Sama do końca nie ogarniała, jakim cudem znalazła się w obecnej sytuacji. Dobra, Berberys była w stanie wybaczyć naprawdę ogrom rzeczy, ale okładanie własnego syna pazurami to już naprawdę zbyt wiele! Żywica chciał jedynie skłonić Sroczy Żar do zjedzenia cholernej piszczki, ponieważ się o nią martwił, a ona podrapała go do krwi. Zauważając bordowe kropelki lśniące na liliowym policzku, córa Rosomaka nie wytrzymała i nie zważając na fakt, iż od kilku księżyców prawie w ogóle się do siebie nie odzywali, stanęła w jego obronie. Nie dość, że następnie ta niebieska zrzęda zwyzywała ją i Lisią Gwiazdę, zaczęła stroszyć futro oraz wbijać w nią nienawistny wzrok pomarańczowych ślipi. Zanim calico zdążyła się opanować i udobruchać starszą wojowniczkę, ta bez zbędnego zastanowienia się na nią rzuciła. Szarawe futerko na karku drobnej zastępczyni momentalnie się nastroszyło, aby następnie okryć się brudną ziemią poprzez popchnięcie przez cętkowaną. Z głośnym sykiem Berberys zaczęła szaleńczo drapać pokaźny brzuch kocicy, która pomimo różnicy wzrostu dysponowała o wiele większą siłą. Po paru koszmarnych chwilach Sroka w końcu nieznacznie rozluźniła uchwyt, co umożliwiło żółtookiej wyślizgnięcie się z pomiędzy krótkich niebieskich łap. Szczerząc ostre kły rzuciła się na kark cętkowanej, zapominając przy tym o wszystkim co ją otaczało. W tamtym momencie liczyło się tylko jedno — zemsta oraz nauczka za zniewagę jej osoby. Jednakże uczepienie się starszej wcale nie należało do tak prostego zadania, na jakie wyglądało. Siostra Zimorodkowej Pieśni zawzięcie wierzgała i prychała, kręcąc się przy tym na boki, przez co calico ponownie wylądowała poobijana na ziemi. Przerażenie, które w tamtej chwili ja ogarnęło, trudno jest nawet opisać. Widząc zakrwawione pazury Sroki zbliżające się do jej pyska, była niemal pewna, że zaraz zostanie pozbawiona oczu lub jej gardło zostanie brutalnie poharatane. Ale chwila; przecież Berberysowa Bryza nie mogła pozwolić na to, by ta pokraka ją pokonała! Zbierając w sobie resztki sił, w ostatnią chwilę wyrwała się spod żelaznego uścisku jednookiej kocicy i na drżących łapach przystanęła z boku. Szkarłatna krew kapała jej strużkami z różowego nosa, który obecnie zmienił swoją barwę na bordowy, podbite oko okropnie szczypało, natomiast liczne rozcięcia na skórze parzyły niczym prawdziwy ogień. Z trudem uniosła obolały łeb w stronę ciężarnej, która wcale nie znajdowała się w lepszym stanie, jednak uczennica Lisa nie mogła określić jak bardzo została zraniona, gdyż Niebiański Lot właśnie odciągał ją od miejsca zdarzenia.
— Berberysowa Bryzo! Szybko, musisz iść do Sokolego Skrzydła! — krzyczała spanikowana Borówkowy Nos, popychając delikatnie kotkę w stronę niebieskiego bicolora. Córa Gronostajowego Kroku zdawała się nie słyszeć słów zdenerwowanej łaciatej kocicy i jedynie tępo wpatrywała się w szczupłą sylwetkę należącą do jej partnera. Gdy zszokowany kocur w końcu odwrócił łeb w jej stronę, a ich spojrzenia skrzyżowały, zastępczyni poczuła niewyobrażalną rozpacz i wstyd rosnące w gardle. Słonecznikowe ślipia natychmiast zaszkliły się słonymi łzami, które prędko zaczęły hurtowo moczyć suchą ziemię, a podrapany pysk wykrzywił w wyrazie takiej beznadziejności, że nawet największy gbur by się odwrócił. Nie mogąc dłużej wytrzymać tego kontaktu wzrokowego, Berberysowa Bryza pospiesznie podążyła za Borówką, chcąc zapaść się pod ziemię.
***
Od jej walki ze Sroczym Żarem upłynęło kilkanaście wchodów słońca, a obie kocice powróciły już do siebie. Co ciekawe, cętkowana powróciła ponadto do żłobka, który na obecną chwilę stanowiły gęste krzewy jeżyn rosnącą tuż przy ich tymczasowym obozowisku. Zastępczyni długo zastanawiała się nad zrealizowaniem swojego pomysłu, jednak po paru godzinach stwierdziła, że musi spróbować. Nie chciała dłużej kłócić się za starszą wojowniczką, nie teraz gdy wszyscy byli osłabieni a niebieska spodziewała się kociąt. Z zamyślenia wyrwało ją pokrzepiające szturchnięcie Borówki, która przez ostatnie dni stanowiła jedną z jej największych podpór. Łaciata kotka dotrzymywała siostrze Lamparciego Skoku towarzystwa i nadzorowała posiłki, przez co powolutku powracała sylwetka starej Berberys. Żółtooka była jej naprawdę wdzięczna, ale nie zaprzeczała, że wolałaby na miejscu wojowniczki zauważyć znajomą liliową mordkę. Tak bardzo brakowało jej ciepła pręgowanego kocura, tak strasznie doskwierał brak popołudni spędzonych na mizianiu się noskami czy ogonami, które teraz stanowiły jedynie blade wspomnienie. Ze zrezygnowanym westchnieniem pochwyciła w zęby pulchną nornicę i skierowała kroki w stronę chwilowej kociarni. Teraz Żywica na pewno już nigdy jej obejmie, gdyż uważa ją za stuprocentowego potwora, którym rzekomo się stawała. Na samą myśl o tym, chciała rozpłakać się jak jakieś dziecko, a nie miała teraz na to czasu. Wkroczyła pewnym krokiem w gęstwiny jeżyn, aby następnie zatrzymać się przy wpatrującej się w nią nienawistnym wzrokiem Sroczym Żarze,
— Przyniosłam ci nornicę, abyś nabrała siły zanim ruszymy w dalszą drogę — miauknęła poważnym tonem, przysuwając pulchniutkie zwierzątko w stronę ciężarnej. Widząc błysk w oczach starszej nieco się rozluźniła; widocznie cętkowana była naprawdę głodna i nie zamierzała znowu wszczynać bójki o marną zdobycz. — Jak się czujesz?
<Sroczko? Mam się szykować kolejne opierniczanie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz