jeszcze przed wyruszeniem w podróż
Zastępczyni właśnie wracała z samotnego, porannego polowania. Chociaż słońce jeszcze nie wzeszło, to przynajmniej nie leżała bez sensu w legowisku, lecz upolowała jakąś lichą zdobycz. Ociężałymi ze zmęczenia krokami skierowała się w stronę marnego stosiku zdobyczy, by odłożyć nędznego drozda na jego nowe miejsce. Zdecydowanie powinni opuścić już te tereny, nieważne jak bardzo tego nie chciała. Jak tak dalej pójdzie, to przecież z każdym następnym wschodem słońca będą głodować! Już ledwie co starczało dla karmicielek, których niedawno całkiem przybyło. Znużonym wzrokiem zerknęła w stronę spokojnego żłobka. Czasami sama zastanawiała się, jak to jest mieć własne kociaki i ta wizja naprawdę jej się podobała. Jednak ostatnie wydarzenia, takie jak zostanie zastępcą czy kłótnia z Żywiczną Mordką, naprawdę odcisnęły na niej swoje ślady. Teraz nie miała na głowie tylko własnych problemów; musiała zatroszczyć się też o potrzeby współbratymców, co wcale nie było takie proste. Już miała udać się do legowiska wojowników, gdy jej uszy niespodziewanie dobiegły przytłumione krzyki dochodzące z kociarni. Zaintrygowana zastrzygła uszami, a na łaciaty pyszczek wstąpił niewielki uśmiech. Ciekawe, co te małe rozrabiaki znowu wymyśliły? Odrzucając swój początkowy pomysł na chwilową drzemkę, wesołym krokiem udała się w stronę hałasu. Przystając w wejściu do jaskini zerknęła, czy aby na pewno nie będzie przeszkadzać, lecz zauważając zaistniałą sytuację, nieco ją zamurowało.
— Nje pjawda Nocku! — powiedziała pewnym siebie tonem głosu malutka Cyprys i wypięła pierś w stronę swojego braciszka, Nocka, który zerkał na nią z pogardą. Berberys przyglądała się tej scenie z nieodgadnionym wyrazem pyska, lecz postanowiła na razie nie interweniować. Była ciekawa, jak szylkretka poradzi sobie z niemiłym kocurkiem, będącym utrapieniem dla wszystkich dookoła. Skąd taki szkrab znał tyle nieładnych słówek? Zmrużyła swoje słonecznikowe ślipia, lustrując dzieci Lisiej Gwiazdy tajemniczym spojrzeniem, po czym powoli ruszyła do środka. Akurat, gdy stawiała pełną łatek łapkę, przestraszona Cyprys zaniosła się głośnym szlochem, a czarny kociak wlepił orzechowe oczęta w ruszającą w jego stronę zastępczyni. Córka Gronostajowego Kroku delikatnie położyła ogon na grzbiecie koteczki i uspokajająco szepnęła.
— Hej, wszystko jest w porządku. On już nic ci nie zrobi, prawda? — miauknęła z powagą, wpatrując się we wnuczka Zaskroniec, którą ostatnio bez wahania dobiła. Zauważając jego niezwykłe podobieństwo do starszej kocicy nieco się speszyła; w końcu to była jego babcia. Szylkretka z obawą zerknęła w stronę chrapiącej w kącie Zachodzący Promyk i po raz pierwszy zastanowiła się, czy buraska chciałaby, żeby siostra Lamparta utrzymywała kontakt z jej dziećmi po pozbawieniu jej matki życia.
— A co mi zrobisz? — prychnął arogancko, jednak wydawał się lekko speszony nagłym pojawieniem się calico. Żółtooka wręcz zaniemówiła, gdy dotarło do niej, jakim tonem zwracał się do niej ten bachor. Tak, Berberys naprawdę było można teraz łatwo zdenerwować, co nie kończyło się zwykle za dobrze. Zniżając pysk do poziomu kociaka wyszczerzyła białe kiełki i cichutko syknęła.
— Coś, czego konsekwencje będą mogły być nieodwracalne — odpowiedziała, a kocurek szybko czmychnął do reszty rodzeństwa, śpiącego u boku córki Skorpiona. Przeklinając w myślach swoją nieprzemyślaną reakcję, odwróciła się ponownie do zapłakanej Cyprys i przyjaźnie miauknęła. — Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
<Cyprys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz