*jeszcze podczas przeprowadzki*
- N-nie zrobisz tego! – miauknął czarny arlekin, a ona miała ochotę przewrócić oczami, zalać się łzami i zacząć wrzeszczeć jednocześnie. Nadal się nie zorientował, iż był dla niej na tyle ważny, że była gotowa to zrobić? - Nie ma mowy! Jeżeli mnie nie puścisz, to cię ugryzę! - dodał zaraz mniej pewnie. Mimo słów żółtookiego trzymała go dalej, nie puszczając. Phi. Jak chciał ją niby ugryźć? Magicznie się uwolni z jej szczęk zaciśniętych na jego karku? Też jej coś! Siedzieli tak jeszcze przez chwilę w ciszy, aż do momentu w którym Nikt skrzywił się, wzdychając głęboko. - No dobra. Wygrałaś. Wrócę sam do obozu z tobą. Tylko puść mój kark...
- Tfylkfo fadnych numferów - puściła go powoli. - a teraz - przykleiła się do niego niczym rzep - wracamy. I co, nie było tak trudno! - dodała, idąc wraz z czarnym w stronę miejsca postojowego.
No, nareszcie! Szli tak razem. Byli już niedaleko obozu, kiedy nagle Nikt podłożył jej łapę, wskakując jej na grzbiet i dociskając do ziemi.
Szokowana słuchała tego co dalej mówił - K-koniec tego! T-teraz ja tu rządzę. U-ugryzę cię jeśli nie obiecasz, że dasz mi spokój.
Momentalnie aż w niej zawrzało.
- MAM GDZIEŚ CZY MNIE UGRYZIESZ CZY NIE! - wrzasnęła, po czym mocnym ruchem grzbietu zrzuciła go z siebie.
Nie będzie jej rządził! Nie umiał nawet o siebie zadbać, więc to była jej rola! Nie mogła mu pozwolić na taką samowolkę! Nie straci go! Co tam jedna pogryziona łapa, jak będzie musiała, to się z nim pobije, byleby został z nią! Patrzyła uważnie ze zmrużonymi ze złości oczyma i bijącym na boki ogonem, jak czarny arlekin zbiera się z ziemi, strosząc sierść, gotów na jej atak.
- Z-zrobię to! J-jestem kocurem! Silnym! Nie zamierzam być wiecznie pod twoją łapą! D-dlatego rozstańmy się w przyjaźni!
Bez namysłu skoczyła na niego, nie dając mu odejść. Jego słowa tak ją bolały. Ale wiedziała, że to minie. Że on w końcu postawi się jej bratu, i zrozumie, że tylko ona była w stanie go porządnie chronić. Syn Doli odskoczył na bok.
- M-miodunko! To dla naszego dobra! – miauknął do niej kocur, a ona znów poczuła tę falę wściekłości w swoim ciele. Falę, która dodawała jej siły. - NIE - ryknęła, szarżując na niego ponownie z szałem w oczach. Ten ponownie odskoczył widząc, że kotka wpadła w jakiś amok.
- Uspokój się! Miodunko! Zrozum, że ja chcę żyć na własnych zasadach! Nie chcę z tobą chodzić ciągle za ogon i robić wszystko co ty chcesz! Daj mi odejść!
- Nigdy! - wrzasnęła, nareszcie dopadając kocura i chwytając go ponownie za kark. Do trzech razy sztuka, nie? Następnie wsunęła się z nim w krzak, by jeszcze trudniej było mu uciec. Nigdy go nie puści. Nigdy. Na zawsze będzie jej! Nikt zaczął się szarpać, machając łapami na prawo i lewo - Puść mnie! – Wtedy to skapnęła się iż nie zagryzła dobrze skóry, przez co żółtooki mógł się jeszcze poruszać. - Jak ty sobie to wyobrażasz?! Mamy bić się codziennie?! D-daj mi spokój!
Postanowiła naprawić swój niewielki błąd, zaciskając szczęki mocniej, po czym obejmując go łapami. Nie mógł jej uciec! Nie mógł!
- Ygh! – wojownik zwiotczał, krzywiąc się z niezadowoleniem. - Miodunko! No weź! Przecież widzisz, że to nie ma sensu!
Nie puszczała go i tak. Puszczała mimo uszu jego słowa. W końcu zrozumie, że to bezcelowe i że z nią będzie w końcu szczęśliwy. Z nią i tylko z nią, z nikim innym tego nie będzie miał.
Pół-nocniak znów zamilkł, więc kotka przewaliła się na niego, przygniatając go i dalej trzymając za kark. Ten w odpowiedzi na przygniecenie stęknął głucho.
Leżała sobie tak na nim, zaczynając powoli cicho mruczeć, aby umilić mu ten czas. W końcu się przecież opamięta. Po jakimś czasie braku odzewu puściła delikatnie jego kark, po czym zaczęła go czule wylizywać, jednocześnie nadal przygniatając go całym swoim ciężarem ciała. Ten odetchnął z ulgą, gdy się od niego odessała, leżąc na ziemi i znosząc to z milczeniem.
- Posłuchaj mnie. Czas ustalić pewne zasady. Dzięki nim, pozwolę ci na nieco więcej swobody. – miauknęła po namyśle - ale masz się do nich stosować, Niktusiu - dodała, liżąc go czule za uchem.
- J-jakie zasady? - burknął pod nosem czarny nadstawiając ucha. Czyli się zaciekawił? Bardzo dobrze. To już był pierwszy krok ku ich wspólnej, świetlanej przyszłości!
- Po pierwsze, jesteś moim partnerem. Spędzamy razem czas, jesteśmy razem, razem opiekujemy się Skorupikiem i ewentualnymi kociętami - miauknęła - musisz być mi wierny i spędzać ze mną większość dnia i całą noc. Nie bronić się przed czułościami, najlepiej je odwzajemniać. Przez resztę czasu, którego nie będziemy spędzać razem, możesz robić praktycznie co chcesz, poza zdradą. - rzekła, czekając na reakcję. Postanowiła zrobić taką umowę, żeby dać mu więcej swobody. W ten sposób będzie z nią. W końcu się na nowo przyzwyczai, polubi to ponownie, zrozumie co zrobił źle i sam będzie chciał z nią być. Czekała więc na jego jedno małe tak cierpliwie.
<Nikt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz