— Chodź — syknęła Sroczy Żar, łapiąc go za kark. — No już, czy chcesz tu dalej stać jak palant? — warknęła mu do ucha, odciągając od miejsca tych masakrycznych wydarzeń.
Liliowy nie protestował. Dał się wlec matce niczym nieposłuszny kociak, który narozrabiał i miał zaraz dostać karę. Czasami naprawdę chciał się cofnąć w czasie i znowu być beztroskim kociakiem mogącym się w razie niebezpieczeństwa schować pod ogonkiem mamy. Bawić się całe dnie z rodzeństwem w zabawy, których tak nie lubił, zbierać kwiatki, odwiedzać dziadków i wujka Lśniącego. Spać do późna i wylegiwać się spokojnie na słońcu. Tak bardzo tęsknił za tym wszystkim. Żałował, że kiedyś nie potrafił tego docenić. Widząc, że oddalili się już wystarczająco od martwego ciała czarnej kotki i lidera dał w końcu upust emocją. Nerwowe drgawki przejęły jego ciało, targając nim na prawo i lewo. Poczuł jak tak długo wstrzymywane łzy, zaczynają mu wylewać ze ślip, mocząc liliowe poliki. Gdy poczuł, że Sroczy Żar go puszcza i siada niedaleko, pociągnął nosem, nie chcąc wyjść na zasmarkaną beksę przy mamię.
— M-ma-mamo? — załkał żałośnie, spoglądając na swoje łapy.
Bał się ostrego wzroku kotki. Czuł, wręcz był przekonany, że ta zaraz opierdzieli go za to wszystko.
— M-mamo? — zapytał trochę pewniej, nie słysząc odpowiedzi rodzicielki.
Spojrzał niepewnie w stronę pomarańczowego ślipia starszej wojowniczki, bojąc się, że znajdzie w nim jedynie szał i pogardę. Dlatego też pewnie zobaczywszy w nim łzy, był zaskoczony. Wręcz zszokowany.
— M-mamo? — zaczął, nieśmiało podchodząc do kotki. — C-czy to c-co mówił L-lisia Gwiazda to b-była... prawda? — wyjąkał, próbując uspokoić cieknące mu po pysku łzy. — O-o c-cioci... i B-berberys... i m-moim... t-tacie?
Sroka westchnęła i spojrzała na syna. Zamyślona przeniosła wzrok na swoje łapy, jakby tam miała znaleźć odpowiedź na swoje wszystkie pytania.
— Nie wiem jak było z Berberysową Bryzą i Zimorodkową Pieśnią
Żywica zauważywszy, że jej ogon nerwowo uderza o ziemię. Odsunął się od matki, nie chcąc przypadkiem oberwać. Sierść na jej karku zjeżyła się, a pazury wysunęły.
— Ale to co powiedział o twoim ojcu... Pożałuje, dopilnuję tego, że kiedyś tego naprawdę gorzko pożałował — prychnęła wzburzona, a w jej ślipiu zabłysnęła furia.
Liliowy rozejrzał się nerwowo, mając nadzieję, że nikt nie słyszy żali i złości jego mamy. Lisia Gwiazda był naprawdę potwornym liderem i Żywica w pełni zgadzał się z rodzicielką, może prócz zemsty, lecz nie chciał też by ta przez swój chwilowy wybuch straciła życie.
— Dlatego nie mazgaj się jak porzucony szczeniak — syknęła, mierząc syna ostrym spojrzeniem. — Przynosisz hańbę naszej rodzinie! Twój ojciec miał więcej odwagi i męstwa niż ty! Jak tak dalej pójdzie to ty będziesz karmicielką, a Berberysowa Bryza będzie ci przynosić pożywienie! Może kociaki też ty urodzisz, a nie ona?! — krzyczała na niego, chodząc wkurwiona w kółko.
Żywiczna Mordka przełknął ciężko ślinę i spuścił wzrok.
Może faktycznie męstwo oraz odwaga nie były jego najmocniejszymi cechami, jednak starał się jak mógł, żeby przynieś klanowi jakikolwiek pożytek.
— No nie stój tak jak kłoda! Odpowiedz mi!
— J-ja... — zaczął cicho, kładąc uszy. — J-ja chciałbym w-wiedzieć k-kto jest m-moim t-tatą — mruknął nieśmiało do kotki, bojąc się jej reakcji na to zdanie. — M-może dzięki t-temu z-zmężnieje — dodał słabym głosem.
— Zapomnij — warknęła bezdusznie i odeszła od syna, zostawiając go samego sobie.
* * *
Wlókł swoje długie łapy za resztą grupy, przypatrując się podłożu. Skalista ścieżka wydawała się ciekawsza niż rozmowy ze współklanowiczami. Poza tym odkąd Jarzębinowy Strumień zginęła, a on pokłócił się z Berberysową Bryzą, nie miał z kim rozmawiać. Nie posiadał zbyt wielu przyjaciół, a jedyny przyjaźnie nastawiony do niego członek rodziny ostatnio był zbyt zajęty Borówkowym Nosem. I ku zaskoczeniu wszystkich nie był to Bluszczowy Poranek, a Żurawinowe Bagno. Czarno-biała kotka okazała mu wsparcie i czułość, której kocur tak bardzo potrzebował po stracie siostrzenicy i rodziców. Przez co praktycznie stali się tak bardzo nierozłączni. Żywica cieszył się z szczęścia wujka i że ten powoli wraca do bycia starym sobą, ale z drugiej strony był strasznie o to zazdrosny. Też chciał mieć kogoś wyjątkowego, kto nie był aktualnie zły na swoją drugą połówkę. Westchnął na myśl o kłótni z Berberys i przyspieszył, chcąc zostawić za sobą te myśli. Jednak jego plan porzucenia ich daleko za siebie pokrzyżował kot przed nim, na którego Żywica przypadkowo wpadł. Ujrzawszy rude futro oraz brązowe ślipia, spoglądające na niego ze złością, zadygotał. Z pyska wyrwał mu się cichy pisk.
— P-prze-eprzam! — wyjąkał przerażony Żywica, płaszcząc się przed liderem.
Naprawdę nie chciał skończyć jak Zaskrońcowy Syk.
— Jesteś zupełnie taki sam jak ojciec — mruknął z pogardą lider, wlepiając w niego te przerażające ślipia.
Żywica słysząc to zastrzygł uszami. Już to od niego usłyszał raz tą... zniewagę? Zebrał w sobie całą odwagę jaka w nim pozostała i podniósł wzrok.
— C-czy t-ty w-wiesz k-kto jest moim t-tatą? — zapytał drżącym głosem, wpatrując się w przywódce z nadzieją.
<Lisia Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz