*dwa tygodnie po sytuacji w mieście*
Wracał z rośliną mając w głowie wciąż słowa kocura, który uratował mu życie. Nie chciał za bardzo o tym rozmyślać, dlatego też wyrzucił z głowy to spotkanie. Budziło w nim nie tyle co niepokój, co strach przed tym, jak zareaguje na to wszystko Grzybowa Gwiazda. Nie było go dość długo. Nic więc dziwnego, że spiął się pomimo licznych ran i wręcz szybkim krokiem zmierzał w kierunku terenów Klanu Klifu. Będzie musiał się z tego wszystkiego wytłumaczyć.
Gdy przemknął przez Złote Kłosy napotkał na swojej drodze dość istnie dziwny widok. Szarżujący Bizon gapił się na małe kocię, które skakało radośnie w około niego. Zatrzymał się, a szelest roślin spowodował, że wojownik zwrócił łeb w jego stronę, jeżąc się na grzbiecie. Widząc jednak, że to on na jego pysku pojawił się zaskoczony wyraz.
— No nareszcie — prychnął. — Grzybowa Gwiazda już się obawiał, że nie wrócisz. Widzę, że masz to zielsko. — Jego wzrok skierował się na to co trzymał w pysku.
Pokiwał głową, po czym nie pytając o dziwne kocię, ruszył przed siebie.
— Kto to tato? — malec zwrócił się do Bizona, który westchnął na to cierpiętniczo.
Posłał im obu zaskoczone spojrzenie, bo nie spodziewał się, że wojownik miał potomstwo.
— Nie jestem twoim tatą — Klifiak odpowiedział dziecku. — Nie pytaj — zwrócił się do niego, widząc że był tym wszystkim zdezorientowany.
Nawet nie chciał dopytywać. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż ta dziwna sytuacja. Zostawiwszy wojownika z malcem, udał się do obozu.
***
Składał raport Grzybowej Gwieździe, przekazując mu słowa od ich wybawiciela. Widział jak lider marszczył swój pysk. Towarzyszyła mu oczywiście Aksamitna Chmurka, która była wszak zastępczynią oraz medyczka. Reszta Rady dalej chorowała, a ze świata odeszła już Rdzawe Futro. Żałował, że to poszukiwanie lekarstwa trwało tak długo. A raczej... To była jego głupota, że dał się tak podejść Rybitwie.
— Dobrze. Zostawmy to na razie — rzekł Grzybowa Gwiazda, kiwając głowę w stronę Morskiego Oka. — Wylecz chorych póki jest jeszcze na to szansa.
— Oczywiście — Medyczka chwyciła w pysk roślinę, po czym odeszła, by się jej bliżej przyjrzeć i podać chorym.
Wytłumaczył im wszystkim w jaki sposób należało ją zastosować, by uratować starszych. Cieszył się jednak z tego, że choroba nie dopadła Aksamitnej Chmurki. Jej widok sprawił, że poczuł się ponownie jakby żywy. Widząc, że jej wzrok na nim spoczął, uśmiechnął się lekko, co było u niego niespotykane.
Ale jak miałby się nie cieszyć, że znów ją widział, gdy miał szansę już na zawsze pożegnać się z tym światem? Teraz jeszcze bardziej docenił to, że mógł z nią spędzać każdy dzień.
— Mam nadzieję, że mnie nie zdradzałeś w tym całym "Betonowym Świecie" — rzuciła do niego, gdy tylko opuścili legowisko lidera.
Widział jaką miała obrażoną minkę, jak gdyby naprawdę wierzyła w słowa, które wypowiadała. Pokręcił na to łbem.
— Dobrze wiesz, że to nie w moim stylu — mruknął, przysiadając obok niej przy kamiennej ścianie. Jej morskie ślepia skupiły się na nim uważnie, jak gdyby próbując pojąć sens tego co mówił. — Aksamitko... ja... — zaczął niepewnie, czując jak serce mu przyspiesza. Śmierć otworzyła mu oczy na wiele spraw. Pozwoliła wyrwać się z niechęci do próbowania nowych rzeczy. — Cieszę się, że znów cię widzę. Całą i zdrową. Jeżeli byś chciała to... Chętnie pójdę z tobą pooglądać jeże — palnął pierwsze co przyszło mu przez myśl, gdy o niej myślał.
— Och, misiu... Ale ty wiesz, że jeże wychodzą tylko, gdy listki spadają z drzew? — zaśmiała się, kręcąc głową.
Stał tam jak taki idiota, bo rzeczywiście. Teraz raczej te stworzenia były poza ich zasięgiem. Mimo wszystko tęsknił za jej wyrazem pyska, za jej głosem. Coraz bardziej czuł, że chciał jej to powiedzieć. Póki żył, póki śmierć go nie zabrała z tego świata.
— Kocham cię — miauknął, zamykając ją w swoim silnym uścisku.
Kocica uśmiechnęła się na jego słowa, tryskając wręcz radością. Polizała go po pyszczku, odpowiadając mu:
— Ja ciebie też, Misiu.
Czy mogło być coś piękniejszego na ziemi niż te słowa? Nie żałował, że los złączył go z Aksamitną Chmurką. Dzięki niej zapomniał o wszystkich problemach, wszystkich troskach i tym, że prawie zginął. Cieszył się tą chwilą tak, jakby miała się już nigdy więcej nie powtórzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz