Przez pierwsze dni nie działo się zbyt wiele, poza kotami odwiedzającymi co jakiś czas żłobek, by przywitać na świecie nowych członków Owocowego Lasu. Mirabelka nie pamięta tego okresu. Ona i jej rodzeństwo byli wtedy tylko małymi, piszczącymi kulkami futra, których jedynym zajęciem był sen i ssanie mleka z brzucha Kruchej. Później zaczęły się próby przemieszczania się i komunikacji. W żłobku nastała wrzawa.
Mirabelka poznała już znakomicie swoje rodzeństwo. Migotka była najcichsza i najbardziej wycofana; najwięcej czasu spędzała u boku Kruchej, a kiedy w żłobku pojawiał się jakiś kot, była tak przerażona, że Mirabelka naprawdę się o nią martwiła. Gracja z kolei zdawała się rozwijać najszybciej z całej czwórki - a przynajmniej intelektualnie. Jako pierwsza zaczęła mówić, była bardzo kulturalna i zachowywała się naprawdę dojrzale jak na swój wiek. Mirabelka kochała swoje siostry, najchętniej jednak bawiła się z Malinką. Jej braciszek był od stóp do głów przepełniony energią i nigdy nie było z nim nudy. Czasem denerwowała ją jego głupota, ale był na swój sposób uroczy.
Żłobek odwiedzali również Agrest i Kuklik - czasem razem, a czasem w pojedynkę, ale pojawiali się tam prawie każdego dnia. Obaj byli świetnymi ojcami i zawsze znajdywali chwilę dla swoich pociech. Mirabelka ich uwielbiała i była bardzo dumna, kiedy dowiedziała się, że Agrest jest przywódcą całego Owocowego Lasu.
***
Był spokojny i całkiem ciepły wieczór, kiedy szylkretowa siedziała przed wejściem do żłobka, wpatrując się w niebo jak zahipnotyzowana. Reszta jej rodzeństwa była już w środku i Krucha czyściła ich futerka po zabawie, szykując je do snu. Jednak Mirabelka chciała zostać na zewnątrz jak najdłużej i podziwiać zachód słońca. Spędziła w ten sposób cały wieczór, obserwując, jak niebo zmienia kolory i robi się coraz ciemniejsze.- Mirabelko, chodź już! - zawołała Krucha po raz kolejny.
Kotka westchnęła cichutko i ze zrezygnowaniem dołączyła do rodzeństwa. Nie chciała, żeby mama się na nią gniewała, więc postanowiła tym razem jej posłuchać.
- Mamo? - miauknęła, kiedy kremowa wylizywała dokładnie jej sierść z każdej strony. - A co się dzieje ze słońcem, kiedy znika?
Krucha przestała ją czyścić. Uśmiechnęła się i otoczyła córeczkę ogonem.
- Właściwie, nikt do końca tego nie wie. - odparła. - Ale rano zawsze z powrotem pojawia się na niebie i jutro z pewnością też do nas wróci, o to się nie martw kochanie.
- Nie martwię się - szylkretowa zmarszczyła brwi. - Chcę to wiedzieć! Myślałam, że dorośli wiedzą wszystko.
Jednak w odpowiedzi karmicielka tylko pokręciła głową i roześmiała się. Ułożyła się wygodnie w kącie żłobka, robiąc miejsce dla Mirabelki i jej rodzeństwa. Migotka wtuliła się w jej futerko najmocniej jak się dało, tak jak zwykła to robić, a reszta kociąt ułożyła się tuż obok niej.
- Dobranoc - miauknęła Krucha zmęczonym głosem.
- Dobranoc - odpowiedziały jej jednocześnie cztery cienkie głosiki, po czym każdy powoli zaczął odpływać w krainę snów.
Mirabelka jeszcze przez chwilę myślała nad pytaniem, które zadała mamie i nad odpowiedzią, którą od niej uzyskała. Nie dawało jej to spokoju. Nie lubiła, kiedy coś było tak nieoczywiste. Wkrótce jednak zmorzył ją sen, tak samo jak całą resztę - a przynajmniej tak jej się wydawało, bo nagle obudził ją szept Malinki:
- Psst, Mirabelka, śpisz?
- Teraz już nie. - mruknęła, po czym przewróciła się na drugi bok i ponownie zamknęła oczy. Nienawidziła, kiedy ktoś ją budził i nie miała teraz ochoty z nikim rozmawiać, nawet z Malinką.
- Poczekaj! Mam plan, spodoba ci się - Malinka brzmiał bardzo entuzjastycznie, co ją przekonało. Usiadła powoli i spojrzała na niego pytająco.
Kocurek odszedł na drugi koniec żłobka, jak najdalej od Kruchej, dając siostrze znak by poszła za nim.
- Słuchaj, a może sami sprawdzimy, gdzie się chowa słońce? - szepnął, kiedy już upewnił się, że są w bezpiecznej odległości od kotki.
- Co? Niby jak chcesz to zrobić?
- Normalnie, pójdziemy tam, gdzie zniknęło. Przecież schowało się za krzewami po drugiej stronie obozu, musi gdzieś tam być.
- Oszalałeś?! - miauknęła Mirabelka odrobinę za głośno. Oboje spojrzeli przerażeni na Kruchą, która poruszyła się niespokojnie. Po chwili jednak znowu zaczęła równomiernie sapać. Spała. Odetchnęli z ulgą i wrócili do naradzania się. - Mama mówiła, że niebezpiecznie jest wychodzić ze żłobka w nocy. - Co jak spotkamy Komarnicę?
- No i co, boisz się? - zadrwił Malinka.
Te słowa sprawiły, że się zgodziła.
- Dobra, chodźmy. Ale jakby co, to był twój pomysł!
Zaśmiali się cicho i wysunęli pyszczki zza gałęzi krzewu kaliny, który służył za żłobek, aby zbadać teren. Było już zupełnie ciemno i zdawało się, że wszyscy już dawno śpią w swoich legowiskach. W powietrzu było dziwnie duszno, ale cicho i spokojnie. Nic nie wskazywało na to, że w pobliżu czai się niebezpieczeństwo, więc kocięta poczuły się znacznie pewniej. Malinka wysunął przed siebie łapkę i po chwili znalazł się poza żłobkiem, a Mirabelka tuż obok niego.
- To było tam - wskazał ogonem. - Chodźmy!
Z pełną determinacją ruszyli w kierunku wskazanym przez Malinkę. Udało im się przejść prawie całą długość obozu, gdy nagle zrobiło się bardzo jasno, a ponad nimi pojawiło się dziwne światło w takim kształcie, jakby całe niebo pękło wpół. Stanęli jak wryci, a po kilku uderzeniach serca do ich uszu dobiegł bardzo głośny i głęboki dźwięk.
- Komarnica!!! - wrzasnął Malinka i pognał z powrotem do żłobka, o mały włos nie potykając się po drodze o własne łapy.
W pierwszej chwili Mirabelka chciała pobiec za nim, ale szybko opamiętała się. To wcale nie był Komarnica. Coś dziwnego działo się na niebie i chciała dowiedzieć się, o co chodzi. Uniosła łebek, wpatrując się w górę wielkimi oczami. Nagle światło znów się pojawiło. Podskoczyła z zaskoczenia i zachwytu.
- Jakie to piękne! - miauknęła, nie zwracając uwagi na krople deszczu, które zaczęły moczyć jej futerko.
Usiadła na ziemi i patrzyła z podziwem. Była naprawdę zafascynowana tym zjawiskiem, nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego! Przez szum, jaki wywołał deszcz nie usłyszała jednak kroków pewnej postaci zbliżającej się do niej. Zorientowała się dopiero wtedy, kiedy na ziemi pojawił się ogromny cień drugiego kota. Pisnęła głośno z przerażenia. Malinka miał rację, to był Komarnica! Już miała uciekać, żałując, że nie zrobiła tego wcześniej, gdy nagle zastygła zaskoczona, słysząc znajomy głos jej ojca:
- Mirabelko?
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz