Nowe miejsce było znacznie wygodniejsze od żłobka. Nie było tu pani zastępczyni, która rzucała w ich stronę te swoje pełne niechęci spojrzenia. Czuł się bardziej swobodnie. No i mama z nimi była. To było dla niego dziwne, bo sądził, że dawno już była wojownikiem, ale nie narzekał, bo mógł wciąż przy niej spać. Nie martwiły go żadne plotki. Byli w końcu rodziną. A to, że trzymali się razem to przecież nic śmiesznego.
Z rana wyszedł do swojego mentora, który już na niego czekał. Kocur zmierzył go spojrzeniem, oceniając jego użyteczność, a następnie wstał i machnął ogonem, aby za nim podążył.
— Dzisiaj zapoznasz się z terenami — wyjaśnił, przebierając łapami.
Ciężko mu było nadążyć, ponieważ nie chciał wypaść źle i zacząć biec jak pospólstwo. Musiał zachować klasę nawet na treningu, aby Tropiący Szlak był zaskoczony jego wspaniałością. Wojownik widząc, że został nieco z tyłu, zatrzymał się i poczekał aż podejdzie. Zmierzył go spojrzeniem, jakby widział przedziwny okaz stworzenia, które napatoczyło mu się pod łapy.
— Co ty robisz? Panicz boi się pobrudzić łapki? Nie umiesz biegać? — zapytał bury.
Speszył się, czując jak palą go policzki pod sierścią. Pokręcił szybko głową.
— N-nie... — wyjąkał. — Z-znaczy... Znaczy umiem! — szybko się poprawił, jakby uznał pierwszą odmowę za odpowiedź na nieumiejętność biegania.
Kocur prychnął, uśmiechając się pod nosem.
— Ah, tak? Wielka Piaskowa Gwiazda nie umie biegać, ojeju jak mi przykro. Co się stało? Nie ma mamusi i już nie jesteś taki hop do przodu, co?
Nie wiedział co się działo. Dlaczego jego mentor to mówił. Czyżby go obserwował? Podsłuchiwał? Czy żywił urazę za to co zrobiła Iskierka?
— J-ja przepraszam za moją siostrę. Wtedy to, to był jej pomysł. Ja nic nie zrobiłem, naprawdę — starał się wytłumaczyć z nim tą sprawę, licząc na to, że wojownik przestanie z niego drwić, jawnie ukazując swoją niechęć do jego osoby. To nie była w końcu jego wina, że urodził się w takiej rodzinie.
Bury zamyślił się, jakby zastanawiał się nad jego słowami.
— No dobra. Uznajmy, że to prawda. Ale jeżeli liczysz na moje przebaczenie musisz coś zrobić. Nie ma nic za darmo — miauknął starszy, ponawiając kroki.
Co zrobić? Zaciekawiony ruszył za nim, nieco bardziej spięty niż jeszcze parę chwil temu. Słyszał, że Tropiący Szlak bywał wredny, ale sądził, że to tylko plotki...
— Co takiego? — zapytał, widząc, że ten nie wytłumaczył sprawy. Ale i na to nie odpowiedział, zaczynając chichotać pod nosem, co jeszcze bardziej wzmogło jego czujność. Co on knuł? Mieli iść oglądać tereny, a teraz... teraz nie wiedział już co takiego mu szykował.
Gdy się zatrzymał i wskazał ogonem, aby się zbliżył, szybko do niego podszedł.
— Co... — nie udało mu się wypowiedzieć zdania, gdy poczuł jak mentor wpycha go wprost w błotnistą kałużę. Całe jego futro przesiąkło ziemią, która osiadła na jego ciele, zmieniając barwę na czekoladową.
Tropiący Szlak zaśmiał się wrednie, chlapiąc mu mulistą wodą w pysk.
— Ahahaha! Powiem ci, że jesteś zabawny. Jak usłyszałem, że cię dostałem na ucznia, to nie potrafiłem tego zdzierżyć. Słyszałem co Piaskowa Gwiazda robiła z kimś mojego pokroju. Jakie potworności... A tu nagle sobie słyszę, że Rozżarzony Płomień uważa cię za jej reinkarnację. Szczerze to powinni was wygnać, a nie trzymać w klanie. Wasza rodzina jest robactwem. Kiedyś robiłem z siebie durnia przed rudzielcami, aby zasłużyć sobie na ich przychylność. A teraz? Teraz to wy jesteście nic nie wartym zerem. Widać to po decyzji liderki. Praprawnuczęta tyranki mieliby dostać rudzielców na mentorów? O nie... Skończyło się. Im szybciej zrozumiesz, że jesteś zerem tym lepiej dla ciebie. — Wziął garść błota na łapę, a następnie rzucił mu nim w pysk. — Trafiony zatopiony!
Zacisnął łapy na rozmiękłym gruncie, starając się nie pokazać po sobie słabości. Czy do tego ich przygotowała mama? Do nie poddawania się takim kotom jak Tropiący Szlak? Serce go bolało na słowa, które padały z jego pyska. Przecież nie był winny zbrodni babci. Dlaczego każdy sądził, że byłby zdolny do takiego okrucieństwa? On... On chciał tylko wolności. Nie chciał być obiektem drwin i nienawiści z racji tego, że w jego żyłach krążyła krew tyranki.
Podniósł się na łapy, a błoto zaczęło spływać z jego łap ku ziemi. Widząc to, mentor popchnął go ponownie, czerpiąc z tego satysfakcję. Tak jakby mścił się na Piaskowej Gwieździe za jej zbrodnie na jego biednej osobie.
— Proszę... Pozwól mi wstać. Mieliśmy trenować — miauknął, ponawiając próbę, która została ponownie udaremniona przez wrednego kocura.
— Trenujemy. Uczę cię gdzie twoje miejsce śmieciu — zaśmiał się, wpychając mu do pyska ziemię.
Chciało mu się płakać. Był cały brudny i jeszcze nękany. Cała jego pasja do zostania wojownikiem wyparowała. Lew miała jednak rację. Nierudzi nigdy im nie wybaczą. Teraz to oni będą ich dręczyć za zbrodnie ich przodków.
— Ojoj, będziesz płakał? No dalej. Wiesz ile łez wylali moi przodkowie, byś ty mógł sobie żyć jak pan i władca? — syczał mu do ucha bury, powodując że raz za razem zalewała go straszna żałość.
Chciał wrócić już do obozu. Wrócić i nie wychodzić z niego już nigdy. Nie chciał trenować. Poderwał się nagle na łapy, wypluwając błoto z pyska, a następnie zaczął biec. Chciał uciec. Uciec przed mentorem, schować się pod łapami mamy i już nigdy z nich nie wychodzić. Jego próba została jednak udaremniona. Znacznie większy i szybszy wojownik, raz dwa go powstrzymał. Upadł, krzywiąc się, gdy boleśnie zarył o trawę.
— Co ty robisz? Gdzie uciekasz? Chyba dalej nie rozumiesz swojej sytuacji — prychnął kocur.
— Jesteś nienormalny! Zostaw mnie! Powiem Tygrysiej Gwieździe, aby dała mi kogoś innego! Ona nie pozwoli na to, abyś mnie dręczył! — powiedział mu swój plan na pozbycie się go.
Tropiący Szlak popukał go łapą po głowie.
— Halo? Ziemia do Piaskowej Łapy. Przecież jak to zrobisz to liderka pomyśli, że kłamiesz i przemawia przez ciebie to, że nie jestem rudy! Myślisz, że ci uwierzy? Naprawdę się tak upokorzysz, popłaczesz, gdy masz przecież być idealny? — ćwierkał mu nad uchem. I chociaż chciał się zapierać, to w głębi siebie czuł, że mentor miał rację. Jeżeli podważy kompetencje Tropu, uznają że to nie ze względu na jego zachowanie, a na rasizm. W jakim on chorym klanie żył!
— Przepraszam — pociągnął nosem, czując jak nie jest w stanie już tego wytrzymać. — Proszę, nie dręcz mnie. Ja nie jestem moją praprababcią. Naprawdę. Nie jestem taki jak ona. Ja jestem dobry. Lubię nierudych... Nie jestem rasistą! — zapewnił.
Bury skrzywił się zdegustowany jego zachowaniem.
— Żałosne. Myślisz, że ci uwierzę? Masz to we krwi. W jakie tam zabawy się bawicie? Piaskowa Gwiazda na lidera? Hm? Po moim trupie. Nie pozwolę, aby kolejny potwór zniewolił nasz klan. Dlatego Piasku... Czeka nas wspaniała zabawa. Nie zostaniesz wojownikiem póki nie będę miał pewności, że twoim jedynym marzeniem jest nie wychylanie nosa spod tafli błota. A jak komuś o tym powiesz, to zostaniesz oskarżony o rasizm i wierzę, że Różana Przełęcz i Tygrysia Gwiazda wykopią ciebie i twoją rodzinkę z klanu raz na zawsze. Rozumiemy się?
Trop... Trop był straszny. Pokiwał głową, czując jak ogarnia go panika. Bał się, że mentor nie będzie chciał go szkolić z obawy, że w przyszłości zaszkodzi klanowi. Matka go zabiję jeżeli nie zostanie wojownikiem. To było w końcu jej marzenie. Miał je spełnić.
— Przepraszam. — Szybko otarł pysk z łez. Już złamał połowę zasad, za które mama wlałaby mu jak nic. Liczył na to, że ta nigdy się o tym nie dowie, bo byłby u niej równie skończony co u mentora.
— Dobra, wstawaj. Pokaże ci te tereny maminsynku — prychnął bury, podnosząc go za kark na łapy.
Skierował się za nim na drżących kończynach, słuchając jak opowiada o otoczeniu, które mijali. Zachowywał się tak jakby wcześniej go nie zastraszał, chociaż raz po raz rzucał jakieś żarciki celujące w jego osobę. Nie wiedział jak to wytrzyma. Tak bardzo chciał, aby ten dzień jak najszybciej dobiegł końca.
[1265 słów]
[Przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz