Wiedział gdzie mogli coś zjeść. Przecież musiał sobie jakoś radzić, gdy w jego życiu nie było Bylicy. To były ciężkie czasy, ale tęsknił za nimi. Chciał ponownie do nich powrócić, będąc na łasce własnej, a nie tej staruchy, która chciała tylko i wyłącznie go wykorzystać do leczenia jej opasłego tyłka.
- Znam to miasto dobrze. Pokaże ci wielkie kubły Wyprostowanych. Może tam coś będzie - miauknął, wskakując w śnieg.
- Wielkie kubły? - miauknęła, wskakując za nim. - Masz na myśli śmietniki?
- Tak - zaczął kuśtykać ku wyjściu z zaułka. Rozejrzał się uważnie po otoczeniu, po czym skinął głową do Blanki. - Droga wolna. Raczej nic nas nie zje po drodze.
Oczywiście... Nie żartował. Opuszczanie kryjówki zawsze bywało ryzykowne i mogło przynieść im przedwczesną śmierć. Musieli uważać na Wyprostowanych, psy i potwory, których w tym miejscu było od groma. Na szczęście wiedział jak unikać zagrożeń, więc z wielkim prawdopodobieństwem, powinni przeżyć tą wycieczkę.
- Raczej? - przełknęła ślinę, rozglądając się jak on, po czym poszła ostrożnie za nim, czekając na jego kolejny ruch.
- Wiesz, nie wiadomo co może nas po drodze spotkać. Unikaj Wyprostowanych i samotników. Trzymaj się blisko mnie - poinformował, wznawiając marsz.
Bylica przez te swoje zabawy z gangami, zrobiła z nich dość łatwy i znany cel. Gdyby ktoś na nich czyhał, by ich porwać i wziąć za nich okup, to byli w głębokiej dziurze. Wolał jednak nie mówić o tym dawnej pieszczoszce, bo jeszcze się przestraszy i z nim nigdzie nie pójdzie.
- Dobrze - miauknęła, po czym udali się najbliższego kubła, który wpadł Wypłoszowi w oko. Blanka podchodząc tylko skrzywiła się, niemalże duszona zapachem stęchlizny i śmieci. - Śmierdzi... lepiej znajdźmy coś innego.
- Wszystko będzie śmierdzieć. Nie marudź - mruknął, próbując przewrócić kosz. Jak on tęsknił za tym smrodem. Jak nic się od razu wytarza i być może namówi do tego Blankę! Przecież to będzie takie cudowne dla niej doświadczenie. Już widział jej minę, a wibrysy mu zadrgały z rozbawienia. - No dalej. Pomóż mi.
Westchnęła.
- Skoro tak mówisz - mruknęła, po czym pomogła mu z przewróceniem kubła. Zawartość metalowej puszki wysypała się na ziemię z brzdękiem, a odór niczym woda zalał pobliską ulicę. - Ohyda - skomentowała krótko, krzywiąc nos.
- Jaka ohyda? Cudownie pachnie - stwierdził, od razu wpadając w śmieci, rozrywając zawartość czarnych worków i tarzając się w ich zawartości. O tak... Krokus jak nic zwymiotuje, gdy tylko wrócą. Możliwe, że na te swoje kocięta. Wizja boska. - Dawaj, księżniczko. - mruknął, otrzepując się. - Teraz ty. - spojrzał na nią ponaglająco.
- Słucham? Chyba sobie żartujesz - cofnęła się parę kroków od sterty. - Nie zamierzam tarzać się w śmieciach!
- Dlaczego nie? Teraz jesteś samotnikiem. Powinnaś pachnieć jak my - miauknął, pochodząc do niej bardzo blisko, capiąc jak ten kubeł.
- Powinnam, ale nie musze. Dziękuję za propozycję - miauknęła, odsuwając się i kierując nos w innym kierunku. Z dala od kubła i capiącego Wypłosza.
- Ej no weź! Chodź. I tak musimy to przeszukać, by znaleźć coś do jedzenia. Wolisz zdechnąć z głodu? - zapytał, popychając ją nosem w stronę śmieci. - Nie tchórz, księżniczko.
<Księżniczko? Kąpiel czeka <3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz