Na moment stracił z oczu osaczoną gratulacjami Iskrę. Nie chciał pchać się w tłum, poczekał, aż sama zwróci na niego uwagę. Skrzywił się lekko. Ile to trwało? Księżyc? Dwa? Mniejsza. Gdy zaczynali, była wiecznie trajkoczącym o wszystkim i o niczym lekkoduchem…
Na tej płaszczyźnie nie zmieniła się ani trochę. Ten sam przerażający, figlarny błysk w ślepiach.
Ale jednak... Było w niej coś innego. Trochę wyrosła, a chodem przypominała prawdziwą wojowniczkę. Zamyślił się. Przez ostatnie dni treningu nie mieli zbyt wielu okazji, by spędzić czas na czymś innym niż walka bądź polowania. Za wszelką cenę chciał zakończyć trening Iskry przed mianowaniem Nostalgii. Nie przeżyłby tego, gdyby szylkretowa została wojowniczką przed Iskrą. Nawet, gdyby był już zasuszonym dziadem, z zachwytem przypominałaby mu o tym, że była pełnoprawną wojowniczką podczas, gdy jego uczennica grzała stanowisko ucznia.
Gdy spojrzał w zachwycone, żółte oczy Iskry, naszła go nagła myśl.
Ciekawe, czy wyrosła z rozgryzania mysich móżdżków…
Niespecjalnie w to wierzył.
- Zostałam wojowniczką! – pisnęła zachwycona, przytulając się do niego. Gdy Horyzont wyraził zgodę na jej mianowanie, cieszył się, bo wiedział, że Iskrze zależało. A teraz, gdy było już po wszystkim, zastanawiał się tylko nad jednym. Jak będzie wyglądało ich życie teraz, po mianowaniu. On – przynajmniej chwilowo – nie był mentorem, a ona nie była uczennicą. Mogli rozmawiać jak równy z równym. Już nie jak lekko zagubiony mentor i wiecznie szlajający się po drzewach, roztrzepany dzieciak. Jego Iskra dorosła, przynajmniej formalnie.
- Fajnie – mruknął i zaraz oprzytomniał. – Znaczy, super! Cieszę się! Gratulacje! Teraz to już będziesz prawdziwym postrachem wśród klanów!
- Ooo, tak – wydusiła zachwycona, zagłębiając szpony w glebie – Niech się lękają!
Po czym potraktowała pazurami drobna gałązkę, starając się naśladować walkę. Gdy, lekko zdyszana, pokonała drewnianego przeciwnika, posłała już dawnemu mentorowi rozradowane spojrzenie. Na głowie miała niesforny, uschnięty liść, który, jak się domyślał, odpadł z gałązki. Jej bok unosił się w rytm przyspieszonego oddechu, oczy lśniły niczym płomienie.
Chciał coś powiedzieć.
Zastanawiał się, czy „będę tęsknić” będzie odpowiednie w tej sytuacji.
***
*time skip, przeprowadzka. Klan Lisa ma chwilowy postój na obiad czy coś takiego*
Przenosiny były dla wszystkich szokiem. No, może poza Iskrą. Młoda wojowniczka zdawała się być w swoim żywiole, non stop wyprzedzała grupę i oglądała okoliczne tereny. Gdy ktokolwiek kazał jej wracać do podróżujących, z opuszczonym ogonem i przygaszonym blaskiem w oczach wykonywała polecenia. Gdy słońce było wysoko na nieboskłonie, Horyzont zarządził krótki postój na posiłek. Łapy prawie każdego kota były obolałe, no może z wyjątkiem Iskry wraz z siostrami oraz jego młodszego rodzeństwa. Płomykówka cały czas zaganiała go do noszenia Koguta, czego skutkiem była potwornie obolała szyja i obity małymi pazurkami pysk.
- Idziemy na polowanie? – rzucił w kierunku dawnej terminatorki. Oczy Iskry rozbłysły i skinęła głową. Miał wielka ochotę znowu poczuć się jak mentor. Od czasu, gdy została mianowana, nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić.
Oddalając się od zgromadzonych kotów, Iskra przystanęła.
- C-czuję kota – powiedziała cichym, pełnym napięcia głosem.
- Zostawmy go w spokoju – odparł na to, lekko zdenerwowany – To nie nasze terytorium, nie możemy się oddalać. A może po prostu wyczułaś zapach Klanu Nocy? Ryby były tu przed nami.
Czekoladowa pokręciła głową, jednak oboje nie mieli ochoty drążyć tematu. Zamiast tego skierowali się w pobliskie gąszcza, wypatrując zwierzyny. Musiał przyznać, że okolica była całkiem ładna. Było ciepło, słonecznie, zielono. Jak okiem sięgnąć, rozległe pola poprzecinane tylko od czasu do czasu przejrzystymi strumykami. Nie było drzew, tylko drobne, pojedyncze krzewy. Mimo tego, że był sceptycznie nastawiony do tej całej przeprowadzki, to jednak musiał przyznać, że było tu bardzo ładnie. Aż żal, że nie założą tu obozu.
- Źle chodzisz – rzucił w stronę Iskry. Uśmiechnął się lekko, gdy odpowiedziało mu tylko zaskoczone „hę?”. – Źle, źle, źle. Łapy jak zwykle za wysoko, łeb tak samo. Będziesz szukała tej zwierzyny na niebie?
Tym razem odpowiedział mu szeroki uśmiech i rozbawiony chichot byłej uczennicy.
Został on przerwany silną wonią obcego kota, który wyczuli wcześniej. Futro Iskry zjeżyło się na grzbiecie, jego zresztą też. Nie miał najmniejszej ochoty zostawać tu ani chwili dłużej, nie chciał też wracać z pustymi łapami. Gorączkowo zastanawiał się, co robić, gdy jego rozmyślania przerwał wściekły syk.
Jakaś obca, czarno-biała kupa futra rzuciła się z krzaków na Iskrę. Podbiegł, żeby pomóc zaciekle broniącej się pobratymce. Wściekłość i furia obcego samotnika skierowały się teraz przeciw niemu. Kot puścił Iskrę, po czym rzucił się na niego. Sokół zdążył jedynie wrzasnąć, gdy ten przewrócił go na ziemię. Poczuł rozsadzający ból z tyłu czaszki. Przed oczami pojawiły się czarnoniebieskie mroczki.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, nim stracił przytomność, był przerażony pysk jego byłej uczennicy – Iskry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz