Pieszczoszka coraz częściej wyglądała posępnie przez okna mieszkania. Panorama rozciągającego się drzewnymi długościami miasta wydawała się zarośniętą, kamienną dżunglą nie do przejścia... Lecz gdzieś tam, spomiędzy ciasno zbitych budynków, przebijała się bardzo znajoma jej zieleń.
Jej myśli codziennie wędrowały do jej starego życia – nie mogła przestać się zastanawiać, czy wszystko jest z Klanem Nocy w porządku. Martwiła się o swoich przyjaciół i rodzinę. Żałowała opuszczenia ich bez słowa, choć właściwie, nawet nie miała wyboru. Oczywiście, szybko pokochała bycie pupilkiem dwunogów i najchętniej zabrałaby tu wszystkich, by mogli wraz z nią cieszyć się wszystkimi jego wygodami... Jednak coś ciągnęło ją w stronę lasu, w którym przyszła na świat i spędziła swoje najpiękniejsze, najbardziej beztroskie księżyce.
Tęskniła.
Miała swoich właścicieli, miała Bajgla... Nie było to jednak to samo. Nawet najpyszniejsze smaczki po czasie sprawiały, że marzyła o kawałku świeżej, wyłowionej z rzeki ryby. To mięciutkie legowisko, w którym często się wylegiwała, wcale nie było aż tak wygodne. Z chęcią przespałaby choćby jedną noc w mszystym łożu, chociaż trzeba było często je wymieniać, gdy zaczynało już robić się suche. Nawet to ciepełko i ściany, które osłaniały ją od zewnętrznej pogody... Teraz pragnęła poczuć na skórze mróz i w futrze szalejący wicher tak, jak nigdy by się tego po sobie nie spodziewała.
— Jak często wychodzisz na dwór? — zapytała nagle siedzącego po drugiej stronie pokoju Bajgla Kajzerka, nieprzerwanie wpatrując się w lodową szybę. Kocur ziewnął, przeciągnął się na dywanie i odparł:
— Czasem — mruknął. — Zwykle zabierają mnie na smyczy i szelkach. Widziałaś mnie w nich, gdy się poznaliśmy, pamiętasz?
— Tja... to dlaczego odkąd tu jestem ani razy nie byłeś na zewnątrz?
— Jest tam zimno. Mam długą sierść, lecz nie na tyle, by dobrowolnie wybierać się na jakąś eskapadę w taki śnieg — zaśmiał się, również zwracając oczy ku oknu. Za nim można było zauważyć wirujące przez siłę wiatru płatki śniegu, które opadały na ziemię, powiększając już wystarczająco wysokie, białe zaspy.
— Nie lubisz wychodzić? — miauknęła, odwracając ku kocurowi głowę.
— Uwielbiam! Ale kiedy jest cieplej i mogę porozmawiać ze starymi znajomymi. Teraz, podobnie jak my, wszyscy grzeją przy kominkach zadki, zamiast urządzać spotkania.
Kajzerka widocznie się zamyśliła. Do końca Pory Nagich Drzew nie zostało już tak wiele czasu... Lada chwila słońce miało zrobić się gorętsze, śnieg stopnieć, a drzewa pokryć się drobnymi, zielonymi pączkami. Gdyby tylko chwilę poczekać...
— A nie myślałeś czasem o tym, by żyć wolno? — spytała w końcu, podchodząc bliżej do zaskoczonego pytaniem kremowego. — Wiesz, nie być ograniczonym przez trzymaną w ręku dwunoga linkę, móc spotykać się z kim chcesz, kiedy chcesz, albo chodzić tam, gdzie tylko cię poniosą łapy... Nigdy tego nie chciałeś?
Bajgiel zamrugał ze zdziwienia.
— Może kiedyś, jak byłem młodziakiem, ale to już było dawno. Teraz mi to pasuje i czuję się świetnie. Mam co jeść, co robić, gdzie spać, a do tego jeszcze tak cudownych właścicieli i piękną kotkę... Czego mógłbym chcieć więcej? — Uśmiechnął się delikatnie, a Kajzerka, choć na chwilę się zarumieniła, nie była zadowolona jego odpowiedzią.
— Naprawdę? A gdybyś nie był w tym sam? Wiesz... Miałbyś mnie? — mruknęła nieco niepewnie, lecz z każdym słowem nabierając więcej śmiałości. — Moglibyśmy eksplorować razem to miasto, pokazałabym ci wszystkie miejsca, jakich nigdy nie widziałeś na oczy, razem odnaleźlibyśmy i dołączylibyśmy do Klanu Nocy, a ja bym cię zapoznała ze wszystkimi moimi przyjaciółmi... Moglibyśmy wziąć nawet razem ślub! — mówiła z coraz większym zachwytem, idąc w stronę Bajgla, aż nie stała zaraz przed jego nosem. — Czy to nie byłoby wspaniałe?!
Pomimo jej szerokiego uśmiechu oraz wyciągniętego prosto w górę ogona, piecuch nie wyglądał, jakby podzielał jej entuzjazm. Wręcz przeciwnie, wydawał się wręcz zmieszany jej propozycją.
— Dlaczego miałbym chcieć opuścić mój dom? Dzicz jest straszna! Ile ja już nie słyszałem historii o naiwnych pieszczoszkach, które uciekały z domów, a później jedyne, co po nich zostawało, to zerwana obróżka? Tyle jest tam agresywnych zabijak, stworzeń, chorób, klęsk... — wyliczał, przestraszony wizją możliwego odejścia. Po chwili spojrzał głęboko w złote oczy Kajzerki, a w jego oczach mogła zobaczyć zmartwienie i poczucie zdrady. — Chcesz uciec? Myślałem, że polubiłaś to miejsce. Tak przynajmniej to wyglądało...
Kotka zasmuciła się, podrygując nerwowo łapkami.
— Bo tak było! Jest! Naprawdę! — próbowała się wytłumaczyć, ale w przeciągu chwili jej głowa stała się całkowicie pusta. — Tutaj jest mi świetnie i cudownie się bawiłam! To tylko takie gdybanka! Nic poważnego. Przecież bym cię tutaj tak nie zostawiła! — zapewniała, choć sama w głębi serca czuła, że nie mówiła tego szczerze. Bajgiel nie wyglądał na przekonanego; po chwili wpatrywania się w piecuszkę w ciszy, głośno westchnął i powiedział ciszej:
— Rozumiem. — Kocur zwlókł się z dywanu i, milcząc, odszedł w stronę innego z pomieszczeń. Kajzerka miała ochotę coś powiedzieć, gdy odchodził, lecz zupełnie nie wiedziała, co. To łamało jej serce. Nie chciała, by Bajgiel myślał o niej w ten sposób. Nie chciała go zostawiać! Chciała tylko wrócić tam, gdzie była najszczęśliwsza i oczekiwała, że poczuje to samo. Przecież to byłoby piękne! Móc podróżować razem i zamieszkać w jej pięknym klanie z tymi wszystkimi cudownymi kotami, jakie miały w jej sercu specjalne miejsce.
Czując napływające do jej oczu łzy, Kajzerka czmychnęła prędko pod kanapę, by móc wypłakać się na osobności.
***
Próbowała przez parę dni udawać, że ta rozmowa wcale nie miała miejsca. I faktycznie, nie minęło dużo czasu, a Bajgiel o tym całkowicie zapomniał. Znów przymilał się do niej jak wcześniej i spędzali cały dzień na ganianiu za zabawkami, błaganiu o przysmaki czy drzemaniu na najwyższych meblach mieszkania. A jednak myśl o niej nie opuszczała głowy Kajzerki – ona nie była w stanie udawać, że wszystko w porządku i nie miała różniących się od niego marzeń. Choć chciała tu zostać, chciała być z nim na zawsze, to wiedziała, że to nie było jej prawdziwe powołanie. Czekała na nią woda, czekały lasy i równiny, czekały gotowe do złowienia ryby i wszyscy bliscy, jakich zostawiła za sobą. Musiała robić to, co podpowiadało jej serce, a ono, choć rozdarte, biło mocniej w stronę wolności.
Pieszczoszka przepraszała w swoich myślach Bajgla za to, że nie otrzymał od niej pożegnania. Nie mogła tego zrobić. Była świadoma, że kocur chciałby ją zatrzymać, ale także nie chciała znów patrzeć w jego smutne, szkliste od bólu ślepia. Zastanawiała się, czy to właśnie w ten sposób czuła się Kawcze Serce, gdy opuszczała Klan Nocy wraz z Płotką, nie mówiąc swojej córce ani słowa. Czy też bała się spojrzeć jej w oczy? Nie chciała widzieć wywołanych przez nią łez?
Gdy zobaczyła uchylone okno w małym, pustym pokoiku, Kajzerka wiedziała momentalnie, że to jedyna taka szansa, jaką dostanie. Wskoczyła na wielkie, białe pudło, w którego środku wirowały fale, a z niego na cienki parapet. Zimne powietrze, jakiego nie czuła już od księżyców, uderzyło w jej pyszczek, lecz wcale jej nie zniechęciło. Podskoczyła i... na moment utknęła. Po chwili mocowania się jednak z przyciskającą ją framugą kotka zdołała jednak przecisnąć przez szparę i upaść prosto w kupkę miękkiego, białego śniegu, która leżała odgarnięta zaraz pod budynkiem. Widocznie musiała przybrać tu trochę na wadze... To nie było jednak w tej chwili ważne. Otrząsnęła się z mroźnego puszku, wyskakując z zaspy. Teraz miała do wykonania misję, a było nią odnaleźć Klan Nocy. Wrócić tam, gdzie powinna być!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz