— Ciociu, szukałam cię! — zawołała niezbyt głośno. — Słoneczna Łapa powiedziała mi, że zbierasz zioła. Pomyślałam, że ci pomogę, a zrobię to z wielką chęcią. — Mówiąc to zerwała jedną z roślin, które zrywała kotka. — To przykre ciociu, że nie masz sprawnego ucznia, który chodzi z tobą na wyprawy. Przez to musisz częściej udawać się na nie. Słoneczna Łapa jest mądra, ale jednak ma swoje ograniczenia.
— Nie kłap tyle ozorem — prychnęła, uciszając swoją dalszą bratanicę.
Nie zwróciła uwagi na to, czy Lew się uraziła, czy nie. Nie od dziś wiadomo było, że medyczka była szczera do bólu. Zauważyła jedynie, że kotka zmarszczyła pysk. Wiśnia kontynuowała:
— To prawda, Lew, Słoneczna Łapa nie jest zdolna do wielu rzeczy i praca z nią jest ciężka. Nie zmusimy jednak nikogo do przejęcia roli medyka. Jestem stara, Lwia Łapo. Nie będę wybrzydzać w uczniach. Klan Burzy musi mieć następcę. Ale to dobrze, że postanowiłaś mi trochę pomóc.
— Bo widzisz, ciociu, ja już znalazłam w żłobku kandydata na twojego ucznia, skoro Słoneczna Łapa tak słabo sobie radzi. Rumianek byłby idealny na to stanowisko, chociaż się zapierał.
— Syn Różanej Przełęczy? — mruknęła. Nie ukrywała jednak, że kolejny uczeń niezmiernie by się jej przydał.
— Tak! Nadawałby się. I nie musiałabyś wykonywać większości roboty sama.
— W takim razie przekonamy się, czy rzeczywiście sprawdzi się w tej roli, Lwia Łapo. Minęło wiele księżyców i miałam wielu uczniów. Szkolenie ukończyła tylko uczennica Owocowego Lasu, która niegdyś trenowała w Klanie Burzy. Pamiętam ją, ale oni rządzą się innymi zasadami. Wciąż nie mam kota, który zastąpiłby mnie po mojej śmierci.
* * *
Dzieci Pożara nagrabiły sobie na zgromadzeniu. Kto by się tego spodziewał? Pokręciła głową, niedowierzając, że jej bratanek tak zepsuł sprawę wychowania. Jej rodzina miała irytującą tendencję do pakowania się w kłopoty i robienia okropnych rzeczy innym kotom, a czasem miała wrażenie, że tylko ona nie postradała rozumu. Wiedziała, że większość z nich dyskryminowała nierude koty, ale mimo to wciąż byli dla niej ważni. Wciąż byli rodziną, a od rodziny nie mogła się odciąć. Chciała dobrze zarówno dla Leśnego Pożaru, jak i jego dzieci, nieważne jak bardzo zepsuci byli przez środowisko.
Dlatego gdy Lew niechętnie przyszła do legowiska medyka, by zająć się wymianą posłań dla chorych, nie oszczędziła sobie słów.
— Co znowu nabroiliście? Różana Przełęcz nie jest taka, jak Tygrysia Gwiazda. Nie odpuści wam, jeśli będziecie grać na jej cierpliwości.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz