Uśmiech zalśnił na jego pysku, gdy tylko Bastet zdała mu raport. Białozór został wspaniale powitany w Betonowym Świecie. Cieszył się, że jego lewa łapa wyszła bez szwanku z walki, ale czego się spodziewał po ukochanym wrogu? Skoro wciąż popełniał te same błędy, niczym kociak, to nie było co liczyć na to, że sprawnościowo się poprawił.
— Nawet jeśli się nie wycofał, jestem na to przygotowany — wymruczał, owijając ogon o swoje łapy.
Zadarł łeb w niebo, wpatrując się w wolno płynące chmury. O tak... Azorek jeszcze pożałuje, że wyszedł ze swojej nory. Był... problematycznym owadem. Ciągle mącił i sprawiał, że na mieście miał znacznie więcej roboty. A przecież zasługiwał na odpoczynek jak każdy.
— Dzisiaj masz wolne — zwrócił się do kotki, ocierając się o nią łbem. — Zasługujesz na trochę wytchnienia. Jago wyda ci dzisiaj przepyszną porcję jedzenia. Tobie i każdemu kto z tobą był na akcji — sypnął dobrą wolą.
Kocica skinęła głową, dziękując, po czym oddaliła się i zniknęła za płotem. Uśmiech pojawił się na jego pysku. Szkoda, że nie mógł ujrzeć na własne oczy jak Białozór się upokarza. Ale... Może jeszcze nie wszystko stracone? Zaczął w głowie układać pewien plan...
***
*Porą Opadających Liści*
Przysiadł oczekując na pojawienie się jednookiego kocura. Miał nadzieję, że jego wiadomość została przekazana i Azorek się zjawi. Był ciekaw jak zareagował na jego prezent. Co pomyślał i czy go miło zaskoczył. Na spotkanie wymył się porządnie, ocierając się o świeże kwiaty, które rosły w ogrodzie, a jego niewolnica nałożyła mu pomarańczowy niczym opadające liście sweterek. Był zadbany, czysty oraz błyszczący. Wiedział, że przyćmi swojego wroga wyglądem. Wszak dobra prezentacja ukazywała status społeczny. A on tu był panem i szefem... I każdy powinien o tym wiedzieć.
Szelest poinformował go o tym, że ktoś się zbliżał. Białozór wysunął się z cienia. Na jego pysku nie widniały żadne konkretne emocje, ale szedł z wysoko uniesionym podbródkiem.
Jafar dostrzegając pokaźną sylwetkę kocura, zeskoczył z płotu, uśmiechając się promiennie. Jego wzrok prześledził dość szczegółowo jego osobę, dostrzegając zmianę. Akurat miał oko do wyłapywania szczegółów w sierści, jeżeli chodziło o czyjś wygląd.
— Przyszedłeś... i się... umyłeś? No, no, no... Jeszcze trochę i powiem, że mi imponujesz. Jak podobał ci się prezent powitalny od mojego gangu? No i oczywiście ode mnie. Mam nadzieję, że Modrowronka przekazała ozdobę — wymruczał z uśmieszkiem.
— Oczywiście, że przekazała. — Miał tylko jedno oko, ale mimo to jego źrenice rozglądały się uważnie dookoła, zapoznając się z otoczeniem i możliwym niebezpieczeństwem. — A prezent? Doceniam, że się pofatygowałeś, by ubrudzić sobie łapy. Może cię to zasmuci, ale martwych ciał widziałem już zbyt dużo, by była to dla mnie niespodzianka. W końcu... żyjemy w Betonowym Świecie, prawda? — zamruczał. — Pełnym krwi i smrodu. Nie przywiązuję się do kotów, bo ich istnienie jest kruche i śmiertelne.
Z gardła Jafara wydobył się ni to pomruk, ni to śmiech. Podszedł do Białozora, ocierając się o niego łbem i swym ogonem, zaraz wracając na swoje poprzednie miejsce, tuż przed jego pyskiem.
— Cieszy mnie niezmiernie, że ci się podobał. Musiałem się napracować, aby go dla ciebie zdobyć — powiedział, a jego zadowolony i pełen dumy uśmiech, nie schodził z jego pyska nawet na moment. — Widziałem, że wyniosłeś się ze swojej kryjówki. Wielka szkoda, bardzo ładny to był dom. Pasował do ciebie i twojej dziewczyny. Idealny do założenia rodziny.
Jednooki samotnik uniósł brew w konsternacji. Zwycięski uśmiech pchał mu się na pysk widząc, jak ten robi tą swoją minę. Czyżby trafił?
— Nie jestem nią zainteresowany w ten sposób, Jafar — odparł van, lustrując go wzrokiem. — Nie flirtuję ze wszystkim, co się rusza. O kryjówkę nie musisz się martwić. Schronienia nigdzie nie uciekną. W mieście jest ich wiele. Nie przywiązuję się do kotów, ale również do miejsc.
No, no, no. Nie był nią zainteresowany? To dlaczego współpracowali? Raczej nie widział powodu, dlaczego tych dwoje miałoby sobie pomagać, jeśli nie ponosiliby z tego jakichś korzyści. Na ten moment Modrowronka traciła. A skoro traciła to nic prócz przywiązania nie trzymało ją przy kocurze. Ciekawiło go czy kłamał, aby przypadkiem nie wkopać ukochanej, której by się pozbył, czy może rzeczywiście mówił prawdę. Cóż... Był jeden sposób, aby się o tym przekonać.
— Rozumiem... Jednak takie twoje podróże sprawiają, że ciężko cię znaleźć. Chociaż... To raczej ty lubisz za mną podążać... Tak mnie obserwować z ukrycia, nieładnie, nieładnie Azorku. Zamiast tych twoich podchodów, powinieneś powiedzieć mi w pysk prawdę. Podobam ci się? — Jego uśmieszek tylko się poszerzył.
Pysk Białozora był poważny i kamienny, jakby wręcz niemo szydził z dziecinnego podejścia Jafara.
— Oczywiście. Zupełnie jak mnóstwo innych kotów w mieście. Podejrzewam, że i ty z niejednym kotem randkowałeś. — Przekręcił łeb. — I, że działa to w obie strony, bo odkąd tylko mnie zobaczyłeś, mówisz ciągle o tym samym.
Azorek przyznał mu rację? Na moment aż go zatkało, ponieważ sądził, że zacznie znów marszczyć swój nosek i się zapierać, że miał coś nie tak z głową. No, no... Co za miła odmiana... Może w końcu szydło wyszło z worka i oto wyznał prawdę, którą ukrywał pod warstwą swej niedostępnej natury.
— Cóż... Każdy kto jest miły dla oka i ucha ma moją uwagę — mruknął tylko na to, kręcąc zaraz na resztę jego słów głową. — Czy ja wiem... — Przeleciał po nim wzrokiem. — To zależy... Od wielu czynników mój drogi. Nie jest mnie łatwo uwieść. A ty... cóż... Zwróciłeś na siebie moją uwagę, ale żebym zaprosił cię na randkę lub podzielał twe uczucia? Oj, Azorku, Azorku... Sądziłem, że mnie znasz. — Dał mu łapą po nosie, jak niesfornemu kocięciu. — Mówię o tym, ponieważ nie potrafisz zaakceptować faktu, że mnie pragniesz. Robisz jakieś końskie zaloty, co aż mi schlebia. Ale to za mało, aby zdobyć me serce.
Kocur uśmiechnął się paskudnie. Odwracając się do niego widzącą stroną, obserwował go uważnym spojrzeniem, zanim skoczył na niego ze schowanymi w łapach pazurami. Przesunął pazurem pod brodą pieszczoszka, w charakterystyczny sposób wykręcając głowę tak, by widzieć go w całości.
— Dobrze, mój drogi. Lubię wyzwania. Być może warto przemyśleć danie mi szansy, hm? — powiedział.
Atak był niespodziewany. Upadł na ziemię, a zaraz poczuł ostrze pazura na gardle. Czy on zwariował?! Przecież wybrudzi jego czystą sierść tym syfem z ziemi! Nie mówiąc o brudnym sweterku, którego językiem nie dało się wymyć. Nie będzie w końcu chodził po swoim terenie jak jakiś brudas! Zmarszczył brwi, mrużąc oczy. Łapą odsunął od siebie jego pysk, z którego capiło jak nie wiem. Z takim to całować się to byłby grzech. No i... Złapał go lekki strach, że ten wziął to wszystko na poważnie. Gdzie podział się Białozór, który czuł względem niego obrzydzenie?
— Za takie coś to mogę dać ci jedynie w pysk — prychnął, posyłając mu karcące spojrzenie. — Przewróciłeś mnie! Złaź — rzekł władczym głosem, próbując się wysunąć spod jego łap.
— Czyli jednak nie chcesz bawić się w romanse? Niepodobne do ciebie — stwierdził z aktorskim westchnieniem rezygnacji, schodząc z czarnego. — Sądziłem, że nie będziesz chętny do delikatnych czułostek. Nie jesteś w końcu kotką... o ile się nie mylę.
Gdy tylko odzyskał dech, a szpony wroga znalazły się w bezpiecznej odległości od jego szyi, od razu podniósł się na łapy, otrzepując się z kurzu, a następnie wysunął dumnie do przodu pierś.
— Jak już wspomniałem Azorku, nie jestem łatwy. I nie. Nie jestem kotką — prychnął, bo to w końcu było oczywiste. — Wybrudziłeś mnie. I tak nie traktuje się twojego idola, chociaż muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Myliłem się co do ciebie. — Spojrzał mu głęboko w oczy. — Jednak na mnie lecisz. — Uśmiechnął się z satysfakcją.
Dziwne to było nawet jak na niego. Ich pierwsze spotkanie pokazywało mu, że takie porównania go irytowały, a tu nagle sam zaczął go podrywać. Coś mu tu nie pasowało.
— Jeśli takie wyjaśnienie cię satysfakcjonuje, nie będę go podważać — odparł spokojnie samotnik. — Gdy mam jakiś cel, poświęcam wszystko dla jego zdobycia. Zatem możesz się spodziewać, że się nie zawiedziesz — miauknął, a jego jedyne oko obserwowało go uważnie.
To było niespodziewane wyznanie. Nigdy nie przypuszczałby, że to padnie z jego pyska. Zwęszył jednak w tym okazję. Mógł sprawdzić czystość zamiarów niebieskiego i upewnić się czy rzeczywiście nie stanowił względem niego zagrożenia.
— W sumie... — wymruczał zastanawiając się nad tą jego propozycją. — Chętnie zobaczę jak się starasz... Udowodnij mi, że jesteś wart mojego czasu, a pomyśle o nagrodzie. — Machnął ogonem, przysiadając i patrząc na niego władczym okiem, chociaż kocur był od niego o wiele bardziej rosły i większy. To jedyne na co mógł sobie pozwolić przez ograniczenia we wzroście.
— Wiem, że doceniasz talent i użyteczność — Białozór nie przestawał go badawczo obserwować. — Więc sądzę, że przydałby ci się kolejny użyteczny sojusznik. Modrowronka ma wiele talentów, które mógłbyś dobrze spożytkować. O ile jesteś zainteresowany, rzecz jasna. — Odwrócił głowę z uśmiechem, czekając na odpowiedź.
Przysłuchiwał się jego słowom z zadowolonym uśmiechem na pysku. No, no... Patrzcie. A jeszcze niedawno wręcz nie chciał na niego patrzeć. Jak to nie podstęp to nie wiedział co, ale zamierzał zagrać w tą grę, by oczywiście ją wygrać, tak jak zawsze.
— A co sprawiło, że teraz zamiast szkodzić pragniesz mnie wspomóc, hm? I to swoją najcenniejszą sojuszniczką, która za mną nie przepada. — Przesunął się do niego bliżej, zadzierając łeb, aby spojrzeć mu w oko. — Co knujesz?
— Ja zadam inne pytanie, Jafar. Co sprawiło, że trzymasz się z Entelodonem? — Przekręcił głowę. Chytry uśmiech nie znikał z jego pyska, a źrenice jego zdrowego oka bez obaw patrzyły wprost na czarnego kocura.— Albo dlaczego koty uciekają od ognia, zamiast go gasić? Dlaczego zostają pieszczochami, zamiast zmierzyć się z Dwunożnymi? Walka z tobą nie ma sensu. Masz więcej kotów i więcej wsparcia. Przeciwników trzeba wybierać rozsądnie, a skoro dajesz mi szansę, jakże miałbym jej nie przyjąć? Nic nie kombinuję, Księżniczko.
Czy był łasy na komplementy? A owszem. Słysząc takie słowa z pyska kogoś, kto niegdyś życzył mu śmierci było... wspaniałe. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że samotnik znów zaczynał mu tu rzucać księżniczkami. Teraz był za bardzo zaciekawiony jego osobą, aby w jakiś sposób na to zareagować.
— Czyli... zauważyłeś, że nie masz ze mną szans. Pojąłeś moją potęgę... — wymruczał szczerząc się bardziej. — Schlebiasz mi używając tych porównań. A więc mam rozumieć, że wolisz po tych księżycach walki być już grzecznym kotkiem? Odstąpisz od swojej walki o Kasztelana i moje wpływy?
— A jak myślisz? Czy nie dałem ci wystarczających powodów, by tak sądzić? — odparł Białozór. — Zero walki, Księżniczko. Jestem może kanciarzem, ale mam granice. Nie kłamię w pysk kotom bardziej wpływowym ode mnie.
— Dałeś właśnie powody... Ta twoja Mordowronka szerzyła o mnie plotki. Podkopywała moją opinię na ulicach, tak samo jak ty. — Dźgnął go pazurem w pierś. — Chcesz, abym ci dał szansę? Udowodnij mi, że rzeczywiście ci przykro. Odkręć to wszystko co nawarzyłeś, a przemyśle twoją ofertę... Tylko... Zamiast twojej ukochanej, wolałbym ciebie — wyznał, bo w końcu ta sprawa tyczyła się ich dwojga. Tej jego pannicy nie ufał za grosz. Mogła coś kręcić. A on... On to inna sprawa. W końcu pragnął go zwabić i uwięzić, aby mieć pewność, że już nigdy nie będzie mu szkodził.
— Nie wziąłeś pod uwagę faktu, że tworzenie plotek jest znacznie łatwiejsze, niż mówienie o kimś czegoś dobrego. Bo wszyscy zdają sobie sprawę z twoich plusów, Księżniczko. Tylko to trzyma ich przy tobie. Świadomość, że coś dzięki temu zyskają. Nikogo bym nie oświecił, mówiąc, że masz świetne mieszanki lub że nie warto być twoim wrogiem. To tylko słowa. Zobaczyłbyś znikomy efekt. Za to zakładam, że masz wielu przeciwników w mieście. Ich śmierć mogłaby być zdecydowanie bardziej korzystna — Uśmiechnął się Białozór. — Co o tym sądzisz?
— Rzeczywiście... Twoje kocięcę zagrywki mało co dały. Cieszę się, że to pojąłeś Azorku. — Udał zastanowienie, oplatając ogonem swoje łapy. — Hm... Będziesz dla mnie zabijał? W takim razie pokaż na co cię stać. Zabij Antoniusza... Szukam go od wielu księżyców... Ale zniknął jak kamień w wodę. Oszukał mnie i skradł moją cenną dostawę... Przynieś mi jego głowę...
Białozór zaśmiał się.
— Więc chcesz głowę? Zatem będziesz musiał użyczyć mi swoich kotów. Nawet silny samotnik będzie mieć problem z oderwaniem głowy drugiemu — zamrugał dwukrotnie. — Potrzebuję tylko jego opisu i będzie po nim. O ile jesteś pewien, że nie chcesz go żywego. Wiesz... mógłby się przydać. Z doświadczenia wiem, że najlepiej pracować w grupie. Ci, którzy za plecami sprzedają fałszywe informacje na twój temat, kradną twój dobytek lub w inny sposób ci szkodzą, mają często znajomości. Wszystko by ci wyćwierkał pod odpowiednim naciskiem. Z kim współpracował, gdzie przechowywał mieszanki.
— Chcesz go torturować? — Dotknął jego mięśni. — No stal w nich masz... Może by udało ci się urwać i łeb. Nie wierzysz w siebie Azorku. Ale nie martw się. Ja w ciebie wierzę. Wierzę, że mnie uszczęśliwisz... — mruknął, ocierając się o jego bok. — Antoniusz to szczur kanałowy. Ostatni raz widziano go właśnie tam, ale nigdy z nich nie wyszedł. Ma burą sierść i ciągle kaszle. Podobno zdechł, ale ja w to nie wierzę. Znajdź go, wyciągnij informacje i przynieś głowę. Musze mieć dowód na to, że się zmieniłeś i pragniesz walczyć o me względy. — Dał mu ogonem po nosie. — Ale jak wiesz... Lub słyszałeś. Jestem bezlitosny dla wrogów. Zawsze kończą martwi. Wole nie ryzykować, że mnie zdradzą. — Spojrzał na niego. — A ty? Myślisz o wbiciu mi kłów w gardło? Moglibyśmy... być kimś... Gdyby nie te twoje foszki...
Samotnik niemal przewrócił oczami.
— Nie oczekuj ode mnie, że chcę to zrobić ze względu na nich. Wszystkie te podmioty są mi całkowicie obojętne, podobnie jak ich życie. Znajdę go, o ile żyje. Ale radzę ci przemyśleć moją małą propozycję. Oczywiście, trzymanie ich przy życiu to ryzyko, ale każda inwestycja wiąże się z ryzykiem. Miasto już wie, do czego jesteś zdolny. Nie myśl o tym, co możesz stracić, ale o tym, co możesz zyskać. Zresztą, niewielkie są szanse, że poraniony kot przeżyje w mieście długo. Nawet tym w pełni zdrowym nie zawsze się to udaje — miauknął. — Skoro sądzisz, że jestem w stanie pozbawić go głowy w pojedynkę, nie będę temu zaprzeczać.
— Sądzę, że jest to możliwe. A jak naprawdę potrzebujesz pomocy, weź ze sobą Modrowronke. Przynajmniej i ona na coś się przyda. Pokaż mi, że jesteś w stanie mi dać to czego pragnę, a przemyśle wszystko odnośnie nas i naszej... relacji. Nie możesz mnie tylko zawieść, bo drugiej takiej szansy nie dostaniesz — i to powiedziawszy ostatni raz się o niego otarł, kierując kroki ku domostwu. — Gdy wykonasz zadanie czekaj w tym samym miejscu co dzisiaj. Udanych łowów...
— Udane będą z pewnością. O to nie musisz się martwić — Białozór mruknął jedynie i zniknął w cieniu.
Kiedy Jafar przekroczył próg swojego domostwa, będąc pewny, że samotnik go nie śledzi, odczekał chwilę, by Bastet mogła go dogonić. Kotka bezszelestnie znalazła się tuż obok niego, przeskakując przez płot i posyłając mu pytające spojrzenie. W końcu nie wybrałby się na spotkanie z wrogiem bez pleców, a kotce ufał jak nikomu innemu i wierzył, że nie byłaby w stanie zdradzić jego małych sekretów. A to co działo się na ulicy można byłoby pod to podpiąć.
— Co o tym sądzisz? Myślisz, że jest tak zdesperowany, że naprawdę wykona zadanie? — Uśmiechnął się zadowolony pod nosem, ponieważ igraszki z Azorkiem bardzo mu się spodobały. Być może aż za bardzo.
<Bastet?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz