Kocur wybrał się na samotną przechadzkę po terytorium, licząc, że może chociaż bez tego dzieciaka uda mu się coś upolować. Łapy poprowadziły go do Płaczącego Strażnika, nie znanych mu powodów, a od niego do Wielkiego Drzewa, które kiedyś było miejscem spotkań. Wiedział, że na spalonej i wysuszonej ziemi zwierzyny nie znajdzie, jednak coś w nim wręcz kazało mu wędrować na granicy Klanu Klifu i Nocy.
Coś.
A może ktoś?
Nie.
Pokręcił łbem zdenerwowany, starając wyrzucić z łba tą niemądrą myśl. Nie było żadnego powodu, by tu przyszedł. Po prostu chciał i już. Jego własna głupia wola. Tak dokładnie. Wcale nie jakaś durna mysia strawa z klanu tej rudej mendy. Wkroczył na spaloną polanę spokojnym krokiem. Teraz w świetle dziennym wyglądała jeszcze gorzej niż podczas ów pamiętnej nocy. Podszedł do Wielkiego Drzewa, a raczej spalonych resztach konaru, które z niego zostały i westchnął. Parę księżyców temu właśnie tu z siostrą, Porzeczkową Łapą tak rozrabiali, że wkurzyli Żwirową Gwiazdę i nawet sam Klan Gwiazd. Przodkowie zesłali na nich burzę z gradem, przez którą Porzeczka oberwała łeb i zemdlała.
Czemu i tym razem nie mogli zesłać deszczu zamiast ognia siejącego śmierć i panikę?
Pewnie wpatrywałby się jeszcze w spalone drzewo przez parę uderzeń serca, gdyby nie znajoma woń soli i sosen nie zakręciła mu się koło nosa. Rozejrzał się uważnie, mając nadzieję, że to nie patrol wrogiego klanu. Zaciągnął się mocniej. Zapach coś wyraźny, należał do jednego kota.
Więc może do... Łabędziego Plusku?
Zjeżył się na tą myśl i pokręcił energicznie łbem. Otworzył pysk i ruszył w stronę woni, licząc, że to nie jest jednak point. Nie to nie mógłby być point. Przecież skąd my się tu znalazł w tym samym czasie co Aronia? Nie da się tak na siebie wpadać przypadkiem za każdym razem, gdy się chce. Znaczy nie chce, kocur nie czuł potrzeby spotykania z nim. Ani trochę.
— A-aroniowy P-podmuchu? — usłyszał czyjeś jąkanie.
Nie musiał się odwracać, by wiedzieć czyje. Poczuł jak serce zaczyna mu mocniej walić. Nie podobało się to mu. Nerwowy dreszczyk przeszedł mu po grzbiecie, gdy pomyślał o stojącym za nim kocurze.
— Aroniowy P-podmuch? — point powtórzył jego imię zdziwiony zachowaniem kocura.
Aronia odwrócił się niechętnie i spojrzał na Łabądka. Pierw na jego łapy, później na brzuch, szyję, aż w końcu zawędrował spojrzeniem niebieskich ślip. Spoglądały na niego niepewnie przepełnione niepokojem. Przełknął ciężko ślinę.
— Łabędzi Plusku ja... — urwał, nie wiedząc nawet co chce tamtemu powiedzieć.
Spotkawszy się ze zdziwiem w jego oczach, spanikował i zerwał się do biegu, zostawiając Klifiaka samego na spalonej polanie.
* * *
Klan Nocy zaraz po naradzie liderów klanów, ruszył w podróż. Męczącą, długą i pełną nerwów podróż. Kocurowi ani trochę nie podobał się pomysł opuszczania rodzimych terenów, jednak każdy wiedział, że ta spalona ziemia nie nadawała się już do życia. Dlatego też kroczył niezadowolony za ogonem matki, paplającej mu o tym jakie będzie ich nowe terytorium. Zastanawiała się czy będzie podobne do poprzedniego, a może fajniejsze? Marudziła, że nurt rzeki ją męczył i może czas się przerzucić na polowanie w lesie jak Klan Klifu i Wilka. Na to ostatnie Aronia prychnął na matkę, oznajmiając jej, że tradycja powinna być dla niej ważniejsza niż łatwy tryb życia Klifiaków i Wilczaków.
— Może i masz rację — uśmiechnęła się do niego pogodnie. — Ale sam przyznasz, że nie lubisz aż tak bardzo moczyć łap? — wypomniała mu radośnie, sprzedając synowi kuśtańca.
Warknął cicho i zrozumiał, że czas już opuścić matkę, by ta mogła pomęczyć też innych.
— Chyba ktoś mnie woła — skłamał, odbiegając od niej.
Ruszył pędem przed siebie, nie pozwalając się dogonić. Prawie nie zorientował się, gdy wyprzedził Deszczową Gwiazdę i kroczącą obok niego Pstrągowy Pysk. Na widok pyska dość nielubianej przez niego kotki, stwierdził, że już chyba woli iść z innym klanem. Przyspieszył trochę, doganiając idącą trochę szybciej od nich grupę kotów. Zmizerniałe sylwetki oraz przepełnione zapachem lęku i niepokoju koty na początku wydawały się nie do odróżnienia od innych klanów. Jednakże pewien właściciel niebieskich oczu swoim zaniepokojonym spojrzeniem dobrze uświadomił mu, który klan właśnie dogonił.
<Łabądku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz