– Nie wiem, czy to dobry pomysł... – Zawahał się Żółwik, a jego ton wskazywał na to, że raczej nie żartuje. – Pająk miała bardzo groźną minę.
Liliowy pufnął z niezadowoleniem, ale przyznał synowi Jagodowej Skórki rację. Oczywiście nie dlatego, że bał się srebrno-białej kotki – o nie, gdzieżby tam! Po prostu ryzyko, że skończyłoby się to dla niego i Żółwika jakąś nieprzyjemną sytuacją z udziałem ich mam, było zbyt duże, a przecież nie mogą ryzykować w takim momencie – nie tuż po tym, jak dostali od matek ostre ostrzeżenia.
– Uch… To, co zrobimy? – Szakłakowi nie widziało się wcale siedzieć cały dzień w jednym miejscu, a jednak wymyślenie odpowiedniej aktywności okazało się trudne: trzeba było wziąć pod uwagę to, że pamięć o ich niedawnym występku jest w pamięci Imbirowego Pazura i Jagodowej Skórki bardzo świeża, oraz fakt, że niebieski nie powinien nadwyrężać swojej łapy. Na szczęście wszystko ma swój koniec i rozmyślania nad rodzajem zabawy nie były od tej reguły żadnym wyjątkiem. – O! Mam pomysł!
– Jaki? – Żółwik przechylił łepek z zaciekawieniem, wpatrując się w przyjaciela, który wyglądał, jakby przed chwilą doznał objawienia.
– Bądźmy supergrzeczni! – zaproponował Szakłak, z przypływu entuzjazmu zniżając głos do szeptu. – Mamy nas pochwalą i zapomną o naszej ucieczce!
– To jakaś myśl, ale… Czy bycie bardzo grzecznym nie będzie bardzo nudne? – ostrożnie spytał jego kolega.
– Ech… – Zasępił się na chwilę liliowy. – Przecież musi istnieć jakiś sposób bycia grzecznym, który jest świetną zabawą! Albo przynajmniej zwykłą zabawą. Wszystko jedno. Ale coś takiego istnieje, prawda?...
Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu, usilnie starając się coś wymyślić.
– Pamiętasz to całe gadanie o „magicznych słowach”?... – zapytał nagle Żółwik z nieodgadnionym wyrazem pyszczka.
– Że przepraszam, proszę, dziękuję? Tak, a co? – Szakłak widział, że jego kolega wpadł już na jakiś pomysł, i nie mógł się doczekać, by go poznać.
– Możemy urządzić konkurs! Kto użyje większej liczby „magicznych słów”, wygrywa! Oczywiście – dodał, widząc otwierający się pyszczek liliowego, gotowy do wyrzucenia z siebie prawdziwej lawiny przeprosin i podziękowań – musimy je powiedzieć komuś, a nie tak po prostu, i to komuś innemu, niż my sami.
Szakłak prychnął i zamknął pyszczek, ale po chwili znów go otworzył.
– Ale jeśli będziemy je mówić ot tak każdemu kotu, to uznają nas za dziwaków! Wielcy wojownicy nie szafują „magicznymi słowami” na prawo i lewo. Tak robią tylko wystraszone, nieśmiałe, niestabilne emocjonalnie –
– Dobra, dobra. – Żółwik zastanowił się chwilę. – „Przepraszam” mówi się na przykład wtedy, kiedy się na kogoś wpadnie, nie?
– Tak… O, to jest wspaniały pomysł! – ucieszył się syn Pstrokatego Serca. – Możemy „przypadkiem” potrącać różne koty, żeby móc mówić im „przepraszam”! Idealnie! No, to zaczynamy?
– Jasne. Start! – krzyknął wesoło srebrny i kociaki rozbiegły się w poszukiwaniu potencjalnych ofiar swojej supergrzeczności. Szakłakowi przemknęło przez myśl, że szanse są nierówne, bo on musi się dodatkowo ukrywać przed Pająkiem – ale nie zaszkodzi dać fory przyjacielowi. I tak wiadomo, że to liliowy zwycięży!
<Żółwik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz