— Co ty tutaj robisz? – mruknęła spokojnie – Coś się stało?
Srebrna skuliła się jeszcze bardziej, a jej oczka zaszkliły się. Zmieszana zastanawiała się, gdzie podziewa się Stokrotka. Bardzo przydałaby się teraz jej pomoc.
— Zgubiłaś się? – spróbowała jeszcze raz – Jesteś z Klanu Klifu, prawda?
Z pyszczka łaciatej wyrwał się jakiś odgłos, ale za nic nie mogła zrozumieć, co on oznaczał. Końcowo młodsza pokiwała lekko głową.
Obejrzała się za siebie. Między drzewami mignęło jej kremowe futro koleżanki, a po chwili jej pyszczek wyłonił się zza krzewu.
— Stokrotko? – miauknęła szybko, zwracając uwagę wojowniczki – Znalazłam jakąś uczennicę, i niebardzo wiem, co się stało.
Młodsza kotka u jej boku spięła się, chlipiąc cicho. Między nią a Baśniową Stokrotką było wyczuwalne napięcie, a niebieska zdecydowanie nie chciała iść w stronę żadnego konfliktu.
— Kojarzę ją – mruknęła wojowniczka – Trenuje… chyba na medyka. Pewnie nie zauważyła, gdy przekroczyła granicę. Przydałoby się ją odprowadzić.
Uczennica spuściła głowę, słysząc te słowa. Mżawka nie wiedziała, skąd u niej tyle strachu. Spojrzała na przyjaciółkę, lekko kręcąc głową.
— Chyba zrobię to sama – miauknęła cicho, delikatnie owijając koteczkę ogonem. Chciała ją trochę uspokoić, chociaż nie miała pojęcia, czy jakkolwiek to działało. Srebrna u jej boku odetchnęła lekko, chodź nadal stała na spiętych łapkach.
Chciała przekazać Stokrotce, że ta się jej boi, i że ma podążać kawałek za nimi. Wojowniczka zdawała się zrozumieć jej znaki, z westchnieniem zatrzymując się i czekając na dalsze ruchy dymnej. Wiedziała, że nie podobała jej się ta decyzja - kremowa była bardzo opiekuńcza i wiedziała, że karmicielka wcale nie miała umiejętności obronnych, gdyby cokolwiek się miało zadziać.
Popchnęła lekko srebrną w dobrym kierunku, mrucząc uspokajające słówka. Nie miała pojęcia, czy jej działania jakkolwiek uspokajały, ale postanowiła nadal traktować nieznajomą jak malca. Ruszyły w stronę granicy, która wydawała się kotce raczej odległa. Jak daleko uczennica musiała tu biec?
— Chciałabyś mi powiedzieć, jak się nazywasz? – westchnęła, cały czas trzymając się blisko koteczki, która wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć ze stresu.
— N-nie... – młodsza zawiesiła się na chwilę, nie kodując kierowanych do niej słów. Po chwili pisnęła i wyrzuciła z siebie prędko – Ah! Ć-ćma, znaczy się... Ćmia Łapa….
— Ależ piękne imię! – zamruczała – Ja jestem Mżawka, z Klanu Nocy, ale tego zapewne się domyśliłaś.
Słyszała ciche kroki Baśniowej Stokrotki za sobą, która uważała, aby nie nadmiernie nie zwracać na siebie uwagi. Po dłuższej chwili spaceru ujrzały stojącą blisko granicy niebieskawa kotkę, wyraźnie rozglądając się za kimś.
— O, na szczęście! – zawołała kotka, a Mżawka nieznacznie położyła po sobie uszy. Tyle było z jej ciszy – Ćmo, tu jesteś! Jeż się martwiłam.
Klifiaczka podbiegła do nich, ocierając ogonem bark uczennicy. Ta za to przesunęła się trochę w jej stronę, spuszczając główkę.
— Nic ci się nie stało? – zapytała zatroskana medyczka, po czym podniosła spojrzenie na nocniaczki – Przepraszam za kłopot, naprawdę.
— Żaden problem – mruknęła dymna, uśmiechając się nieśmiało, a Ćma mruknęła coś pod nosem do mentorki – Miło było cię poznać, Ćmia Łapo!
*teraz*
Nimfie Zwierciadło zabrała ją na kolejny trening tuż z rana, aby zrekompensować ich poprzednie wyjście, które spędziły głównie na rozmowie o jej kociakach czy innych bliskich obu kotkom sprawach. Cieszyła się na możliwość nauki, której nie zapewnili jej rodzice. Dzięki swojej wcześniejszej wędrówce podłapała od Miszteli lub innych samotników parę walecznych ruchów czy podstawowe umiejętności polowania, więc to wszystko nie szło jej tak żmudnie, jak przewidywała. Dzisiaj miała poćwiczyć właśnie to drugie, korzystając z dobrej pogody. Nimfą co chwilę dawała jej różne, drobne wskazówki, przez co dymna robiła widoczne postępy z dnia na dzień.
— Dobrze, to teraz rozdzielimy się i każda z nas spróbuję coś upolować – miauknęła orientalka, uśmiechając się lekko – Jak wrócisz, to możemy zacząć wspinaczkę na drzewa, co ty na to?
Zadowolona skinęła głową, odwracając się w kierunku przeciwnym obozowi i odeszła w poszukiwaniu jakiejś zdobyczy. Jak zwykle, cisza sprzyjała jej bujnej wyobraźni w rozmarzaniu. Idąc prosto przed siebie rozmyślała o treningu Ikry, którego minęła w drodze z mentorką. Czy jemu też szło tak dobrze jak jej? Czy odnajdywał się w klanowym towarzystwie lepiej niż ona? Coraz częściej zastanawiała się, co by było, gdyby żadne z jej dzieci się nie urodziło. Czy przyjęto by ją do społeczności? Czy żyłoby się jej lepiej, niż teraz? Nie znała odpowiedzi na żadne z jej pytań.
Tuż przed jej łapami przebiegła drobna mysz, przyciągając jej uwagę. Roztrzepanym ruchem próbowała przygarnąć ją bliżej, wciąż nie opuszczając krainy marzeń. Szybko, lecz dość niezdarnie złapała zdobycz między zęby, podnosząc głowę chwilę przed tym, jak prawie weszła prosto w pień drzewa. Otrząsnęła się i rozejrzała wokół siebie. Ze zmartwieniem oceniła, że znalazła się na granicy z Klanem Klifu. Spuściła uszy, wyobrażając sobie reakcję Nimfy na tak daleką wycieczkę. Przecież miała polować niedaleko obozu!
Z zamyślenia wyrwał ją cichy szmer, dochodzący z krzaków po drugiej stronie granicy. Cofnęła się o krok, upuszczając upolowaną zwierzynę i przytrzymując ją łapą. Jej spojrzenie szybko napotkało znajome, jasno-żółte oczka.
<Ćmo?>
[880 słów]
[przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz