Szła. Szła niczym tykwa, z tym swoim zadartym nosem. Korzystając z nieuwagi rodziców, szczególnie mamy, która teraz była poza żłobkiem, postanowił oddzielić się od reszty rodzeństwa, która teraz przeprowadzała masowy atak na ojca. Niech się biją z wielkim niedźwiedziem, on teraz zaczepiał prawdziwą żmiję! Z Piaskiem miał już styczność, więc zastanawiał się, czy reszta z tej małej zgrai jest tak samo odklejona i odpada niczym tynk od starej ściany, czy może da się z nimi porozmawiać. Znaczy, ta tutaj wyglądała na gorszy okaz od swojego brata… ale kto mu zabroni wkładać kija w mrowisko? Przyczaił się więc z kilką mchu, czekając na odpowiedni moment. Jeszcze chwila, dosłownie sekunda i… PACH! Mech wylądował na boku rudej wiewióry, odbijając się zaraz. A jak poleciał! Fiu! Zaraz po tym kotka mogła usłyszeć wredny chichot puchatego kociaka, ze zniecierpliwieniem czekającego na reakcję. I już, już widział, jak kotka wręcz iskrzy się z gniewu, zaraz się odpali i będzie zabawnie! Problem w tym, że kiedy miało już do wybuchu dojść, jej spojrzenie skrzyrzowało się z jakimś dziwnym wyrazem w oczach Zięby, przez co Lew jedynie się napuszyła, zamknęła pyszczek wcześniej gotowy do rzucenia w lilowego najgorszymi obelgami, po czym zgrabnie zaczęła czyścić futerko w miejscu, gdzie uderzyła ją kulka. Szept zmarszczył czoło, zerkając na panią mamę krótko, a potem na kociaka przed nim. Czyli to w tamtej pani jest problem? A to nic! Wystarczy, że dopadnie kociaki w miejscu, gdzie nie będzie Zięby, tylko trzeba stworzyć taką sytuację, albo zwyczajnie poczekać. Przecież kotka nie siedzi w żłobku cały czas, musi wychodzić się chociażby załatwić albo rozprostować łapy. No i jeszcze zostaje trening na ucznia, wtedy też będzie sporo czasu na prowokowanie młodych piasków.
- Jesteś tak samo nudna jak twój brat - stwierdza po chwili, nadal próbując, chociaż nie tak intensywnie jakby chciał, głównie przez niechęć do marnowania pomysłów na prowokacje które i tak nie wypalą, zatrzymywane przez strażniczkę Ziębę. - Co lobisz całymi dniami? Czyścisz się i śpisz?
- Nie Twój interes. - odpowiada prychając - Twój móżdżek jest za mały by zrozumieć, że takie ganianie za mchem jest uwłaczające dla kogoś takiego jak ja, dlatego spędzam inaczej czas niż wy, nierude paskudztwa. Trzymaj, się więc z dala ode mnie z tą kulką i swoimi brudnymi łapami. - z jej pyska wydobywa się niezbyt głośny syk, przestroga. Nie zważała na to, że kocur jest młodszy. Powinien już od małego wiedzieć, że rudzi są ponad inne koty. - Znaj swoje miejsce i lepiej zejdź mi z oczu, bo widzę że celowo szukasz guza… - Na początku nieco zdziwiły go słowa starszego kociaka, jednak… jednak było to coś, na co tak właściwie czekał. Otwarła się, powiedziała co myśli a myśli w sposób, przed jakim ostrzegali go rodzice. ALE SOBIE TERAZ NAGRABIŁA, HU HU. Lew mogła zobaczyć jak na pyszczku kocurka pojawia się jakiś dziwny uśmiech satysfakcji z uwzględnieniem małych igiełek i błysku w oczach, jednak nie wydarł się ze swoim planem na cały głos, a zaraz spróbował uspokoić mimikę. Potem poleci do Tygrysiej Gwiazdy i się poskarży i powie wszystko i może wtedy wyjmą kije z dupy. Ale to potem. Teraz jak już się odezwała, to można się zabawić! Wreszcie ktoś spoza jego rodzeństwa! Co prawda nie widział w niej towarzysza do zabaw a do drażnienia, ale co za różnica?
- Szeczywiście jestem głupi, nie zauwasyłem tego wcześniej, pszeplaszam o księszniczko. Czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zlobić? - Pyta teatralnym tonem, starając się by za bardzo go nie rozniosło, chociaż w środku niemal tarzał się po podłożu. Kotka uśmiechnęła się wyniośle, gdy kocurek nazywa ją księżniczka. Kocur co prawda nie wiedział czy to łyknęła, ale wydawała się być zadowolona, więc chyba tyle wystarczy. Chwilę się zamyśliła, chcąc mu wymyślić jakieś zadanie.
- Hmmm... - zamruczała spoglądając na wyjście ze żłobka - Wystarczy jak znikniesz mi z oczu. A jak tego dokonasz, to już nie ważne. - rzuciła słodko, ciekawa co ta mała pokraka zrobi - Powinieneś czuć się wyjątkowo, już i tak wystarczająco poświęciłam czasu dla *ciebie* - mówiąc to podniosła się, po czym lekko maznęła swą kitą Szepta po nosku. Szept zmarszczył się kiedy dotknął go rudy ogon. O fuuu, dziewczyna go dotknęła, teraz się czymś zarazi. I jeszcze jakaś wredna. Nawet on miał jakieś swoje granice!
- Chętnie - stwierdził kichając, po wcześniejszym marszczeniu nosa, kiedy ta go podrażniła. Zaraz wstał na łapki, po czym pognał w stronę swojego rodzeństwa - EJ! NJE SGADNIECJE CO ODKLYŁEM! - Krzyczy podczas biegu. Musiał im się pochwalić, jaki piękny książkowy przykład rasisty znalazł. Lew była śmieszna i na pewno jeszcze trochę ją pomęczy. Tylko niech go więcej nie dotyka, bo następnym z czym kotka się spotka będzie jego obśliniona obficie łapa.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz