— Z dalszym treningiem poczekamy do zmierzchu. — oznajmiła kotka, kładąc się na ziemi.
Traszka westchnęła. Ją także męczyła ta temperatura.
— Za co Wszechmatka tak nas każe... — jęknęła, obracając się na grzbiet.
Chłodna ziemia jako jedyna sprawiała, że jeszcze dychała.
— To nie tak, że nas każe, Traszko. Wszystko w przyrodzie jest konieczne. Susze i powodzenie. Upał i mróz. Wszystko ma większy sens, którego jeszcze ty nie dostrzegasz. — wyjaśniła jej Winogrono.
Pointka pokazała jej język.
— "Nic nie dzieje się bez powodu". — zacytowała Jaskółkę ze skwaszoną miną. — Ale sama przyznasz, że mogłoby być chłodniej...
Bura uśmiechnęła się słabo.
— Też bym wolała. — przyznała cicho. — Ale nic nie poradzimy. Porą Nagich Drzew zatęsknimy za tym ciepłem.
Traszka zmarszczyła nos. Jedynie Pora Nowych Liści jak i Upadających, były znośne. Reszta to koszmar do życia. Szelest rozległ się niedaleko ich. Obie kotki nastawiły uszu, zrywając się z ziemi.
— Nasz patrol? — miauknęła do mentorki.
Bura pokręciła łbem. Zdawała się zdenerwowana. Traszka opuściła uszy, lekko zestresowana. Winogrono zwykle była oazą spokoju.
— Zwiadowcy nie zapuszczają się zwykle w okolice Konającego Buka. Za mało drzew. — odparła, otwierając pysk. — Przerażenie i krew. Traszko stań za mną.
Uczennica grzecznie wykonała rozkaz. Rozglądała się nerwowo wokół. Szelest przemieszczał się pomiędzy krzewami.
— Kim jesteś! Wtargnąłeś na tereny Owocowego Lasu. — oznajmiła Winogrono, jeżąc się.
Biała kupa futra wypadła z krzaków. Drapała się agresywnie po całym ciele. Spanikowane czerwone ślepia ugrzęzły na dwóch kotkach. Szybkim krokiem skierowała się do nich.
— Jeśli zaatakujesz nie zamierzam być dłużna! — ostrzegła bura, pokazując kły.
— P-pomocy... — pisnęło zdarte gardło. — Boli...
Dopiero z bliska Traszka dostrzegła strużki krwi wypływające spod gęstego białego futra.
— Winogrono, ona cierpi... — jęknęła zmartwiona pointka.
Bura wciąż czujnie obserwowała obcą.
— Jesteś zbyt młoda i ufna. — stwierdziła. — To może być podstęp. Nie spuszczaj z niej wzroku na uderzenie serca.
Biała wciąż szamotała się, jeżdżąc pazurami po ciele. Niczym opętana, płakała i niespokojnie wierciła się, pogrążona w cierpieniu.
— Kim jesteś. — powtórzyła Winogrono, stając nad kotką. — Odpowiadaj.
Czerwone ślepia spojrzały na wojowniczkę.
—...Ja-jarząb. — padło jedno słowo z pyska, ociekające cierpieniem.
Bura zmarszczyła nos.
— Co ci jest? Dlaczego tak wyglądasz? — przyglądała się uważnie obcej.
— Bardzo cię boli? Zabierzmy ją do medyka. — wtrąciła się Traszka.
— Cicho. Pierw dowiemy się czy nie jest zagrożeniem. — zganiła ją mentorka.
Biała przestała się drapać na uderzenie serca, by ponownie zacząć jeszcze mocniej.
— Błagam... Pomóżcie... Słońce... Ono mnie z-zabije... Zabije... — miauczała, płacząc.
Traszka z Winogronem spojrzały po sobie. Zachowanie białej nie było normalne, lecz przypominało im coś. Kocięta Nic także źle reagowały na słońce. Szczególnie tak mocnie, jak ostatnio.
— Cii... — miauknęła pointka, niepewnie przejeżdżając łapą po łbie roztrzęsionej kotki. — Pomożemy ci. Prawda, Winogrono?
Bura niechętnie kiwnęła łbem.
— Dziękuję... Dzię-dziękuje... — szeptała w kółko biała, próbując się uspokoić.
* * *
Czerwonooka kotka budziła dużo emocji w Owocowym Lesie. Zaciekawione koty ciągle zerkały w stronę legowiska medyka, utrudniając pracę Witki.
— Słyszałem, że ma oczy czerwone jak krew. — miauknęła Gruszka do brata.
Borówek podrapał się po łbie.
— Ciekawe czy gustuje w kocim mięsie. — mruknął ironicznie.
— Słyszałem, że ma oczy czerwone jak krew. — miauknęła Gruszka do brata.
Borówek podrapał się po łbie.
— Ciekawe czy gustuje w kocim mięsie. — mruknął ironicznie.
Borsuk dosiadł się do pary uczniów.
— Jak zniknie, któreś z was to będziemy wiedzieć kto za tym stoi, hahaha. Choć ja bym zaczął od kociąt, najbardziej bezbronne i najłatwiejsze do szybkiego pozbycia się dowodów. Jeśli wiecie jeśli mi chodzi. Ale Mrówka szybciej by pysk mi przeryła niż pozwoliła się zbliżyć do jej kociąt. Może i dobrze, ja i tak nie czuje potrzeby kontaktu z nimi, ani z nią. Zostały jej tylko one, wiecie. Cała rodzina jej praktycznie umarła. Trochę smutne nie? Mam w sumie podobnie. — zaczął Borsuk, sprawiając, że kocięta Nikt i Miodunki szybko go opuściły.
Smutne niebieskie ślepia spojrzały na Traszkę.
— Wszystko w porządku, kuzynko? Trening źle ci idzie? To trochę dziwne, że cała wasza trójka jest jeszcze uczniami. Rozmawialiście z Komarem by zostać razem mianowani?
Traszka westchnęła, ale dosiadła się do kocura. Miał tylko ich i siostrę. Nie przepadała za nim szczególnie, przegadywał ją i nie dopuszczał do słowa, ale musiała to znieść. Widok Borsuka chodzącego samotnie po obozowisku ze spuszczonym ogonem był gorszym niż znoszenie jego paplaniny.
— Wszystko w porządku. Trening dobrze mi idzie. Wiesz, mamy jeszcze dodatkowe zajęcia z Wszechmatką, to może trochę opóźniło wszystko. Wątpię, by Komar był dla nas taki łaskawy. — odpowiedziała mu z uśmiechem na pysku.
Borsuk pokręcił łbem rozbawiony.
— Może jeszcze staruszek nas zaskoczy. Jest już taki stary, czasem serce mięknie na starość. Myślisz, że Fretka czy Agrest zajmą pozycję lidera? Stoczą walkę o nią? Fretka zdaje się nie odpuścić łatwo takiej szansy. Wygląda na taką co szybciej rzuciłaby się lisom na pożarcie niż oddała tą okazję. Ale Agrest za to jest taki... uroczy. Chciałbym czasem go przytulić, wiesz? Ma takie puszyste poliki...
— Traszko! — uratowała ją Witka, wołając z legowiska medyków.
Kotka wstała i zerknęła na kuzyna.
— Sorki, muszę iść. — miauknęła i skierowała się szybko w stronę drzewa.
Szylkretka siedziała załamana nad leżącą białą. Ta zdawała się spać.
— Jej stan jest cięższy niż sądziłam. Spójrz. — podniosła białą sierść, ukazując liczne poparzenia i bąble.
Pointka przestraszona cofnęła się na krok. Nie chciałaby Jarząb umierała.
— Nie jesteś w stanie nic zrobić? — zapytała z lękiem.
Witka westchnęła.
— Raczej wyjdzie z tego. Ale przez najbliższy księżyc nie może wychodzić na słońce, jeśli ma się nie pogorszyć. Pierwszy raz widzę takie straszne poparzenia od słońca. — wyznała, kładąc liście na rany kotki. — Nie może się też drapać. Komar wyznaczył ciebie do pilnowania jej. Mówił, że jesteś odpowiedzialna za problem, który sama znalazłaś.
Traszka kiwnęła łbem i pochyliła się nad śpiącą kotką.
— Obiecuję się tobą zająć, Jarząb.
— Jak zniknie, któreś z was to będziemy wiedzieć kto za tym stoi, hahaha. Choć ja bym zaczął od kociąt, najbardziej bezbronne i najłatwiejsze do szybkiego pozbycia się dowodów. Jeśli wiecie jeśli mi chodzi. Ale Mrówka szybciej by pysk mi przeryła niż pozwoliła się zbliżyć do jej kociąt. Może i dobrze, ja i tak nie czuje potrzeby kontaktu z nimi, ani z nią. Zostały jej tylko one, wiecie. Cała rodzina jej praktycznie umarła. Trochę smutne nie? Mam w sumie podobnie. — zaczął Borsuk, sprawiając, że kocięta Nikt i Miodunki szybko go opuściły.
Smutne niebieskie ślepia spojrzały na Traszkę.
— Wszystko w porządku, kuzynko? Trening źle ci idzie? To trochę dziwne, że cała wasza trójka jest jeszcze uczniami. Rozmawialiście z Komarem by zostać razem mianowani?
Traszka westchnęła, ale dosiadła się do kocura. Miał tylko ich i siostrę. Nie przepadała za nim szczególnie, przegadywał ją i nie dopuszczał do słowa, ale musiała to znieść. Widok Borsuka chodzącego samotnie po obozowisku ze spuszczonym ogonem był gorszym niż znoszenie jego paplaniny.
— Wszystko w porządku. Trening dobrze mi idzie. Wiesz, mamy jeszcze dodatkowe zajęcia z Wszechmatką, to może trochę opóźniło wszystko. Wątpię, by Komar był dla nas taki łaskawy. — odpowiedziała mu z uśmiechem na pysku.
Borsuk pokręcił łbem rozbawiony.
— Może jeszcze staruszek nas zaskoczy. Jest już taki stary, czasem serce mięknie na starość. Myślisz, że Fretka czy Agrest zajmą pozycję lidera? Stoczą walkę o nią? Fretka zdaje się nie odpuścić łatwo takiej szansy. Wygląda na taką co szybciej rzuciłaby się lisom na pożarcie niż oddała tą okazję. Ale Agrest za to jest taki... uroczy. Chciałbym czasem go przytulić, wiesz? Ma takie puszyste poliki...
— Traszko! — uratowała ją Witka, wołając z legowiska medyków.
Kotka wstała i zerknęła na kuzyna.
— Sorki, muszę iść. — miauknęła i skierowała się szybko w stronę drzewa.
Szylkretka siedziała załamana nad leżącą białą. Ta zdawała się spać.
— Jej stan jest cięższy niż sądziłam. Spójrz. — podniosła białą sierść, ukazując liczne poparzenia i bąble.
Pointka przestraszona cofnęła się na krok. Nie chciałaby Jarząb umierała.
— Nie jesteś w stanie nic zrobić? — zapytała z lękiem.
Witka westchnęła.
— Raczej wyjdzie z tego. Ale przez najbliższy księżyc nie może wychodzić na słońce, jeśli ma się nie pogorszyć. Pierwszy raz widzę takie straszne poparzenia od słońca. — wyznała, kładąc liście na rany kotki. — Nie może się też drapać. Komar wyznaczył ciebie do pilnowania jej. Mówił, że jesteś odpowiedzialna za problem, który sama znalazłaś.
Traszka kiwnęła łbem i pochyliła się nad śpiącą kotką.
— Obiecuję się tobą zająć, Jarząb.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz