — odezwała się, obserwując, jak mimika burego kociaka z podekscytowanej zmienia się w grymas niezadowolenia. Jego uszy opadły, ogonek zwinął się wokół łapek, a źrenice zwęziły się w rozczarowaniu. — Kto cię pilnował jako ostatni i gdzie teraz jest? — spytała łagodnie.
Młodzieniec chrząknął, wyraźnie starając się przybrać bardziej dojrzałą pozę. Naprężył grzbiet i uniósł podbródek z dumą.
— Sam się pilnowałem, jestem już duży! — zapewnił.
— Nie śmiem tego kwestionować, jednak myślę, że nie zdążyłeś jeszcze zwiedzić całego obozu. Po co pchać się poza niego, skoro czeka cię tu tyle sekretów do odkrycia? — kontynuowała z lekkim uśmiechem, próbując zbudować odpowiednią narrację.
Dziwaczek tylko na moment zdawał się uspokoić swoje żądze przygód, odwracając się za siebie.
— Tu nic ciekawego nie ma... — wymamrotał w końcu.
— Jest, i to dużo — podjęła się niespodziewanie Szanta, co pozwoliło Przepiórczemu Puchowi na chwilę zaczerpnąć oddechu. Zerknęła z wdzięcznością w stronę uczennicy. — Niestety, dorosłe koty nie mieszą się we wszystkie sekretne zakamarki, a nim sam zdołasz je wszystkie odkryć, możesz być już zbyt duży, by tam w ogóle wejść. Ja właśnie przez to, że się tak ociągałam, nie zdążyłam poznać wszystkich tajemnic obozu Klanu Burzy — wyznała z nutą żalu.
Czekoladowa nachyliła się, nasłuchując z zainteresowaniem. To było całkiem skuteczne podejście do kociąt, dopóki okaz nie był nad wyraz uparty i z naiwnością na zerowym poziomie. Dziwaczek, na całe szczęście, zawahał się, zamiast od razu wytrwale walczyć o swoje pierwotne zdanie.
— A... — począł, a szczęka mu lekko zadrżała. — Hm, może jednak zostanę... Ale tylko dzisiaj i to wyjątkowo! Jutro pójdę z wami, dobrze? — zaciągnął, wbijając pełne nadziei spojrzenie w Szantową Łapę.
Przepiórka mimowolnie uśmiechnęła się, widząc, jak jej uczennica zaradnie radzi sobie z kocięciem.
— O tym wypadzie pomyślimy jutro, dobrze? — Postanowiła wtrącić się w ich rozmowę. Póki pogoda była ładna, a dzień tak naprawdę dopiero się zaczynał, to wolała odbyć obowiązkowy trening.
Szanta skinęła głową w jej stronę, najpewniej rozumiejąc aluzje.
— Ah, tak. Dziwaczku — zaczęła łagodnie — lepiej zacznij już szukać. Nie mogę się już doczekać, aż wrócę, a ty będziesz mógł mi o wszystkim opowiedzieć — westchnęła z rozmarzeniem.
To był dla kociaka wystarczający znak. Niezgrabnie, może nawet zbyt gwałtownie poderwał się na równe łapy, rozglądając się po obozie.
— Nie zawiodę! — zapewnił, odbiegając koślawo w kierunku najbliższej szczeliny pomiędzy krzewami, niepełniącej funkcji legowiska.
Przepiórczy Puch chwilę przyglądała się malcowi, nim nie skupiła wzroku na bladym uśmiechu Szantowej Łapy.
— Przepraszam za niego, opóźnił nas, ale... — zaczęła tłumaczenie uczennica.
— Nic się nie stało, Szanto — odparła spokojnie. — To tylko kocię. Ciekawskie i psotliwe. Nie będę cię za niego winić, to było zresztą urocze. Jesteś całkiem przekonująca, aż sama poszłabym szukać tych wszystkich skarbów Klanu Burzy — zażartowała.
Widziała, że kotka rozluźnia się pod napływem jej słów. W końcu mogły wyjść z obozu na ustalony trening, a to, jakie bajki będą musiały wcisnąć Dziwaczkowi po powrocie, zdawało się stanowić odległy problem.
***
Zmiana profesji przez Szantę z początku ją zaskoczyła, ale gdy wspomnieniami wracała do każdej interakcji byłej uczennicy z Dziwaczkiem, wydawało się to dosyć oczywistym rozwiązaniem. Młoda kotka miała w sobie coś wyjątkowego, opiekuńczego, coś, co rzadko rodzi się z treningów walki. Miała cierpliwość i delikatność, jakiej nie uczą żadne patrole.
Od tamtej decyzji Przepiórczy Puch miała wrażenie, że szylkretka zaczęła jej unikać. Jakby bała się, że zawiodła. Przez to starsza nie wiedziała, jak do niej podejść. Za każdym razem, gdy ich ścieżki się krzyżowały, starała się posyłać jej uśmiech — lekki, uspokajający, pełen prostych zapewnień.
Wszystko było w końcu w porządku. Była z niej naprawdę dumna.
[sesja zakończona, powodzenia Szanto na nowej drodze życia!]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz