Skręciło ją, gdy usłyszała, że będzie miała biegać. Czekało ją to prędzej czy później, jak również i jej rodzeństwo. W końcu o ironio to Klan Burzy szczycił się najszybszymi kotami, wśród klanow. Wiedziała, że będzie musiała się zmusić do tego, ale nie chciała wyglądać jak coś pokroju Stokrotki, brudne, upocone, a przede wszystkim zmęczone. Jak już mogła truchtem podbiec, nic innego nie wchodziło w grę. Wpatrywała się w Gepardzi Mróz, która czekała aż ruda zaprezentuję to co potrafi, by wiedzieć nad czym popracować i co zmienić. Zmienić oj dużo rzeczy trzeba bylo. A najlepiej było zacząć od zmiany mentora!
— Przepraszam, ale nie będę biegać — mówiąc to usiadła na kamieniu, przez co spoglądała z góry na szynszylową mentorkę, i do złudzenia wyglądało jakby to właśnie ona, a nie Lew była uczennicą — Skaleczyłam się w łapę i przez kilka dni muszę się oszczędzać, jeśli nie chce na dłużej być zwolniona z treningu. Zalecenie Wiśniowej Iskry. Możemy porobić coś innego? Coś co nie wymaga zbyt dużego ruchu, tak by nie przepadł mi trening? — westchnęła, na dobrą sprawę wolała iść i potrenować z rodzeństwem później we własnym gronie, wymienili by się uwagami odnośnie przekazanej wiedzy na pierwszym treningu i mogliby poobmawiać wstrętne niedojdy
— Ach, dobrze. — miauknęła Gepardzi Mróz, unosiła spojrzenie na błękitne niebo, po czym wzięła głęboki wdech. — W takim razie może udamy się na granicę, każdy wojownik i uczeń powinien wiedzieć z kim graniczymy i dokąd sięgają nasze granicę, by ich przypadkiem nie przekroczyć. Nie potrzebujemy już żadnych wojen w klanie... A więc tak... graniczymy z Klanem Wilka na północy terenów, na zachodzie z Klanem Klifu i Klanem Nocy, a za Droga Grzmotu znajduje się Owocowy Las...
Wywróciła oczami słuchając nudnej gadaniny mentorki, która sama swoim istnieniem denerwowała Lew. Przemądrzały skunks który zgrywał wojownika, a nie miał zielonego pojęcia co robi. Już jej dziadek wytłumaczył z kim graniczą, tak też jako kociak miała więcej pojęcia na ten temat, niż Gepardzi Mróz. Nie miała ochoty zbliżać się do granic, no chyba że za nimi znajdowały się inne zbłąkane rude koty, które mogłyby być potencjalnymi członkami Klanu Burzy, jak i również sojusznikami. Lwia Łapa potrzebowała sojuszników, oj potrzebowała. Potrzebowała rudego kota, który będzie jej udzielał korepetycji, gdy już ulotni się po dniu treningu z szynszylową. Kogoś kompetentnego.
— Zgoda. Chodźmy więc.
Zeskoczyła z kamienia. Chciała jak najszybciej odbębnić dzisiejszy trening, by wrócić do legowiska. Chciała spożytkować ten czas jakoś inaczej, a tak to marnowała go. A wszystko przez obecność nieudolnej wojowniczki idącej obok niej.
Zbliżały się do granicy z Klanem Klifu, mentorka oczywiście znowu uraczyła Lew kolejną opowieścią, tym razem na temat tego, że na ostatnim zebraniu wyszło na jaw, że liderka Klifiaków pozmieniała wojownikom imiona, na takie brzmiące słodko. Miała na dobrą sprawę gdzieś, nie interesowało jej to co jakaś nawiedzona liderka odwala w innym klanie, póki nie zagraża to jej domu. A te imiona urocze nic raczej nie mogły złego zrobić Burzakom. Co najwięcej sprawić, że umrą że śmiechu, ale to tylko niektóre jednostki.
Dobrze, że Lew się urodziła w Klanie Burzy. Tylko szkoda, że nie za czasów Piaskowej Gwiazdy. Wielka szkoda.
[508 słów]
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz