Westchnęła tylko. Dlaczego każdy próbował jej wmówić, ze żyła w błędzie. Została porwana! Jej dwunodzy na pewno bardzo się o nią martwią i szukają. Właśnie! Szukają! Może ją w końcu znajdą i wezmą z powrotem do siebie! Nieco ożywiła się na tą myśl. Jeszcze była nadzieja na ucieczkę z tego więzienia.
- Myślisz, że ile minie zanim ogarną, że tu jesteś? - zmieniła temat.
- Pewnie wieczorem zauważą, że mnie nie ma. Nie obchodzi mnie ich troska. Mogę nawet tu spać, byle nie iść na trening.
- Możesz jak chcesz... wtedy przynajmniej jedno z nas nie będzie się musiało martwić o nagłą pobudkę przez Bylicę... - miauknęła. Była zmęczona ciągłym stresem o to, czy ta nagle nie pojawi się w dziurze. Wypłosz położył się więc na mchu, rozciągając się cały.
- Jak chcesz... - ziewnął. - Doceń, że w ogóle żyjesz, a cię nie wrzucili pod potwora gdzieś po drodze.
- Mogli mnie w ogóle nie zabierać z domu... - wyburczała pod nosem, kładąc się kawałek od Wypłosza.
- Mnie w sumie też. Ale stało się. Przywykniesz - stwierdził. - To okropnych koszmarów, księżniczko.
- Masz dziwny sposób na mówienie dobranoc - zauważyła, zwijając się na legowisku. Bury uśmiechnął się pod nosem.
- Nic innego tutaj dobrego cię nie spotka - rzucił, zwijając się w kulkę. Położyła po sobie uszka, słysząc słowa Wypłosza. Miał rację? Była skazana na koszmary w tym miejscu? Tak bardzo nie chciała tu być. Tak bardzo brakowało jej jej poprzedniego życia.
**wciąż dawno**
- Blanka! Bylica idzie wstawaj!
Było to pierwsze, co usłyszała. Głośne wołanie rozbudziło ją, a kotka szeroko otworzyła ślepia, przestraszonym spojrzeniem lustrując otoczenie. Słysząc alarm, ze Bylica idzie, zaraz podniosła się z miejsca, mrugając pośpiesznie.
- Gdzie? - jęknęła tylko, patrząc, czy ma się jeszcze gdzie przed nią schować. Nie chciała iść na kolejny trening z tą wariatką! Wypłosz za to trącił ją łapą w czoło ze złośliwym uśmieszkiem.
- Tu, mysi móżdżku. Nie wyleguj się tak, bo zamarzniesz. Jest okropnie zimno - napuszył się, by zachować więcej ciepła.
- Czuje przecież - burknęła, kuląc się w legowisku. - Po co mnie obudziłeś? - mruknęła, niezadowolona z nagłej, dodatkowo strasznej pobudki.
- Bo śpisz za długo! Jak tak dalej pójdzie to pomyślą, że zamarzłaś i nie żyjesz. - miauknął. Może wtedy przynajmniej pozbyli by się jej ciała, a ona mogłaby uciec... Wypłosz jednak szybko zmienił temat. - Krokus urodziła kocięta wiesz? Jedno zjadła z głodu. Biedne. Nas i ich pewnie też to czeka Zastygła, otwierając szerzej oczy. Spojrzała na Wypłosza z zdziwionym wytrzeszczem, zaniemówiwszy.
- Wiedziałam, że urodziła, ale... zjadła? Własnego kociaka? - wydukała, czując, jak zbiera jej się na wymioty.
- Tak. Na dodatek nienawidzi ich. Kazała mi bym ich pilnował, ale nie chciałem. To nie moje w końcu dzieci. Jak zrobiła sobie brzuch, to powinna sama sobie radzić. A ona co zrobiła? Chciała mnie zjeść! Patrz - Pokazał jej pokąsany kark. - Widzisz? Chora wariatka z niej. Uważaj lepiej na nią.
Przeraziła się, widząc ranki i słysząc słowa Wypłosza. Gdzie ona żyła, do cholery?
- W końcu to córka Bylicy... kto by się dziwił... - westchnęła, odwracając wzrok, by zaraz jeszcze raz spojrzeć na kocura. - Boli? Myślisz, że znowu będzie próbowała? Co jeśli zje cię, jak będziesz spał?
- To zje - wzruszył ramionami. - Mówi się trudno. I tak jestem śmieciem. lepiej teraz zdechnąć niż później. A czy boli... niezbyt. W sumie polubiłem to. Było... tak mi dobrze... To było intensywniejsze niż wyrywanie sierści z łap. - miauknął. - Sama powinnaś spróbować.
- Gryźć się? Chyba żartujesz... - pokręciła łebkiem. - Przecież to boli! Ból jest zły... tak samo jak jedzenie się nawzajem!
- Jedzenie brzmi paskudnie, racja. Gryzienie jednak jest cudowne. To... taka ulga dla ciała. Ból oczyszcza. Serio. To wspaniałe uczucie. - miauknął. - Ale jak nie chcesz to nie, nie zmuszam do niczego jak Bylica. Wzięła już cię w krzaczki?
- Gryzienie? Ulgą? - skrzywiła się, patrząc to na łapki Wypłosza, to na swoje. - I wspaniałe uczucie? Jak Bylica mnie porywała z domu, za kark, to jakoś nie było to przyjemne... - mruknęła, jednak dziwnie było tak... nie wierzyć Wypłoszowi. Może to wina Bylicy? Nie zdziwiłaby się... - Może... może jak ty mnie ugryziesz, to będzie inaczej? - mruknęła, nieco zdziwiona tym, co właśnie powiedziała. Dziwna propozycja wypadła z jej pyska. Ale może wtedy bardziej zrozumie punkt widzenia Wypłosza? - I nie. Nie wzięła mnie w krzaczki. I ciągle mam nadzieję, że to "już" się nigdy nie wydarzy.
- Pewnie niedługo cię weźmie. Widzę jak się do ciebie klei - mruknął, po czym spojrzał na nią zaskoczony. - Dobra. Skoro prosisz to z chęcią to zrobię. - Podszedł do niej, a następnie chwycił ją za skórę na karku. Wbił zęby, jednak delikatnie. Poczuła oddech kocura, po czym dziwne mrowienie na karku. Miała się automatycznie krzywić, gdy zauważyła, że nie ma na co.
- Nie boli mocno - miauknęła, z pewną ulgą w głosie. Chociaż najprzyjemniejsze też nie było. Raczej dziwne.
Cofnął pysk, puszczając jej skórę.
- No... widzisz. - Strzepnął uchem. - To nic złego to gryzienie. - Zaburczało mu w brzuchu. - Ugh... Jestem głodny. Bylica i inni wszystko zeżarli i nic nam nie zostawili, a teraz trudno o pokarm. Chcesz iść ze mną czegoś poszukać?
- Jeśli chcesz, żebym coś nam upolowała to odpada. Bylica jest okropną nauczycielką - prychnęła, podnosząc się z miejsca. - Ale jeśli wiesz, gdzie łatwo można coś znaleźć to możemy iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz