Wyszła z kuchni, sprawdzając, czy reszta nadal śpi. Niestety, żadne z nich nie postanowiło jeszcze wstać na łapy, co pozostawiało ją samą. Wzdrygnęła się, gdy coś opadło na jej grzbiet. Z jej ruchem na ziemię spadł kawałek papieru, postrzępionego wcześniej przez Celestyna. Braciszek wcześniej w napadzie złości sam zniszczył słwoje kolejne arcydzieło… Przez kompletnym zrujnowaniem otoczenia i swoich pazurów powtrzymała go końcowo Peonia. Nie wnikała, co wstąpiło w bengala. Zdążyła się już przyzwyczaić do jego zmiennych humorków, zupełnie jak u rozwydrzonej dziewczynki. Oczywiście martwiła się o jego dobrobyt, marudząc, gdy oznajmiał, że ma jakiś nowy pomysł. To nigdy nie kończyło się dobrze, wynikały z tego tylko jego zsfrustrowane prychnięcia i wloczenie się przez cały dzień z podkówką na mordce.
Otrząsnęła się, przechodząc obok posłania trzymającego w swoich objęciach śpiącą rodzinkę, po czym jednym susem wymknęła się na dwór przez kocie drzwiczki. Nie czuła się już tutaj tak obco, jednak po ostatnich przygodach z Amfitrytą i straszną nieznajomą wolała się trzymać podwórka i tylko jej podwórka. Oczywiście, nigdy w pierwszym miejscu nie ciągnęło ją do eskapad poza bezpieczne tereny ogródka, ale co się stało, to się nie odstanie… Zdecydowanie jednak nie zamierzała powtarzać tych przygód. Nie miała nic przeciwko samemu siedzeniu w pobliżu domu i obserwowania otoczenia, wygrzewając się w ciepłych promieniach. Przycupnęła pod ozdobnym krzewem w pobliżu płotu, wyglądając pomiędzy ciemnymi prętami na brukową uliczkę.
Margaretki rosnące wzdłuż niego trochę przesłaniały widok, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Oczywiście, jej wiedza o kwiatkach pochodziła od tatulka, który przy każdej nadarzającej się okazji paplał o wszystkim, co piękne i pachnące. Bardzo fascynowały ją jego opowieści o przeróżnych ziółkach i wonnych kwiatkach, które Narrator podobno widział przez wszystkie księżyce swojego żywota. Czasem wspominał o zastosowaniach niektórych roślin i jego wyprawach z mistyczna postacią Kaszmiru, który według ojca był jego… Nauczycielem? Nie wiedziała, o co rudemu tak naprawdę chodziło, ale bawiła się świetnie. Zaraził ją zamiłowaniem do kwiatów, ziółek i ich możliwości. Gdy tylko mogła, chodziła za nim po ogródku, słuchając wywodów o pięknie I przydatności różnorakiego kwiecia. A rudy nigdy nie gardził jej towarzystwem podczas tych przechadzek, czasem nawet naszych ją na grzbiecie, co zawsze przyprawiało ją o śmiech.
Jej spojrzenie przykuła jasna, kulejąca sylwetka. Nieznajomy szedł poboczem drogi, chowając nisko głowę i poruszając się szybko. Wisteria skuliła się; kolejny straszny przybysz! Naprawdę, więcej ich bóg nie miał… Białe, postrzępionego futro szorowało po ziemi, brudząc się jeszcze bardziej. Nerwowo wychyliła główkę za płot, przyciągając tym uwagę kocura. No nie! Próbowała się wycofać, jednak jej uszko zaczepiło się o płot. Istota zastygła w miejscu, podnosząc na nią spojrzenie fioletowych oczu. Jeju, jakie one były piękne! Lśniąca, lawendowa barwa… Z przerażeniem stwierdziła, że bialy zaczął się do niej zbliżać. Nie! Zaczęła się szarpać, jednak szybko zaprzestała, gdy to tylko przyprawiło jej to bólu. Stanęła twarzą w twarz z ubrudzoną mordką białego, na której widniał smutny grymas. Rozszerzyła oczy z przerażeniem, wydając z siebie cichy pisk.
— N- Nie krzywdź mnie! – wyjąkała – Błagam, jestem drobną księżniczka tylko!
Nieznajomy z zaskoczeniem przekręcił głowę, cofając się lekko. Jego różowy nos zawęszył uważnie; gdy wyczuł roznoszony przez nią zapach karmy i pieszczoszkowego ciepła, wyraźnie się zrelaksował. Jego łapy nadal pozostawały w gotowej do ucieczki pozycji, ale kąciki umorusanego pyszczka uniosły się lekko.
— Nie bój się… – mruknął cicho, a jego wąsy zadrżały – Nic ci nie zrobię!
Wisteria spojrzała na niego z powątpiewaniem. Oczy samotnika powędrowały w stronę jej “uwięzionego” między metalowymi prętami ucha.
— Pomóc Ci?
Zdobyła się na nerwowe kiwnięcie głową, sycząc jednak z bólu. Takie koszmary nie powinny przytrafiać się takiej panience jak ona! Jednak nowoprzybyły rycerz zgrabnym ruchem pomógł jej odczepić uszko, na którym pojawiła się tylko malutka, lśniąca kropelka krwi. Polizał poduszeczkę łapy i otarł czerwony ślad niczym drobną łezkę. Na jej pysiu rozpromieniał nieśmiały uśmiech.
— Jestem Ci wdzięczna, drogi zamiejscowy – miauknęła cicho – Jakowy masz na imię, dziękuję…
Fioletowe oczy zamgliło osłupienie, a białe ciałko przycupnęło po drugiej stronie płotu.
— Jestem Blask – odparł w końcu – A ty?
— Zwę się Wisteria – posłała kocurowi delikatny uśmieszek i zamrugała – Miło się zaznajomić z Panem.
Blask zachichotał, kuląc się pod gorącymi promieniami słońca. Jego lewa łapa - a raczej jej brak, przyciągał uwagę. Gdy poczuł na sobie jej wręcz drążące spojrzenie położył lekko uszy, szybko domyślając się, o co kotce chodzi.
— Straciłem ją, gdy pies mnie zaatakował – przyznał smutno, pomijając wszystkie krwawe detale – To było już tak dawno temu…
— Odważny paladyn z Pana – miauknęła speszona, próbując zrekompensować za swoje zachowanie; nie chciała, aby kocur czuł się niekomfortowo - wcale nie zamierzała go o nic wypytywać – Iście jak z bajek ojca… Jest Panicz rycerzem? Taki brawurowy… Niejedną kotkę Pan tym zachwycił, prawda?
Jednak zanim zdążyła uzyskać odpowiedź, zza Blasku wychyliła się inna sylwetka - smoliście czarna, pokryta bliznami walki. Na ten widok skuliła się, a końcówka jej ogona zadrżała. Skąd oni wszyscy przychodzili? Nowi przechodnie chyba nigdy się nie kończyli!
<Cień?>
npc: Celestyn, Narrator, Blask
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz