Jak ona się kleiła! Czy tak trudno było zrozumieć jego słowa? Nie zauważył, by brzmiały nie po kociemu.
Uniósł głowę wyżej, odsuwając od niej swój policzek. Ponownie jego łapa z łatwością przesunęła kotkę z dala od swojego futra.
— Jesteś nachalna. Nie przepadam za czułościami, a zwłaszcza tuleniem od obcych kotów. Tu jest granica — Wskazał ją łapą. — Nie przekraczaj jej dla mojego komfortu. Uszanuj mą wolę.
Miał nadzieję, że to zrobi. Wierzył dalej głupio, że przestanie na niego naciskać, a tym bardziej go dotykać.
Skinęła głową i obeszła go, kładąc się z drugiej strony i na nowo tuląc do jego boku.
No na pazury ojca! Jego wiara zaczęła przemieniać się diametralnie. Teraz liczył na jakiś cud, który wybawi go od kotki. Może jej mentor przyjdzie i zawoła ją na trening?
— Dobrze, skoro nie lubisz tamtej strony, będę po tej. — rzekła.
Wziął głęboki oddech, który wypuścił powoli z pyska. Normalnie jakby rozmawiał z głazem. Wszystko się od niej odbijało.
— Nie sądzisz, że to niestosowne tulić się do obcego ci kota? — zasugerował, próbując zmusić ją do myślenia i podjęcia właściwych wniosków. — Nie martwią cię plotki jakie powstaną, gdy zobaczą cię ze mną w takim położeniu?
Chciał ruszyć to jej sumienie, czy co tam posiadała. Może nie miała wcale mózgu? Ktoś jej go wydłubał? A może uszkodził nieodwracalnie?
Wzruszyła ramionami, zadowolona, że tym razem przestał ją odpychać. Nie miał już sił tego robić, wiedząc że ta i tak wróci. To była jak walka z potworem. Ty go lejesz, po blaszanej skórze, by przegonić z terenów, a on dalej stoi jak słup!
— Nie jesteś mi obcy, znam twoje imię, a ty moje. I należymy do tego samego klanu — zauważyła.
No i to uważała za wystarczający powód, by się do niego tulić? Przecież to było rozumowanie mysiego móżdżka! To już kocięta mają więcej intelektu od uczennicy.
— Jestem tu od niedawna. Imiona nie oznaczają, że znasz już kota — miauknął, spinając się cały, co było wyczuwalne. — Nie rób więc takich głupot, Aksamitna Łapo. Odsuń się ode mnie. Dla swojego dobra. Twoje klejenie się do mego boku jest... ryzykowne.
Skoro tak jej zależało na czułościach i bliskości z nim, to nie wiedział, kiedy posunie się do czegoś więcej. Nie miał pojęcia jak zareaguje jego ciało, gdy dotknie go w brzuch czy szyję. Mógłby instynktownie odgryźć jej łapę, co trudno byłoby wyjaśnić liderowi. Szkolony był przecież to mordowania, a nie tulenia się z małolatami.
— Dlaczego? — spytała, biorąc głęboki wdech. — Przecież nic nam się tu nie stanie. Jesteśmy bezpiecznie, wiesz? Wydajesz się dziwnie zestresowany, a nie ma czym.
— Tam gdzie żyłem, tuliło się po to, by odebrać drugiemu kotu życie. Jestem wyczulony, a moje ciało może zareagować instynktownie, jeżeli naruszysz wrażliwe miejsca na moim futrze — powiedział, próbując zrozumieć, dlaczego się tak do niego łasiła.
Chodziło o to, że był wielki i puchaty? Ale kto normalny, by z takiego powodu napastował obcego?
— Tulenie na śmierć? — zdziwiła się. — Czyli to dlatego niektórzy czasem mówią, żebym nie przytulała ich tak mocno, bo ich uduszę? — spytała, a potem przyjrzała się bliżej jego szyi. — Ale ty jesteś gruby, to nie dam rady cię udusić — stwierdziła.
— Nie jestem gruby. To przez futro taki się wydaje. I nie... Nie to miałem na myśli. Kot ma na ciele delikatne miejsca, które można wykorzystać do jego zabicia. Nie uczą cię tego na treningu?
— No wiem o co ci chodzi. Szyja. Albo brzuch — westchnęła, przewracając oczami. — Ale po co staczać wszystko do tematu zabijania? To brzydkie, nie powinno się o tym tyle mówić. W klanie jesteś bezpieczny. W zgłębienie szyi można chować pyszczek, tak często robią zakochani! A w brzuszek można łaskotać, przyjemne uczucie — mruknęła.
To co mówiła brzmiało jak typowe rozmowy, jakie ucinały sobie pieszczochy. Zawsze to w ich głowach były romanse i zbereźne myśli. Na dodatek czemu powoływała takie przykłady? Nie byli przecież parą! Już chyba wolał, jak koty pluły na niego niż słuchać tych jej dziwacznych pomysłów. Nie przekona go do nich. Jedyne co sprawiłoby, że zgodziłby się na te jej propozycje, to gdyby dostał taki rozkaz od lidera. Wątpił jednak, by ten wpadł na taki pomysł.
— Co z tego, że to robią? My nie musimy — zauważył. — Nie żywię do ciebie żadnych uczuć. Czemu miałbym odsłaniać przed tobą moje wrażliwe miejsca, by zaspokoić twe żądzę? Nie jesteś dla mnie nikim bliskim. — dalej walczył z tą muchą, już i tak odpuszczając, bo machanie łapą zaczęło robić się nudne, powtarzalne i męczące.
— Jakie żądze? — pisnęła, zmieszana jego podejściem. — Przecież nie chcę nic dziwnego z tobą robić, zamierzam uczynić cię moim przyjacielem i tyle! No przestań już się tak kręcić! — burknęła, wpychając łeb pod jego brzuch. — Obkręć się, zobaczysz, że łaskotki są przyjemne!
Co takiego?
Drgnął, gdy ta zanurkowała łbem w jego sierści. Spiął się niezadowolony jej czynem. Ryła niczym kocię, by dostać się do mleka matki. Wątpił czy miał łaskotki i czy to ma jakiś sens. Jednak kotka miała w sobie siłę oraz upartość, której się nie spodziewał, a która przez jego zaskoczenie i zdezorientowanie sprawiła, że przewrócił się na bok. To było takie żenujące! Dopięła swego, a on machnął niezadowolony ogonem, spinając się, by zareagować, gdyby to był jakiś podstęp. Nie ufał jej. Życie go nauczyło dystansu. Położył po sobie uszy, oblizując poddenerwowany pysk.
— Nie mam łaskotek.— rzucił tylko, zbytnio zdezorientowany, by coś zrobić.
<Aksamitko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz