Stali przed mini sadzawką przypominającą mu do złudzenia kałużę uwiezioną w pudełku. Powąchał niepewnie obiekt i skrzywił się czując niewyobrażalny smród. Skoro śmierdziało i miało w sobie wodę to czy mogło i... żyć? Tyknął je łapą, a ono zadrżało.
Czyli żyło?
Odsunął się niepewnie. Dwunożni tworzyli dziwne rzeczy, ale jeszcze nigdy nie żywe istoty.
― No weź, jest tak gorąco! ― zawołała Słodka Język, wskakując do jeziora Dwunożnych.
Nim zdążył ostrzec kotkę, ta znajdowała się już w jego paszczy. Aroniowy Podmuch przerażony tym co się może zaraz wydarzyć, zasłonił oczy łapami, bojąc się makabrycznego widoku. Pomimo minięcia paru uderzeń serca nadal nie słyszał żadnych pisków. Niepewnie osłonił oczy i zerknął na Słodki Język. Ta w najlepsze pluskała się w wodzie, bawiąc się nie gorzej niż kociak. Kropelki wody unosiły się w powietrzy sprawiając, że nad jeziorem Dwunożnych przez zaledwie uderzenie serca widniała najprawdziwsza tęcza. Widząc uśmiechnięty pysk beztrosko bawiącej się kotki, wszedł także do paszczy potwora. Najwyżej umrą szczęśliwi. Lekko zimnawa woda idealnie chłodziła mu łapy. Potwór Dwunożnych w zaledwie w niecałe uderzenie serca stał się dla Aronii darem zesłanym od Klanu Gwiazd. Położył się na grzbiecie i zaczął podziwiać cudowne konstelacje z chmur. Jednak tą jakże cudowną chwilę przerwała Słodki Język, która zaczęła nagle histeryzować i rzucać się jak opętana. Zimna woda wleciała mu ślip i zaczęła nieprzyjemnie szczypać.
― Aronio, tam jest Młode Dwunożnych, Aronio zrób coś!!! ― kotka wiła się u jego łap.
Wojownik westchnął. Spojrzał się w rzekomym kierunku Dwunożnego i zamarł. Pod słońce trudno było dojrzeć jego sylwetkę, a może nawet nie chciał. Łyse i żółte młode wyglądało obrzydliwie.
Nic dziwnego, że rodzice go porzucili.
Przerażony zaczął się wić jak wiewiórka, by następnie wtulić się w miękkie futerko medyczki. Czując jak kotka dygocze przerażona, miał nadzieję, że oby dwoje umrą przynajmniej szybką śmiercią.
― To coś jest jakieś elastyczne, nie da się po tym wspiąć, zróbże coś ćwoku! Zabiją nas! ― kocur już nawet nie wiedział o czym ta mówi.
Łeb miał schowany praktycznie pod sam brzuch Słodkiego Języka, która okazała się odważniejsza w ten kryzysowej sytuacji. Z jego pyska wyrwał się nerwowy śmiech. Zginą tu. Umrą i nawet nikt ich nie zapamięta!
Czując jak obrzydliwe miękkie coś dotyka jego tylnej łapy z piskiem godnym nie jednej kotki, kopnął to przerażony. Nagły świt sprawił, że oby dwa koty podskoczyły. Aronia wykorzystał to by jeszcze bardziej wejść pod Słodki Język. Siedząca praktycznie na nim kotka spojrzała na niego, a to na rzekomego Młodego Dwunożnych.
― Aronio! Patrz! To jednak pożywienie ― odetchnęła z ulgą i zeszła z kocura, pozbawiając go kryjówki.
Wojownik niechętnie podążył wzrokiem za kotką. Na miejscu Dwunożnego spoczywała dziwnie sporawa kaczka, z której wylatywało powietrze. Kocur podszedł do niej i wgryzł się w dziwne stworzenie.
― Bleh ― wyrwało mu się z pyska. ― Zanieśmy to klanu, może Żwirowa Ścieżka to zje.
* * *
Tak i też zrobili. Upolowaną ogromną i żółtą kaczkę ciągnęli całą drogę za sobą, mając nadzieję, że współklanowicze docenią trud ich polowania. Z każdym krokiem Aronia powoli czuł jak z niego schodzi cudowny efekt kocimiętki, aż w końcu świat stał się na nowo szary i ponury. Kocur liczył, że dzięki chorobie tej staruszki znajdzie trochę tego zioła w magazynku medyków. Na myśl o podróży w niebiańskim stanie, uśmiechnął się lekko. Spojrzał na Słodki Język. Z niej także już zeszło. Uspokoiła się i znowu zaczęła mówić tą swoją formalną mową.
― S-słodki Języku! ― zawoła Cicha Łapa na widok mentorki. ― G-gdzie byłaś? Ż-żwirowa Ścieżka... ze Żwirową Ścieżką jest gorzej ― wymamrotała przestraszona medyczce.
Oczy dziwnopyskiej zabłysnęły, a sama pobiegła pędem do chorej starszej. Aronia odłożył gumową kaczkę na stos ze zwierzyną i ruszył za medyczką.
<Słodki Języku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz