Gdzieś tam, z tyłu głowy nadal miał krzyki i prośby o pomoc Słonecznej Polany. Wiele księżyców minęło od śmierci kotki, jednakże Wilcza Łapa nadal się z tym nie pogodzili. Wyrzuty sumienia zjadały ich żywcem a fakt, iż taki potwór uczył ich siostrę, odbierała im mowę... Nie pomogło nawet zmiana terenów. Wschody i zachody słońca były piękne, jednakże Wilk nie czuli się na tyle dobrze, by podziwiać całą scenerię.
Co jakiś czas miewali przebłyski ze zgromadzenia. Walkę między kotami, opętane ciała, przemówienie przodków... to wszystko sprawiało, że ostro partolili trening, zwodząc przy tym mentora - Lśniącego Księżyca. Cieszyli się jedynie, że ich liczne rodzeństwo w całości dotarło na nowe ziemie, do tego bez żadnego zadrapania.
Szum fal zagłuszał myśli, zaś słona woda obmywała ich łapy, gdy siedzieli samotnie na plaży, obserwując powoli płynące na niebie chmury. Zastanawiali się, jak daleko byliby w stanie pójść, nim straciliby grunt pod łapami. A co ważniejsze - co takiego znajdowało się za horyzontem?
— WILCZKUUUU! WILCZKUUUUUUU!!! MUSZĘ CI COŚ POWIEDZIEĆ!!!!!
Uśmiechnęli się słabo, słysząc głos Aksamitnej Łapy. Smukła kotka pędziła przez plażę w ich kierunku. No tak, siostra zawsze wiedziała jak zająć ich myśli, a do tego w ich towarzystwie nie szło się nudzić. Cieszyli się jak jasna cholera, że szylkretka postanowiła do nich podejść i pogadać.
Sami jakoś nie mieli na to odwagi.
— Tak, Aksamitko? — zapytali z lekkim, paskudnym uśmiechem na pysku, nim kotka wpadła prosto na nich a rodzeństwo przekoziołkowało się kilkanaście dobrych metrów po piasku. Wilcza Łapa zaryli widowiskowo mordą w grunt, niemalże zakopując sobie łeb.
Podnieśli się szybko, plując we wszystkie strony świata sypkim gównem.
— OJEJUNIU! Wilczku braciszku mój kochany, nic ci nie jest???? — uczennica dopadła do nich, czym prędzej pomagając na wpół łysemu kotu wstać.
— Nie, spokojnie, nic mi się nie stało. Jestem cali — odparł, jednak to chyba nie przekonało kotki. Aksamitka natychmiast rozpoczęła dogłębne oględziny, czy aby na tysiąc procent Wilczy są cali, wciskając mu łapy do uszu, oczy a nawet rozdziawiając szeroko paszczę.
— Chyba masz próchnicę braciak- — mruknęła szylkretka z pełną konsternacją.
Zrezygnowany Wilczy po prostu siedzieli z otwartą szeroko mordą.
— Tcho o chym chiałasz pochozmawiacz? — mruknęli, poruszając niespokojnie końcówką ogona. No tak, Aksamitka była Aksamitką.
Co zrobisz, nic nie zrobisz.
< Aksamitko? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz