*dawno temu na nowych terenach*
Szła wzdłuż jeziora. Pora Nowych Liści była ciepła. Młoda trawa kiełkowała pod jej łapami. Niewielkie kwiatki koniczyny trącały ją w kończyny. Słońce powoli kierowało się ku morzu, by znów ustąpić nocy. Samotny spacer miał oczyścić jej myśli, lecz zamiast tego wciąż kłębiły się w jej umyśle. Niespokojna tafla zalewiska zupełnie jak jej umysł zdawała się sztargana przez wiatr.
— Dzień dobry!
Oderwała wzrok od zalewiska, by spojrzeć na liliową kotkę. Zdawała się taka przepełniona energią. Niezniszczona. Choć może to były pozory, przez które Pasikonik nie mogła się przedrzeć. Nieco speszona skierowała wzrok na jej pysk. Bukiet kwiatów.
— Hej. — miauknęła ciszej, spoglądając za siebie.
Nikt z jej klanu nie zdawał się patrolować aktualnie tych okolic. Kwiecisty Pocałunek pewnie niejedynie jej zdradziła, że w okolicy Upadłego Potwora widziała wiele królików.
— Z-zbierasz zioła d-dla medyka? — zapytała, siadając.
— Tak, wysłali mnie, żebym pozbierała.
— Z-znasz się na ziołach...? — urwała, czując jak głupie było to pytanie.
Nie wysłaliby jej gdyby się nie znała.
— Tak. Orientuję się nawet. — przyznała Kminek.
— Dzień dobry!
Oderwała wzrok od zalewiska, by spojrzeć na liliową kotkę. Zdawała się taka przepełniona energią. Niezniszczona. Choć może to były pozory, przez które Pasikonik nie mogła się przedrzeć. Nieco speszona skierowała wzrok na jej pysk. Bukiet kwiatów.
— Hej. — miauknęła ciszej, spoglądając za siebie.
Nikt z jej klanu nie zdawał się patrolować aktualnie tych okolic. Kwiecisty Pocałunek pewnie niejedynie jej zdradziła, że w okolicy Upadłego Potwora widziała wiele królików.
— Z-zbierasz zioła d-dla medyka? — zapytała, siadając.
— Tak, wysłali mnie, żebym pozbierała.
— Z-znasz się na ziołach...? — urwała, czując jak głupie było to pytanie.
Nie wysłaliby jej gdyby się nie znała.
— Tak. Orientuję się nawet. — przyznała Kminek.
Pasikonik kiwnęła łbem, przenosząc wzrok na własne łapy, by nie wgapiać się w kotkę zbyt długo. Zakryła szybko ogonem niepełnosprawną łapę, mając nadzieję, że liliowa nie zwróciła na to uwagi.
— M-moja siostra... — zaczęła niepewnie, zerkając jedynie na Nocniaczkę. — R-robiła takie... wianki. Z kwiatów. Chciałabyś się m-może nauczyć? — spuściła wzrok, by nie widzieć jej reakcji.
— Chętnie. — odpowiedziała liliowa.
Uczucie ulgi przeszło przez jej grzbiet. Rozluźniła się lekko. Nie wyśmiała jej. Rozejrzała się wokół. Usiana mleczami, koniczynkami i nielicznymi makami polana nie oferowała zbyt wiele. Wstała powoli, czując na sobie spojrzenie wojowniczki i udała się do mleczy. Zerwała kwiaty tuż przy samej ziemi.
— Mam także zbierać? — zapytała Kminek.
Pasikonik kiwnęła łbem i zrobiła krok w stronę kolejnych kwiatów. Minęło dobre parę uderzeń serca nim kupka z kwieciem się uzbierała przed kotkami.
— T-tyle starczy. — miauknęła cicho, zerkając na umorusaną żółtym pyłem liliową.
Uśmiechnęła się lekko i usiadła nad zbiorami. Złapała parę łodyg w pysk i położyła przed sobą.
— M-musisz tak skrzyżować ł-łodygi. — zaprezentowała. — I p-potem zrobić tak... I tak k-kolejny raz. — zaczęła przeplatać.
Niezbyt zgrabna konstrukcja powoli nabierała kształtu. Czuła na sobie wzrok liliowej, jak wpatruje się uważnie w jej ruchy. Łapy lekko zadrżały jej nerwowo.
— J-jak ci idzie? — mruknęła, próbując odgonić myśli.
Liliowa spojrzała się niepewnie na rozlatujący się twór.
— Niezbyt...
Pasikonik wstała i podeszła do niej. Ich pyski dzieliło parę mysich długości. Szylkretka starała się udawać, że wcale nie czuje się z tym dziwnie. Szybko spuściła wzrok i przyjrzała się lepiej wiankowi. Wszystko było dobrze, ale kwiaty rozplątywały się.
— M-musisz m-mocniej ściskać. — miauknęła cicho.
— M-moja siostra... — zaczęła niepewnie, zerkając jedynie na Nocniaczkę. — R-robiła takie... wianki. Z kwiatów. Chciałabyś się m-może nauczyć? — spuściła wzrok, by nie widzieć jej reakcji.
— Chętnie. — odpowiedziała liliowa.
Uczucie ulgi przeszło przez jej grzbiet. Rozluźniła się lekko. Nie wyśmiała jej. Rozejrzała się wokół. Usiana mleczami, koniczynkami i nielicznymi makami polana nie oferowała zbyt wiele. Wstała powoli, czując na sobie spojrzenie wojowniczki i udała się do mleczy. Zerwała kwiaty tuż przy samej ziemi.
— Mam także zbierać? — zapytała Kminek.
Pasikonik kiwnęła łbem i zrobiła krok w stronę kolejnych kwiatów. Minęło dobre parę uderzeń serca nim kupka z kwieciem się uzbierała przed kotkami.
— T-tyle starczy. — miauknęła cicho, zerkając na umorusaną żółtym pyłem liliową.
Uśmiechnęła się lekko i usiadła nad zbiorami. Złapała parę łodyg w pysk i położyła przed sobą.
— M-musisz tak skrzyżować ł-łodygi. — zaprezentowała. — I p-potem zrobić tak... I tak k-kolejny raz. — zaczęła przeplatać.
Niezbyt zgrabna konstrukcja powoli nabierała kształtu. Czuła na sobie wzrok liliowej, jak wpatruje się uważnie w jej ruchy. Łapy lekko zadrżały jej nerwowo.
— J-jak ci idzie? — mruknęła, próbując odgonić myśli.
Liliowa spojrzała się niepewnie na rozlatujący się twór.
— Niezbyt...
Pasikonik wstała i podeszła do niej. Ich pyski dzieliło parę mysich długości. Szylkretka starała się udawać, że wcale nie czuje się z tym dziwnie. Szybko spuściła wzrok i przyjrzała się lepiej wiankowi. Wszystko było dobrze, ale kwiaty rozplątywały się.
— M-musisz m-mocniej ściskać. — miauknęła cicho.
<Kminek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz