Dwie małe cynamonowe kuleczki leżały obok jej brzucha wtulone w siebie. Futerka miały pokryte drobnymi cętkami, łapki zakończone białymi skarpetkami oraz malutkie pędzelki na uszkach. Wyglądały tak uroczo, chyba nawet i bardziej niż jej pierwszy miot. Może dlatego, że jak przez mgłę pamiętała malutkiego Bluszczyka, Żywice i Jarzębinkę. Wspominając tamtych rozrabiaków, westchnęła, spoglądając na swoje nowo-narodzone pociechy. Ich puszyste futerko o dość niespotykanym kolorze chyba najbardziej ją zaskoczyło. Tak bardzo obawiała się małych wypłoszy. Zamiast tego, ku jej wielkiej uldze, ujrzała kociaki mogące uchodzić chyba jedynie za młode Niebiańskiego Lotu. Starszy wojownik jako jedyny miał w klanie zbliżony kolor sierści do jej pociech. Jej rozmyślenia przerwał pisk kociaka. Szybko obleciała spojrzeniem Pójdźkę i Pieska, jednakże obydwoje spali jak zabici. Rozpaczliwe popiskiwanie dochodziło z przed wejścia do tymczasowej kociarni. Towarzyszył mu dobrze jej znany tupot łap i dyszenie, które nie oznaczały niczego dobrego. Bury pysk Martwego Cienia pojawił się w wejściu do żłobka, a zaraz po nim reszta masywnego cielska kocura. W paszczy wojownika zwisał czekoladowy kociak, któremu zdecydowanie nie podobała się obecna sytuacja.
— Masz, zajmij się nim — mruknął, praktycznie rzucając jej kociaka.
Sroczy Żar spoglądała na kocura lekko osłupiała. W końcu kto by nie był zaskoczony, gdyby siejący postrach u kociąt Martwy Cień podrzucał komuś niedawno narodzone kocie. Spojrzała na czekoladową kupę futra, a następnie na wojownika.
— A jakieś proszę? — syknęła w stronę kocura, który zdawał się już wychodzić. — Poza ty skąd go masz? — mruknęła cicho, licząc, że wyciągnie z burego jakieś informacje.
Kocur prychnął i odwrócił się irytowany. Jego długi bury ogon zawis w powietrzu, a chłodne pomarańczowe ślipia zmierzyły ją ostrym spojrzeniem.
— Zajmiesz się nim, czy mam go rzucić lisom na pożarcie? — warknął ochrypniętym głosem. — Nazywa się Kurka
Nie czekając na odpowiedź Sroki, wyszedł ze żłobka, zostawiając niebieską kotkę z trójką kociąt. Sroczy Żar spojrzała niechętnie na podrzutka. Wiedziała, że kodeks wojownika nakazywał jej pomagać kociakom w potrzebie, ale czy potomek tak paskudnego wojownika jak Martwy Cień nie mógł być wyjątkiem? Słysząc popiskiwanie malca, westchnęła i przygarnęła go ogonem. Spoglądając na tą uroczą czekoladową kupę futra nie chciało się jej wierzyć w ich pokrewieństwo.
Może jeśli wychowa go po swojemu wyjdzie na proste?
Widząc jak maluch powoli uspokaja się wtulając się w jej sierść, uśmiechnęła się lekko.
— Witaj w rodzinie Kurko — miauknęła do wiercącego się kociaka.
<Kurko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz