Sam taplał się więc w lepkiej glinie, przyklejając nowe warstwy grubych łodyg i pokrywając to wszystko cienką warstwą błota. Może jednak nie było to tak złe, jak początkowo mu się to wydawało...
No, powiedzmy. Mogłoby być lepsze, gdyby starszy kocur nie gadał mu ciągle nad uchem. Nie słyszał przez niego własnych myśli! Zresztą, nie wiedział nawet o czym tak rozprawiał. Lulek bowiem słuchał tylko części, co jakiś czas potakując. Przysiągłby, że Spieniona Gwiazda już kilka wschodów słońca temu odesłała wojownika na zasłużoną emeryturę. Ten jednak, zamiast wykonywać jakieś... bardziej dostosowane do jego wieku zadania, uparł się na to. Cóż, zawsze mogła to być Śnieżna Mordka!
— ... Jestem w końcu całkiem sprawnym kotem! W kwiecie wieku! Nie rozumiem tej decyzji... — powiedział starszy oburzonym głosem, a biało-czarny ogrodnik zaczął się jedynie zastanawiać nad tym, ile razy słyszał tego dnia dokładnie te same słowa.
Tak właściwie, do jego uszu doszły już chyba wszelkie możliwe wariacje tej wypowiedzi — wszystkie o identycznym przesłaniu. "Wolałbym się utopić, niż iść na emeryturę!", "Mogliście mnie pozostawić w tej rzece..." i inne, podobne wynurzenia dość często opuszczały pyszczek kocura. Trzeba było mu przyznać, że był naprawdę wytrwały. I dość irytujący.
Tak właściwie, do jego uszu doszły już chyba wszelkie możliwe wariacje tej wypowiedzi — wszystkie o identycznym przesłaniu. "Wolałbym się utopić, niż iść na emeryturę!", "Mogliście mnie pozostawić w tej rzece..." i inne, podobne wynurzenia dość często opuszczały pyszczek kocura. Trzeba było mu przyznać, że był naprawdę wytrwały. I dość irytujący.
— Oczywiście, że tak — odparł Lulkowe Ziele, starając się jakoś zakończyć ten temat. Nieszczególnie go to pasjonowało. Wciąż było chyba lepsze od historii z młodości... Może powinien nasłać kocura na Żmijowcową Wić? On by się pewnie ucieszył z możliwości słuchania opowieści o Szałwiowym Sercu. Dalej wszędzie za nim ganiał...
Młodziak przyklepał delikatnie błotną warstwę, oddalając się o kilka długości kocięcego kroku i przyglądając się owocom ich pracy. Ta konkretna część trzcinowej ściany wyglądała już znacznie lepiej, prawie jak przed katastrofą. Odetchnął ciężko, po czym machnął kocurowi ogonem w geście pożegnania. Miał teraz zamiar przejść się do grupy odnawiającej tatarakowe korytarze. W jej skład wchodziły Latająca Ryba i Świteziankowe Jezioro, a więc towarzystwo znacznie cichsze. Dołączył się do kotek, pomagając w naginaniu łuków i tworzeniu sklepienia, na tyle wysokiego, aby zmieścił się w nim kot i nic innego. Nie chciał nawet myśleć, jak wyglądały tunele podczas powodzi. Czy ktoś w nich utknął? Miał nadzieję, że nie.
Pracowali ciężko, aby odbudować łączący legowiska szlak. Lulek stanął na jednej z tatarakowych łodyg, przytrzymując ją sztywno przy ziemi, aby zgiąć ją pod dobrym kątem. Ta praca wcale nie była taka łatwa, na jaką z boku wyglądała! Po dłuższym czasie takiej harówki był bardzo zmęczony, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego... kiepską kondycję. W porównaniu oczywiście do swoich rówieśników, którzy zdecydowali się obrać inną ścieżkę. Odszedł więc na bok, pozostawiając kotki same, kładąc się pod jednym z drzew. Dalej nosiło na sobie znamiona powodzi. Do pewnego punktu na jego korze widoczne były ciemne przebarwienia i błotny osad. Ogrodnik zastanawiał się, ile wody musiałoby upłynąć w rzece, aby powódź stała się jedynie odległym wspomnieniem, mrzonką przeszłości, dalekim echem czegoś, co pamiętają tylko starsi.
Patrząc na kruszące się, odpadające z drewna błoto uśmiechnął się jednak, mając pewność, że prędzej czy później nad Klanem Nocy znowu z pełną mocą zaświeci słońce, nie pozostawiając na niebie miejsca na ani jedną chmurę.
Młodziak przyklepał delikatnie błotną warstwę, oddalając się o kilka długości kocięcego kroku i przyglądając się owocom ich pracy. Ta konkretna część trzcinowej ściany wyglądała już znacznie lepiej, prawie jak przed katastrofą. Odetchnął ciężko, po czym machnął kocurowi ogonem w geście pożegnania. Miał teraz zamiar przejść się do grupy odnawiającej tatarakowe korytarze. W jej skład wchodziły Latająca Ryba i Świteziankowe Jezioro, a więc towarzystwo znacznie cichsze. Dołączył się do kotek, pomagając w naginaniu łuków i tworzeniu sklepienia, na tyle wysokiego, aby zmieścił się w nim kot i nic innego. Nie chciał nawet myśleć, jak wyglądały tunele podczas powodzi. Czy ktoś w nich utknął? Miał nadzieję, że nie.
Pracowali ciężko, aby odbudować łączący legowiska szlak. Lulek stanął na jednej z tatarakowych łodyg, przytrzymując ją sztywno przy ziemi, aby zgiąć ją pod dobrym kątem. Ta praca wcale nie była taka łatwa, na jaką z boku wyglądała! Po dłuższym czasie takiej harówki był bardzo zmęczony, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego... kiepską kondycję. W porównaniu oczywiście do swoich rówieśników, którzy zdecydowali się obrać inną ścieżkę. Odszedł więc na bok, pozostawiając kotki same, kładąc się pod jednym z drzew. Dalej nosiło na sobie znamiona powodzi. Do pewnego punktu na jego korze widoczne były ciemne przebarwienia i błotny osad. Ogrodnik zastanawiał się, ile wody musiałoby upłynąć w rzece, aby powódź stała się jedynie odległym wspomnieniem, mrzonką przeszłości, dalekim echem czegoś, co pamiętają tylko starsi.
Patrząc na kruszące się, odpadające z drewna błoto uśmiechnął się jednak, mając pewność, że prędzej czy później nad Klanem Nocy znowu z pełną mocą zaświeci słońce, nie pozostawiając na niebie miejsca na ani jedną chmurę.
- wzmocnienie trzcinowych ścian
- odbudowa korytarzy pomiędzy tatarakiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz