Nie chciał go zawieść. Naprawdę chciał skończyć ten cyrk z Miodunką i uwolnić się od niej raz na zawsze. Jednak co próbował, ta wracała niczym burzowa chmura. Nie potrafił jej przegonić. To było ponad jego siły. Na dodatek to co zrobili razem w krzakach... Co miał z tym zrobić? Jak miał poradzić sobie z ciężarem tej odpowiedzialności? Zrobił najprawdopodobniej brzuch jego siostrze! Powinien go nienawidzić, a ten... Ten chciał dać mu kolejną szasnę. Było to tak do niego niepodobne, ale... Cieszył się z tej zmiany. Kocur poprawił się w swoim zachowaniu, co go cieszyło i nie chciał by stary on powrócił.
— A... a jak będą po tym kocięta? — szepnął cicho.
Co miał wtedy zrobić? Zagroziła mu, że musiał z nią być, ze względu na dzieci.
— Nie przyznasz się do nich — miauknął, otulając go ogonem. — Nikt się nie dowie. Każdy będzie wiedzieć, że to ona ma coś nie tak z łbem i sobie wymyśla. Dopilnuje tego.
To brzmiało... Na dobre wyjście z tak okropnej sytuacji. Tylko... Czy chciał być taki jak jego rodzice? Porzucić kocięta, nie dając im poznać kim był? Znał to cierpienie, bo nie wiedział o swoich korzeniach. Gdy inni mieli mamy i taty, on był zawsze sam. To bolało. Jednak... Nie chciał denerwować kocura tymi swoimi przemyśleniami. Już dość go skrzywdził. Nie trzeba było drążyć tej sprawy bardziej, dlatego też skinął łbem, a następnie wtulił się bardziej w jego futro, szukając w nim pocieszenia od tych wszystkich problemów, którymi witała go dorosłość.
— Cieszę się, że n-nie jesteś już na mnie zły — szepnął cicho.
— Błagam cię o to, by ta sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. Rozumiemy się? — mruknął kremowy, liżąc go w policzek.
Przyjemne ciepło go zalało. Chciał by to powtórzył. Uczucie kochania, to było coś czego pragnął, mimo że jego mentor tego nie pochwalał.
— D-dobrze — Skinął łbem. — A-ale jakbym... nagle zniknął... T-to... uratuj mnie, proszę. — Nie znał przyszłości, nie wiedział co mogło się stać, ale nie chciał, by kocur pomyślał, że ewentualne niepowodzenie, było z jego winy. Liczył na jego wsparcie w tej kwestii. Był przecież bratem Miodunki! Powinien z nią porozmawiać!
— Zrobię, co w mojej mocy — Syn Plusk przytulił się do niego mocniej, ale tak, by wciąż było to komfortowe.
Zamruczał cicho. Chciał by ta chwila trwała i trwała. Było mu tak dobrze. Jego przyjemne futro otulało go z każdej strony. To było... delikatne, miłe, przyjemne.
— Będę bardzo zawiedziony, jeżeli jeszcze raz się dowiem o jakiś krzakach, czy pocałunkach. Nie rób mi tego, obiecaj, że tak już nie będzie. Bardzo mnie to zabolało — miauczał. — Kocham cię.
Położył po sobie uszy, dalej wtulając nos w jego futerko. Jak miał przeciwstawić się upartości jego siostry? Już zrywał z nią trzykrotnie i nadal się do niego kleiła! Jednakże... jego słowa dały mu potrzebną motywację, aby tego dokonać.
— Rzu-uce ją. T-tak ostro jak m-mówisz, że zo-ostawi mnie w spokoju i za-awsze my będziemy razem — zapewnił. Nie chciał zawodzić w swoim życiu kolejnego kota.
— Dziękuje — mruknął uczeń, całując go w pysk. — To będzie lepsze dla nas obu. Nie kochasz jej, prawda? Jeśli nie, to mówię ci, zrób tak, a wszystko się ułoży.
Uśmiechnął się delikatnie.
— N-n-nie kocham. Rz-rzuce. Zrobię to — dodał z pewnością w głosie. — A potem... B-będziemy razem — Oddał pocałunek.
— Mam nadzieję — miauknął, ocierając się o niego ogonem.
<Lukrecjo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz