Gdzie się podziała siostrzyczka? Ona tu przed chwilą była!
- Szuwarku - zagadnąłem brata, który siedział przy wejściu do kociarni i patrzył smętnie na śnieg - widziałeś może-
- Nie. - Uciął, domyślawszy się, o co chciałem go zapytać.
Westchnąłem i bez słowa wyszedłem na mróz. Szczypał mnie w biały nosek, który na tle śniegu ledwo był widoczny. Płatek tej białej pierzyny dostał się do moich nozdrzy, więc kichnąłem, oblizując od razu nos. Podrapałem łapką pyszczek, zdejmując biały puch.
- Ojej, jak słodko! - Usłyszałem pisk, więc ze zdziwieniem na pyszczku obróciłem głowę w tamtym kierunku.
Nadstawiłem uszu, to była ona. Znowu szykowała zasadzkę! Zgiąłem łapki tak, jak widziałem to u innych kotów. Z jakiegoś powodu ustawiali się w taki sposób.
Śnieg zaskrzypiał tuż za mną, jakiś metr dalej. Odliczyłem do dwóch, bo tyle zwykle potrzebowała siostrzyczka do skoczenia na mnie. Po tym czasie odchylilem się w lewo, a liliowa kula zatopiła się w śniegu.
- Ha! W końcu! - Miauknąłem, ciesząc się z przechytrzenia Niezapominajki.
Patrzyłem w jej stronę, ale ta się nie ruszała.
- Siostrzyczko? - Mruknąłem niepewnie. - Hej! Hej!
Pacnąłem ją łapką, która po chwili została złapana w kłujące pazurki liliowej.
- Auć! Ty kupo liliowego futra! - Warknąłem, zabierając łapkę i oblizując ją. - Nie wiesz, że tak się nie robi?
- Obrażasz się? Na mnie? - Wybałuszyła oczy. - I nawet nie posłuchasz co chce ci powiedzieć?
Nadstawiłem uszu, robiło się ciekawie, ale nie pokaże jej, że już jest okej. Takie przekomarzanie się mamy na co dzień i nie jestem ani trochę zły, jeśli kotka na mnie poluje.
- Dobra i tak ci powiem. - Miauknęła, siadając obok mnie, a puchatym ogonkiem opatuliła moje łapki. Spojrzałem na nie; też chcę taki ogon!
- Widziałam zgadnij kogo! - Ucieszyła się, nim przeszła do sedna - no, liderkę! Samą liderkę! I to jak szła z partnerem!
- Co w tym takiego...niesamowitego? - Zagadnąłem. - Czemu się tak ekscytujesz?
- Nie rozumiesz?? Chodźmy za nimi! - Łapki oparła o moje ramiona, podkreślając powagę jej zdań. - Jedyna o k a z j a.
- Jedyna? - Spytałem z niedowierzaniem.
- J e d y n a.
- Na co czekamy? Widziałaś gdzie idą? - Stanąłem na równe łapki, nawet śnieg już mi tak nie doskwierał.
Obydwoje pobiegliśmy w nieznanym nam kierunku, ale tam podobno skierowała się liderka z partnerem. Skakałem bardzo wysoko, żeby tylko nie zapaść się za zbytnio w śniegu. Znaczy, dla mnie to było wysoko.
- To gdzieś tu, widzisz ślady? - Zapytała siostra, szukając tropu.
- Poczekaj. - Powiedziałem jej, po czym zobaczyłem niedaleko nas drzewo. To nie było to Burzowe tylko jakieś inne, samotnie rosnące. Pobiegłem tam i wdrapałem się do połowy. Spojrzałem w lewo; dostrzegłem małą ciemną plamę na śniegu, a za nią kolejną, jaśniejszą.
- Widzę ich! - Pisnąłem, schodząc, a właściwie spadając z drzewa. Wpadłem w dużą zaspę, po chwili wstając i otrzepując się.
- Haha, jesteś mokry! - Zaśmiała się liliowa.
Cóż za gra słów!
Strzepałem z siebie resztkę puchu, i natychmiast popędziłem w stronę, gdzie ostatnio widziałem koty. Właściwie, powinniśmy teraz martwić się konsekwencjami, a nie biec na łeb na szyję, byle tylko zobaczyć co tamte robią.
Stanęliśmy w odległości od kotów, chowając się w śniegu. Niezapominajce było prościej niż mi, ale dawałem radę. Było mi co prawda naprawdę zimno, ale czego się nie robi dla małej przygody?
- I co teraz zrobisz, cwaniaro? - Jasny kocur stał nad naszą liderką.
- Chyba jestem zdana na twoją łaskę, prawda? - Bura liznęła jasnego kocura, a ten pochylił się nad nią i...o mój koci boże!
- Fuuj - wyrwało mi się, a w nanosekundę liliowa zatykała mi pyszczek łapką.
Obydwa koty spojrzały na nas z nań zdziwieniem.
- A wy co tutaj robicie? - Bura kotka wyczołgala się spod partnera, po czym (nie za bardzo, ale jednak) górując nad nami, rozkazała się tłumaczyć.
- Eee, to jest pani partner? - Walnąłem bez zastanowienia. - Myślałem, że będzie groźniejszy.
Niezapominajka zrobiła minkę, jakby miała się na mnie rzucić i wyrwać język za te słowa. Przecież to liderka, Mokry ty głupi futrzaku!
- Ekhem, partnerka, jeśli już - jasna...kotka prychnęła, patrząc na mnie.
- Serio?! - Niezapominajka pisnęła.
- Zamknij się! - Pacnąłem ją w uszko, na co oddała mi.
- Czy możecie poświęcić mi trochę uwagi? Dziękuję, a teraz tłumaczyć mi się i wracać do kociarni, wy niedobre kociaki. - Bura kotka usiadła w śniegu i liznęła swoją partnerkę w ucho, a ta oddaliła się.
- No... - Zaczęła liliowa.
- To ja, się pani? Chciałem zobaczyć co robią dorosłe koty. Myślałem, że będzie pani polować na jakieś ogromne ptaki! Albo bo widziałem jak duże koty robią takie dziwne pozy - spróbowałem jej zaprezentować o co mi chodzi, ale ze słabym skutkiem - i po co?
- Aha, więc wyszliście z kociarni, żeby zobaczyć polowanie? - Mruknęła bez przekonania.
- No tak. - Usiadłem, a moje serce waliło ze stresu. Kupi to?
- Eh, wracamy. Na miejscu powiecie Sosnowej Korze o waszym wypadzie. - Zarządziła, po czym ponagliła nas i całą trójką wracaliśmy na tereny obozu. Niezapominajka szła przed nami, myśląc jak się wytłumaczyć przybranej mamie, albo bardziej jak nawiać liderce nim dotrzemy na miejsce.
- Liderko? - Zagadnąłem ją. Nie obdarzyła mnie spojrzeniem, ale jej ucho drgnęło. - Czy jak jest się takim chudym jak pani to można być wspaniałym wojownikiem?
Nie dała mi odpowiedzi od razu. Najpierw rozejrzała się, ziewnęła.
W czasie tych krótkich chwil uświadomiłem sobie coś; czyżbym ją obraził? A co jeśli mnie ukarze i nigdy nie zostanę wojownikiem?
Spojrzałem na nią; a z jej oczu wyczytałem jedynie pełnię mądrości. Poczułem na łapkach lód; było mi strasznie zimno. Nie odzywałem się, póki nie dotarliśmy do kociarni.
<Ciernista Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz