-Mandarynkowe Pióro, wszystko dobrze? - Wiedział, że tak nie jest.
Mimo wszystko kotka oddychała i nie wyglądała, jakby stało się jej coś poważniejszego. Czekoladowy chciał przynieść jej wody lub upolować coś (co raczej miało małe szanse na powodzenie), jednak bał się zostawiać srebrną samą. Postanowił więc usiąść obok niej, wachlując delikatnie i czekając, aż sama się wybudzi.
***
Od tamtego wydarzenia minęło sporo czasu, a Skowronek przybliżył się nieco do księżniczki Klanu Nocy. Nie chodziło mu już tylko o dowiedzenie się więcej o innym klanie, ale o samo towarzystwo Mandarynkowego Pióra. Dobrze spędzało mu się z nią czas i nie przeszkadzało mu zwykłe przebywanie z kotką w ciszy czy podziwianie nieba. Każde spotkanie było czymś nowym i ciekawym. Z tą myślą czekoladowy opuścił legowisko medyka, mrużąc oczy od nagłego przypływu światła dziennego. Słońce było już wysoko na niebie. Mysie łajno! Powinien być na granicy z Klanem Nocy, gdzie umówił się z Mandarynkowym Piórem... Ostrożnie postawił łapę na rozgrzanej ziemi i syknął, szybko zabierając poparzoną kończynę. Przeskoczył do miejsca, na którym znajdowała się trawa i potruchtał w kierunku wyjścia z obozu. Miał nadzieję, że nikt go nie zatrzyma... -Skowronku! - Zza pleców kocura dobiegł głos Barszczowej Łodygi.
Zielonooki odwrócił się i posłał wojownikowi życzliwy uśmiech.
-Cześć! Coś się stało? - Zapytał.
-Tak... Króliczemu Nosowi od dłuższego czasu dzieje się coś z łapą. Mógłbyś na to zerknąć? Z tego co wiem, Pajęcza Lilia wyszła zbierać zioła.
Srebrny zmarszczył brwi, jednak pokiwał powoli głową. Mandarynkowe Pióro chyba powinna wybaczyć mu chwilę spóźnienia... W końcu szkolił się na medyka i jego pobratymcy byli najważniejsi, czyż nie? Ruszył więc za Barszczem z powrotem do legowiska, gdzie czekał już na nich Króliczy Nos.
-Witaj! Z którą łapą masz problem? - Skowronek od razu przeszedł do rzeczy, mierząc wojownika spojrzeniem swoich zielonych oczu.
Dymny wskazał pyskiem na prawą przednią łapę, którą trzymał wysoko nad ziemią, zbliżoną do klatki piersiowej. Uczeń medyka podszedł do kocura i obejrzał dokładnie ranną kończynę.
-Wbiło ci się szkło w opuszki łapy. - Mruknął, ściągając brwi. - Powinieneś był przyjść do mnie lub Pajęczej Lilii wcześniej, wdała ci się infekcja. No nic, opatrzę to.
Pręgowany cętkowanie schylił się i szybkim ruchem pozbył się zielonego, paskudnego szkła z łapy wojownika. Ten skrzywił się tylko, jednak nawet nie drgnął. Skowronia Łapa skierował się ku składziku z ziołami. Wciągnął głośno powietrze, a do jego nozdrzy dopłynął zapach różnych, tak dobrze mu znanych ziół. Chwycił najbliżej leżącą trybulę oraz pajęczynę i wrócił do rannego kota. Przeżuł zioło, wsączając sok w ranę, a następnie dokładnie owinął kończynę wojownika pajęczyną.
-Gotowe. - Oznajmił Skowronek, kończąc pracę. - Przez jakiś czas oszczędzaj tą łapę, a jeśli się nie polepszy, przyjdź do nas.
Czarny pokiwał głową i wymruczał słowa podziękowania, po czym razem z Barszczem opuścili legowisko.
-Dzięki, Skowronku! - Rzucił jego "drugi mentor" przez ramię, uśmiechając się ciepło, po czym zniknął w wyjściu.
Zielonooki odwzajemnił uśmiech i westchnął cicho. Zapewne nie zostało mu wiele czasu, Mandarynkowe Pióro na pewno się niecierpliwiła. Pajęcza Lilia powinna zaraz wrócić... Wyślizgnął się ze Skruszonej Wieży, omijając inne koty i truchtając do wyjścia. Gdy był już na tyle daleko od obozu, aby nikt nie mógł go zauważyć, przeszedł do biegu, galopując na granicę z Klanem Nocy. Rzadko rozwijał takie prędkości, dlatego też doceniał każdą chwilę, spędzoną na szaleńczym biegu. Wiatr dął w jego białą kryzę, a słońce muskało jego czekoladowy grzbiet swoimi promieniami. Po chwili zwolnił jednak, wyczuwając zapach Klanu Nocy. Zbliżał się do przecięcia terenów. Idąc w kierunku granicy, zatrzymał się na chwilę, podziwiając rozległe tereny Klanu Burzy oraz łąki usiane barwnymi kwiatami. Jego myśli powędrowały do Mandarynkowego Pióra. Musiał się nieco pospieszyć. Uznał jednak, że dobrym prezentem dla niej będzie pęk kwiatów. W końcu były tak piękne, a ona na pewno długo na niego czekała. Mógłby ją w ten sposób przeprosić. Filigranowe płatki kwiatów delikatnie tańczyły na wietrze, a wiotka oraz delikatna budowa przywodziła na myśl coś niezwykle kruchego, cennego. Mimo swojego wyglądu rośliny były waleczne, utrzymując się na ogromnych połaciach terenu mimo deszczu, wiatru czy słońca. Niezależnie od pogody, one dzielnie trzymały się swojego skrawka ziemi, wdzięczne za żywot, jaki był im dany. Z garści zerwanych kwiatów odróżnił kilka gatunków, takich jak dzwonki, maki czy narcyzy i ruszył dalej. Wreszcie dotarł do granicy, gdzie siedziała najwidoczniej delikatnie poddenerwowana Mandarynkowe Pióro. Czekoladowy usiadł przy granicy i uśmiechnął się przepraszająco do kotki.
-Wybacz, że musiałaś tyle czekać. Króliczy Nos miał szkło w łapie, do której wdała się infekcja i musiałem się tym zająć. - Przeprosił i położył przed kotką polne kwiaty. - Proszę. Jak minął ci dzień?
<Mandarynkowe Pióro?>
[780 słów]
[przyznano 16%]
Wyleczony: Króliczy Nos
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz