Byli już blisko mokradeł. W srebrnym wzbierała ekscytacja na myśl o wspólnym polowaniu z czekoladową. Zamierzał się postarać. Chętnie też zobaczyłby, jak kotka radzi sobie z polowaniem. Może podpatrzy jej technikę? Noo albo może jednak nie. Jego własna zdawała mu się dobra, więc po co ją zmieniać?
Od celu dzielił ich już tylko kawałek drogi i ścieżka z Wodnych Głazów, przecinająca rzekę. Szałwia szybko wyprzedziła Żółwika, wskakując na pierwszy z kamieni. Uśmiechnął się, widząc, jak jej białe łapki odrywają się od podłoża i lądują na drugim z głazów. Zbliżył się do brzegu, wiedząc, że zaraz jego kolej na popisanie się w skokach jednak...
Szałwia przy trzeciej próbie skoku zachwiała się. Od razu wskoczył na pierwszy z kamieni, żeby jej pomóc, ale kotka była już w wodzie. Lodowaty prąd porwał ją ze sobą, nie dając szansy na wyrwanie się z okowów, a niebieski przed tragedią, której nie mógł zapobiec, usłyszał tylko pisk koleżanki, który pokracznie składał się na wołanie o pomoc. Jej łebek począł co chwila nurzać się pod wodę. Automatycznie nastroszył się i wrzasnął z przerażeniem.
- JUŻ... JUŻ CI POMAGAM!
Panikował. Nie ukrywał nawet, że kompletnie nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji. Słyszał jej strzępkowe wdechy do jakiś czas. Zdawało mu się, że woda szumiała coraz głośniej, nieprzyjemnie drażniąc jego uszy. Z niepodobną do siebie prędkością puścił się w stronę, którą wskazywał mu bieg rzeki. Chciał coś poradzić, jednak nie miał pomysłu. Mimo zimna, spotęgowanego przez opór powietrza, Żółwia Łapa podejrzewał, że zaraz się ugotuje.
Jedyny odczuwalny chłód rozdzierał mu płuca. Prawdopodobnie ten sam mroził krew w żyłach na myśl, że czekoladowej może stać się jakaś krzywda. Serce biło jak oszalałe, a w głowie, jakby echem niosło się donośne 'Ratuj!'.
Zatrzymał się nagle.
- ZARAZ CIĘ WYCIĄGNĘ, TRZYMAJ SIĘ!
Rozejrzał się wokół, a widząc, że dotarł już miejsca, gdzie połamane, wyrwane przez wiatr kije walały się wszędzie pod łapami, nie czekał dłużej. Chwycił jeden z nich w pysk, a przez siłę, z jaką to zrobił, by przypadkiem gałąź mu się nie wyślizgnęła, mógłby połamać sobie zęby. Kawał topolowego drewna był dość duży. Srebrny obawiał się, że nie uniesie całego, jednak ten akurat rodzaj drzewa okazał się śmiesznie lekki, a jego miękkość sprawiała, że uczeń mógł wbić w niego z łatwością zarówno kły, jak i pazury. Zaciągnął topolę aż do koryta rzeki. Zachciało mu się płakać, ale wiedział, że takie emocje w niczym nie pomogą. Chciał krzyczeć, chciał, żeby nic jej nie było, a wspomnienia jakby na złość uderzyły w niego, a niebieski myślał, że przewróci się pod ich wyimaginowanym ciężarem, który wydał mu się jak najbardziej rzeczywisty.
Na Klan Gwiazdy, oby to wypaliło...
- ZŁAP SIĘ!- zawołał, wrzucając kij do wody. Zanim jednak całkiem wpadł do rzeki, uczeń stanął na jego końcu i całą swoją siłą postarał się, aby przytrzymać go w miejscu.
Kilka uderzeń serca. Nawet całkiem sporo, ale to tylko przez jego przyspieszone bicie. Ten szybki rytm sprawiał, że Żółwia Łapa nie wiedział jak odmierzyć czas, który dłużył mu się niemiłosiernie.
Ciężar.
Złapała za kij.
Jego zmrożone lodowatym zimnem serce przyspieszyło jeszcze bardziej, co na szczęście nie sprawiło, że było mi jeszcze zimniej, a zalało go nagłe ciepło. Teraz tym bardziej czuł, że zaraz się ugotuje. Syn Jagodowej Skórki poczuł niewiarygodną i ogromną wdzięczność dla wszystkiego i wszystkich.
To jednak nie koniec akcji ratunkowej. Trzeba wyjąć czekoladową z wody.
<Szałwiowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz