Przeprowadzka wcale nie należała do przyjemnych czynności. Zamiast wesołego wędrowania w promieniach słoneczka, Klan Klifu ciągle spotykały ulewy, koty nieustannie wpadały na siebie nawzajem, a kociaki jęczały z powodu zmęczenia i znudzenia. Z resztą, tak naprawdę to nie tylko one; większość wojowników również narzekała na ich obecną sytuację i Berberys miała czasami ochotę strzelić im w pysk za to całe marudzenie. Jednak póki co miała ważniejsze sprawy ciążące na głowie, więc cudem powstrzymywała się od użycia siły. Razem z Lisią Gwiazdą musiała odpowiadać za odpowiednie tempo, a dodatkowo wyznaczanie patroli i miejsc na odpoczynek, o którym wszyscy marzyli. Córka Gronostajowego Kroki pomimo wszystkiego wcale im się nie dziwiła, ponieważ Lis nie chciał pozwolić na jakiekolwiek zwolnienie i brnął przed siebie, nie zwracając uwagi na stan członków swojego klanu. Dlatego ze wszystkich sił próbowała podnosić ich na duchu i namawiała do dalszego marszu, obiecując całe masy pożywienia i szczęścia na przyszłych terenach, chociaż sama nie miała do tego pewności. Dyskutowała parę razy na ten temat ze swoim mentorem, lecz do tej pory nie otrzymali żadnych wskazówek od Klanu Gwiazdy, więc pozostawała im tylko opcja ciągłej podróży w nieznane. Poza tym, rudzielec wcale nie był pozytywnie nastawiony na tą całą przeprowadzkę, więc kocica wolała nie rozdrażniać go zaczynaniem tego tematu. Gdy po krótkim postoju na posiłek ruszyli dalej, jej uszy wyłapały kolejne zrzędzenia Sroczego Żaru, która ostatnimi czasy wszystko wyolbrzymiała i narzekała gorzej od najmłodszego pokolenia, więc calico stwierdziła, że musi z nią o tym w końcu porozmawiać. Przez to jej ględzenie wszyscy przebywający w otoczeniu cętkowanej również zaczynali chodzić z ogonami smętnie opuszczonymi na ziemię, co znacznie wpływało na ich tempo. Żółtooka już miała podejść do starszej kocicy, gdy zauważyła, że ta prycha na swojego liliowego syna, którego zastępczyni tak kochała. Przez pierwsze chwile nie potrafiła zdobyć się na nic innego niż tępe wpatrywanie się w jego szczupłą sylwetkę, gdyż buzujące w niej emocje prawie się z niej wylewały. Nie rozmawiali ze sobą przez okropnie długi czas. Czy powinna podejść i spróbować się pogodzić? Cichy głosik w jej łebku właśnie do tego ją namawiał, lecz inny, znacznie głośniejszy, przywoływał wspomnienie ich kłótni. Żywiczna Mordka wprost wyznał jej, że przeobraziła się w potwora, który bez zawahania zabił Zaskroniec. Ale przecież starsza kocica próbowała zabić ich lidera! Do każdego wojownika należało chronić własnego przywódcę, a skoro Lis uważał, że to ona da sobie radę z uporaniem się z czarną, nie mogła przecież odmówić. Dodatkowo, syn Zlepka ze łzami w ślipiach zarzucił calico zdradę oraz pozostawienie go samego po tragedii, jaką była śmierć Jarzębinowego Strumienia. Po tym wszystkim trójkolorowa kotka nie była w stanie tak po prostu nawiązać z nim rozmowy; jasne, kochała go nad życie, ale nie zamierzała zamieniać z nim ani jednego słówka. Po pewnym czasie powoli nabierała przekonania, że być może liliowy ma rację. Może faktycznie staje się zwyczajnym, bezdusznym stworem, który w nosie ma innych? A gdyby tak wtedy przybyła wcześniej na miejsce zgromadzeń, to Jarzębinowy Strumień zalewałaby ich teraz tym swoim optymistycznym trajkotaniem? Pogrążając się w czarnym kłębowisku myśli, nieświadomie zwalniała, cały czas mierząc swojego partnera nieobecnym wzrokiem. Dopiero jego niepewny głos przywołał ją do równie złej rzeczywistości.
— B-b-berbery-ys? — mruknął zaskoczony, nie będący gotowy na pierwszą rozmowę od prawie połowy księżyca.
Zdezorientowana zastępczyni odchrząknęła, uciekając wzrokiem od pomarańczowych ślipi kocura, który ostrożnie ją obserwował. Czując nagły przypływ wstydu i i gniewu, szylkretka ponownie wlepiła w niego słonecznikowe oczęta. Nie potrafiła od tak go przeprosić i spróbować naprawić z nim relację. Jeśli faktycznie zdaniem kocura była potworem, nie chciała mieszać się w jego życie, ogarnięta zbyt wielkim strachem, że znowu coś zepsuje. Zmierzyła go chłodnym wzrokiem i choć w środku serce jej pękało, wydusiła z siebie kilka słów odpowiedzi.
— Żywiczna Mordko, weź się w garść — mruknęła cicho, siląc się na stanowczy ton i po chwili dodała. — I porozmawiaj ze Sroczym Żarem, by nie jęczała tak dalej, bo inaczej Lisia Gwiazda naprawdę się zdenerwuje — ostrzegła go, by następnie prędko wmieszać się w tłum innych kotów.
***
Czas wieczornego postoju był okazją do wytchnienia po całodniowej wędrówce dla wszystkich, więc każdy wtedy albo natychmiastowo zasypiał, albo próbował pożywić się jakąkolwiek zwierzyną, która akurat znajdowała się na prowizorycznym stosiku. Berberysowa Bryza jednak nie była w stanie zmusić się do żadnej z tych czynności i jedynie bez celu obchodziła granice ich tymczasowych obozów lub wypatrywała zwierzyny w leśnej gęstwinie. Pomimo nieustannego burczenia w brzuchu czy opadających ślipi, kocicy naprawdę odpowiadał taki tryb życia, ponieważ nie miała czasu na użalanie się nad sobą. Wmawiała sobie, że takim sposobem przynajmniej robi coś pożytecznego dla współbratymców, chociaż wszystko to działo się kosztem jej własnego zdrowia. Właśnie dlatego, gdy szylkretka planowała wymknąć się na polowanie, poczuła na swoim karku pacnięcie ogonem. Zdziwiona odwróciła się do tyłu, a jej przemęczonym ślipiom ukazał się nie kto inny jak Lisia Gwiazda, wpatrujący się w nią z nieukrywanym zirytowaniem.
— Berberys, w tej chwili masz iść coś zjeść, bo nie chcę zobaczyć cię kolejny raz u medyka — warknął, lustrując trójkolorową kotkę wzrokiem zabraniającym dyskusji. Pomimo pchającego się do pyska "ale", szylkretka w porę ugryzła się w język. Tylko głupi kłóciłby się z synem Czaplego Potoku w takim stanie. Niechętnie skinęła łbem na znak zgody i skierowała swe kroki w stronę kilku lichych zdobyczy, cały czas czując na sobie stanowcze spojrzenie lidera. Nie zwracała uwagi na otoczenie, pragnąc jak najszybciej przełknąć kilka kęsów i znów znaleźć sobie jakieś zajęcie. To całe roztargnienie przyczyniło się do tego, że nie zauważyła, jak liliowy łeb Żywicy również schyla się po mizerną mysz, sprawiając, że ich nosy prawie się dotknęły.
< Żywiczna Mordko? Naprawdę przepraszam za tego gniota >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz