- Dobra – powiedział, patrząc w pełne zapału oczy uczniaka – Oprowadzę cię po naszych terenach. Wszystko, wszyściutko ci pokażę. Obiecuję. Naprawdę! Ale teraz już idź. – Ostatnie słowa wypowiedział, niemalże wypychając Barwinkową Łapę z terenów Klanu Lisa.
Czarny uczeń skinął głową, po czym w kilku zwinnych susach opuścił tereny jego klanu. Gdy już miał puścić się pędem w kierunku rewirów Klanu Klifu, odwrócił się i powiedział ciche: „Trzymam za słowo”. Sokół przewrócił oczami i pomachał mu jeszcze na pożegnanie.
Wizja przeprowadzki była naprawdę szokująca i napawała strachem, jednak chwilowo nie miał ochoty się tym zadręczać. Wezbranie rzeki, zalanie obozu – to wszystko i tak od początku zmierzało w tym kierunku. Będzie mu brakowało entuzjazmu Barwinkowej Łapy, jednak kto wie? Może ich drogi przetną się w pewnym momencie? Może pozna jeszcze jakiegoś kota? Klan Lisa nigdy nie uczęszczał w zgromadzeniach, toteż Sokół nie mógł poszczycić się jakąś większą ilością znajomych w innych klanach.
Słońce powoli chowało się za linią ziemi, oblewając szkarłatnymi promieniami jego pysk. Jak na tę porę roku było nadzwyczaj ciepło, wiał lekki wiatr.
- Trzymaj się, wieczny uczniu – wyszeptał w kierunku znikającej na horyzoncie, czarnej sylwetki.
***
*time skip, przeprowadzka*
Odnalezienie Barwinkowej Łapy wcale nie graniczyło z cudem. Gdy w nerwowej atmosferze opuszczali dawne tereny, nikt nie przejmował się tym, że klany mogą na siebie wpadać i zbytnio się ze sobą… integrować. Co prawda wędrowali w znacznych odstępach, jednak koty i tak często się spotykały. Dziś rano Klan Lisa przyspieszył i spotkał się z Klanem Nocy. Mimo tego, że oficjalnie nie mieli już swoich terytoriów, to jakiś bezzębny, młody płowy wojownik starał się na niego warczeć i go przegonić. Skutkowało to jednak czymś zupełnie odwrotnym. Przez kilka godzin zwijał się ze śmiechu, próbując naśladować zabawne odgłosy szczerbatego kocura, dopóki Horyzont nie kazał mu się zamknąć.
Tak więc po kilku godzinach węszenia natrafił na woń Klanu Klifu i odłączył się na momencik od rodzimego klanu. Z daleka dostrzegł grupę kotów z Klifu, z rudym kocurem na czele. W środku szła jakaś szylkretowa, stara kocica, bura kotka oraz kolejna szylkretka. Wszystkie otoczone gromadką uroczych kociaków. Dopiero gdzieś na obrzeżach dostrzegł znajomą, czarną kupę futra wraz z towarzyszącą mu parą innych kotów, jak się domyślał, uczniów.
Zamyślił się. Ciekawe, czy Barwinkowa Łapa został wreszcie tym wojownikiem. Ciekawe, jakie nosi teraz imię? Barwinkowy Krzew? Barwinkowy Płatek? Mniejsza. Było to miłe uczucie zalewające go od uszu po opuszki palców, gdy zobaczył starego znajomego.
Wiedział, że dużo ryzykuje, podchodząc tak blisko. Jednak teraz klany nie miały przecież własnych terenów, prawda? Czyli nie robił nic złego. Wyszedł z zarośli i podszedł ostrożnie do grupy kotów Klifu. Ośmielił się nieco bardziej i potruchtał do Barwinkowej Łapy, witając zaskoczonego ucznia szerokim uśmiechem.
<Barwinkowa Łapo?>
Witam wiecznego ucznia bo mianowanko dopiero po przeprowadzce XD
OdpowiedzUsuń