Przełknął ślinę. Była nienormalna! Czemu nie mogła zostawić go w spokoju! Słyszał jednak w tej jej monologu słowa, na które lekko się ucieszył; lekko, bo nadal to było okradanie go z wolności, której pragnął i potrzebował. Dlaczego nie rozumiała, że ich związek nie miał sensu? Czy tak miało wyglądać jego życie? Z nią u boku, z kociętami, których nie chciał? Na samą myśl zakuło go w piersi. To za wcześnie! Nie chciał być ojcem!
— Cz... czyli nie mogę już zadawać się z Lukrecją? — miauknął z goryczą. Nie wyobrażał sobie tego. Zwłaszcza, że czuł do kocura coś więcej niż sympatie. — A... a jeśli ci odmówię? To co?
— To nie puszczę cię ani na chwilę. Wiesz, że jestem do tego zdolna. — poinformowała, liżąc go po czole.
Wiedział. Pokazała mu to na wiele sposobów. Na pysk wyszło mu zniesmaczenie, spowodowane tym całusem. Ugh! Czemu ciągle chciała to robić? Czy jej kiedykolwiek ślina się kończyła?
— T-tak... wiem... — Pociągnął nosem. Nie brzmiało dla niego to dobrze. Znów to piekło zacznie się na nowo. Ten ból i gorycz w piersi, która przez krótki okres czasu, go opuściły. Sądził, że pozbył się tego uczucia raz na zawsze. Mylił się.
— W-wiesz to niezdrowe tak skupiać się na jednej osobie. N-nie chcesz mieć więcej czasu dla przyjaciół? — zasugerował, próbując kolejnej desperackiej próby, uwolnienia się spod jej wpływu.
— ... Nie mam za wielu poza tobą. I ciebie kocham nad życie. Nie chcę cię stracić — Polizała go ponownie w to samo miejsce.
Ta informacja brzmiała okropnie. Jak to nie miała nikogo? To on nie miał! Był sierotą, niechcianym wyrzutkiem, a ona? Wnuczką liderki! Miała matkę medyczkę, masę rodzeństwa, na pewno musiała mieć więcej przyjaciół. Nie mogła obracać się tylko w jego gronie!
— Znów będziesz mnie ślinić i memlać? — jęknął. — Ja nie chcę. Potem śmierdzę śliną... Mniej... Mniej czułości — przynajmniej to pragnął uzyskać w tej bezowocnej walce.
Mniej tego co go brzydziło, gdy musiał spędzać z nią czas. Czy to oznaczało, że się poddał? Zgodził na jej warunki? Tak. Nie potrafił zawalczyć o swoje, nie gdy ta okazała się pod tym względem bardziej uparta. Zresztą... był śmieciem i to od czasów kocięctwa. Mentor często mu o tym przypominał, aby przypadkiem nie zapomniał. I co? I liczył na szczęście? Skoro jego życie zostało już odgórnie nałożone?
— A chcesz mieć wolny ode mnie czas czy nie? Większość dnia ze mną, reszta bez zdrady jest twoja.
Wziął głęboki oddech. Zamknął oczy. Nie miał i tak wielkiego wyboru. Nawet jak się nie zgodzi, będzie to samo, a tak... mógł zyskać czas wolny... Nawet te marne kilka uderzeń serca.
— Dobrze — zgodził się ze skwaszoną miną.
Właśnie zawarł pakt z szaleńcem. Naprawdę był żałosny.
Miodunka uradowana polizała go jeszcze raz, po czym z niego zeszła, co spowodowało jego błogie westchnięcie ulgi. Ile ona miała sił w tych łapach!
— Wspaniale! Jak ja cię kocham!
Podniósł się wolno na łapy, nie odpowiadając jej. Wrócił z powrotem z nią do klanu, z gorszym nastawieniem niż wcześniej.
***
*dalej podczas podróży*
Po rozmowie z Lukrecją przybyło mu sił. Kocur zmotywował go do działania. Musiał skonfrontować się z Miodunką i zakończyć to raz a dobrze. Koniec łez, koniec bólu oraz tych jej słów odmowy. On także to potrafił! Tak! Kolejna próba pozbycia się kotki ze swojego życia, nie mogła pójść na marne! Nie, gdy jego miłość tego od niego oczekiwała.
Podszedł do niej, czując jak stres wypełnia jego ciało. No i znów to samo! Czemu teraz? Czemu w takim momencie? To miało się tu zakończyć. Nie powinien czuć tego okropnego uczucia, bo jak nic zawiedzie! Ale nie stchórzył, nie wycofał się. Robił to dla Lukrecji.
— Cho-odź ze mną — miauknął do niej, kierując kroki gdzieś w las, by nikt nie był świadkiem ich rozstania z przytupem.
Słysząc powagę w jego głosie, szylkretka zdziwiła się, od razu przyklejając się do jego boku.
— Dobrze. — odparła z uśmiechem, idąc z nim poza zasięg kocich uszu.
Gdy odeszli od klanu na odpowiednią odległość, zatrzymał się, odsuwając od kotki. Teraz albo nigdy. Powie to i da nogę. To też jakieś wyjście.
— Słuchaj... Przemyślałem wszystko i... i koniec! Nie możemy być razem. I mam gdzieś, że mnie kochasz i chcesz ze mną być. Ja nie chcę. Masz to uszanować i zniknąć z mojego życia.
Serce łomotało mu coraz szybciej, coraz bardziej. Widząc jak ta się puszy, wręcz skręciło go w żołądku.
— NIE MA MOWY! — ryknęła, co spowodowało, że drgnął jak wystraszony zając. Mógł się tego spodziewać, ale i tak... strach sam zdecydował o jego reakcji.
— Mam to gdzieś! Z nami koniec! Nie kocham cię i nie będę! Jestem już dorosły, nie potrzebuje niańki, która będzie mówić mi co dla mnie dobre. Ja sam doskonale wiem czego chcę od życia! — Te słowa kosztowały go masę samozaparcia i energii. Ale udało się! Postawił się jej ponownie. Brzmiał groźnie, stanowczo i w razie czego, był w stanie ją skrzywdzić, o ile dałoby to chociaż promyk szansy na wolność spod jej jarzma.
— NIE! — wrzasnęła, po czym uniosła łapę i przejechała pazurami po jego pysku.
Zaskoczenie to mało powiedziane co czuł w tej chwili. Uderzyła go?! Oszalała?! Do czego jeszcze była zdolna? Czyżby pod tą maską miłej osoby, skrywała mroczne oblicze tak jak Krwawnik?
Piekący ból rozszedł się po jego pysku. Wbił w nią wielkie oczy, z trudem wypowiadając kolejne słowa.
— Ty... Ty uderzyłaś mnie?! — pisnął.
W odpowiedzi warknęła i rzuciła się do ataku, próbując schwytać go w swe szpony. Zwariowała! Krzyknął spanikowany, uskakując w bok.
— Co ci odbiło?! Przestań! Natychmiast, bo... bo ja cię pobije! — zagroził, nie mając pojęcia, jak na to zareagować. Nie spodziewał się, że dojdzie do bójki! Nie był na to przygotowany! Wręcz obawiał się jak skończy, gdy ją poturbuje! Nie był przecież prawdziwym Owocniakiem. Komar mógł go wygnać za skrzywdzenie jednego z wojowników czystej krwi.
Zignorowała jego uwagę, rzucając się na niego ponownie. Odskoczył sprawnie, przybierając zacięty wyraz pyska. Treningi z mentorem nie poszły na marne. Przynajmniej w tym jednym był dobry.
— Już! Stop! Nie chcę cię skrzywdzić! — powiadomił ją, ale to była gadka jak do głazu. Wściekła zaatakowała z warkotem, kolejny raz. Wskoczyła mu na grzbiet, następnie się w niego wczepiając i powalając go na ziemię. Skrzywił się, gdy jego pysk skończył na suchym gruncie. Przewrócił się na grzbiet z kotką uczepioną jego skóry z nadzieją, że ją z siebie zrzuci.
— Zostaw mnie! Ja nie będę już z tobą! To koniec! Zrozum to! — Spróbował ją walnąć łapą, na tyle ile był w stanie.
W odpowiedzi ugryzła go mocno w ogon, drapiąc jednocześnie jego bok, przez co wyrwał się z jego pyska krzyk. To zabolało! Nie wierzył! Ona się z nim biła! I to tak na serio! Wpadła w jakiś amok! Kopnął ją w brzuch, sycząc. Nie uniknęła tego, a z jej gardła wyrwał się jęk. Zaraz jednak szybko się podniosła, po czym łapami unieruchomiła go w miejscu.
Była silna, lecz... On również był. Mógł ją zrzucić, nadzieja jeszcze w nim była, ale musiał przyznać, że było ciężko. Zaczął się więc z nią siłować, by uwolnić się spod naporu jej cielska.
— Zostaw mnie! Jesteś nienormalna! — warknął, szamocząc się pod nią niczym wąż.
W odpowiedzi tylko przycisnęła go mocniej do ziemi z wściekłością. No i co teraz? I nic! Zaczął kąsać powietrze, by ją ugryźć, szarpiąc się bardziej. Jak nie tak, to musiał ratować się czym innym.
Wysunęła pazury, przez co te wbiły się w jego ciało.
Krzyknął, bo to nie było wcale bezbolesne. On tu miło, bez pazurów, a ona kolejny raz mu je wbijała!
— Przestań! To boli! — zaskomlał.
— Nie bardziej niż twoje ciągłe zdrady! — odparła, po czym ugryzła go w bok.
— Aaagh! Ja cię nie kocham! Nie jesteśmy już razem! To nie zdrada! — pisnął. — Ja cię zaraz ugryzę! — zagroził, mając nadzieję, że ta odpuści, chociaż jego groźby brzmiały tak słabo i żałośnie, że sam zaczął w to powątpiewać.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz