Położył się w legowisku Dwunożnych, niepoukładanym, lecz intensywnie pachnącym Panem i Panią. Zniknęli. Czuł ogromną tęsknotę za swoimi właścicielami. Dom bez nich wydawał się strasznie pusty i bezsensowny. Stracił swój blask, a Papieża pozbawiło to energii.
Nawet spojrzenie na łagodne oblicze watykańskiego człowieka nie przywróciło kocurowi humoru.
Leżał, raz na grzbiecie, raz na boku, raz na brzuchu. Nie potrafił znaleźć wygodnej pozycji.
Miał ochotę się rozpłakać, lecz wewnątrz nadal czuł nadzieję. Nadzieję w powrót Dwunogów.
Skąd ją posiadał? Nie wiedział. Instynkt? Wewnętrzna, przyjacielska relacja z wyprostowanymi istotami?
Przez ulicę kilka razy przejechał ambulans, jak zwali go ludzie.
Dziwny dźwięk na podjeździe od razu go rozbudził. Zbiegł pod drzwi tak, jakby biegł na swój ostatni posiłek w kuchni.
Usłyszał stłumione odgłosy Dwunogów i przekręcanie klucza w drzewcu, zamykającym jamę.
Weszli.
Papież zaczął głośno miauczeć, patrząc prosto w nich. Pani wzięła go na ręce, przepraszając za tak długie zostawienie jej małego cudu w domu. Płakała i siorbała w sierść niebieskiego. Kocur skrzywił się, fuj, stał się brudny tak szybko od powrotu JEGO Bogów. Nie po to wylizywał się z nudów, by Dwunożna zniszczyła jego koci outfit.
Zignorował te myśli, liczył się tylko ich powrót.
Chwilę potem trafił w ręce Pana. Pani udała się do kuchni i wyrzuciła suche wióry do kosza, wrzucając do miski saszetkę. Tak, saszetkę! Tę pięknie pachnącą.
Zamruczał. Zamruczał głośno ocierając się głową o twarz Pana. Musiał go oznaczyć, człowiek musiał nim pachnieć. Należeli do niego, oboje.
Trafił do kuchni, zapalczywie jedząc pierwszy tak dobry posiłek tego dnia. Zdołał nawet przełknąć leżące niedaleko pozostałości po suchej karmie, taki obrósł go głód.
Do późnej nocy nie zostawił właścicieli samych. Chodził z nimi do łazienki, nie obawiając się wody, do kuchni patrząc na dziwne zielone cosie z ogrodu, próbował nawet wejść na stół w jadalni, by spędzić czas tylko z nimi.
Ciągle ocierał się o nogi właścicieli.
Ostatecznie zasnął z nimi w jednym legowisku.
Jeden z portretów Jana Pawła II zdawał się uśmiechnąć, widząc rodzinkę w komplecie.
Nawet spojrzenie na łagodne oblicze watykańskiego człowieka nie przywróciło kocurowi humoru.
Leżał, raz na grzbiecie, raz na boku, raz na brzuchu. Nie potrafił znaleźć wygodnej pozycji.
Miał ochotę się rozpłakać, lecz wewnątrz nadal czuł nadzieję. Nadzieję w powrót Dwunogów.
Skąd ją posiadał? Nie wiedział. Instynkt? Wewnętrzna, przyjacielska relacja z wyprostowanymi istotami?
Przez ulicę kilka razy przejechał ambulans, jak zwali go ludzie.
Dziwny dźwięk na podjeździe od razu go rozbudził. Zbiegł pod drzwi tak, jakby biegł na swój ostatni posiłek w kuchni.
Usłyszał stłumione odgłosy Dwunogów i przekręcanie klucza w drzewcu, zamykającym jamę.
Weszli.
Papież zaczął głośno miauczeć, patrząc prosto w nich. Pani wzięła go na ręce, przepraszając za tak długie zostawienie jej małego cudu w domu. Płakała i siorbała w sierść niebieskiego. Kocur skrzywił się, fuj, stał się brudny tak szybko od powrotu JEGO Bogów. Nie po to wylizywał się z nudów, by Dwunożna zniszczyła jego koci outfit.
Zignorował te myśli, liczył się tylko ich powrót.
Chwilę potem trafił w ręce Pana. Pani udała się do kuchni i wyrzuciła suche wióry do kosza, wrzucając do miski saszetkę. Tak, saszetkę! Tę pięknie pachnącą.
Zamruczał. Zamruczał głośno ocierając się głową o twarz Pana. Musiał go oznaczyć, człowiek musiał nim pachnieć. Należeli do niego, oboje.
Trafił do kuchni, zapalczywie jedząc pierwszy tak dobry posiłek tego dnia. Zdołał nawet przełknąć leżące niedaleko pozostałości po suchej karmie, taki obrósł go głód.
Do późnej nocy nie zostawił właścicieli samych. Chodził z nimi do łazienki, nie obawiając się wody, do kuchni patrząc na dziwne zielone cosie z ogrodu, próbował nawet wejść na stół w jadalni, by spędzić czas tylko z nimi.
Ciągle ocierał się o nogi właścicieli.
Ostatecznie zasnął z nimi w jednym legowisku.
Jeden z portretów Jana Pawła II zdawał się uśmiechnąć, widząc rodzinkę w komplecie.
spokojnie, już koniec spamu Papieża
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz