BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(trzy wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

15 sierpnia 2023

Od Jafara CD. Bastet

 Uśmiech zalśnił na jego pysku, gdy tylko Bastet zdała mu raport. Białozór został wspaniale powitany w Betonowym Świecie. Cieszył się, że jego lewa łapa wyszła bez szwanku z walki, ale czego się spodziewał po ukochanym wrogu? Skoro wciąż popełniał te same błędy, niczym kociak, to nie było co liczyć na to, że sprawnościowo się poprawił. 
— Nawet jeśli się nie wycofał, jestem na to przygotowany — wymruczał, owijając ogon o swoje łapy. 
Zadarł łeb w niebo, wpatrując się w wolno płynące chmury. O tak... Azorek jeszcze pożałuje, że wyszedł ze swojej nory. Był... problematycznym owadem. Ciągle mącił i sprawiał, że na mieście miał znacznie więcej roboty. A przecież zasługiwał na odpoczynek jak każdy. 
— Dzisiaj masz wolne — zwrócił się do kotki, ocierając się o nią łbem. — Zasługujesz na trochę wytchnienia. Jago wyda ci dzisiaj przepyszną porcję jedzenia. Tobie i każdemu kto z tobą był na akcji — sypnął dobrą wolą. 
Kocica skinęła głową, dziękując, po czym oddaliła się i zniknęła za płotem. Uśmiech pojawił się na jego pysku. Szkoda, że nie mógł ujrzeć na własne oczy jak Białozór się upokarza. Ale... Może jeszcze nie wszystko stracone? Zaczął w głowie układać pewien plan... 

***
*Porą Opadających Liści*

Przysiadł oczekując na pojawienie się jednookiego kocura. Miał nadzieję, że jego wiadomość została przekazana i Azorek się zjawi. Był ciekaw jak zareagował na jego prezent. Co pomyślał i czy go miło zaskoczył. Na spotkanie wymył się porządnie, ocierając się o świeże kwiaty, które rosły w ogrodzie, a jego niewolnica nałożyła mu pomarańczowy niczym opadające liście sweterek. Był zadbany, czysty oraz błyszczący. Wiedział, że przyćmi swojego wroga wyglądem. Wszak dobra prezentacja ukazywała status społeczny. A on tu był panem i szefem... I każdy powinien o tym wiedzieć.
Szelest poinformował go o tym, że ktoś się zbliżał. Białozór wysunął się z cienia. Na jego pysku nie widniały żadne konkretne emocje, ale szedł z wysoko uniesionym podbródkiem. 
Jafar dostrzegając pokaźną sylwetkę kocura, zeskoczył z płotu, uśmiechając się promiennie. Jego wzrok prześledził dość szczegółowo jego osobę, dostrzegając zmianę. Akurat miał oko do wyłapywania szczegółów w sierści, jeżeli chodziło o czyjś wygląd. 
— Przyszedłeś... i się... umyłeś? No, no, no... Jeszcze trochę i powiem, że mi imponujesz. Jak podobał ci się prezent powitalny od mojego gangu? No i oczywiście ode mnie. Mam nadzieję, że Modrowronka przekazała ozdobę — wymruczał z uśmieszkiem.
— Oczywiście, że przekazała. — Miał tylko jedno oko, ale mimo to jego źrenice rozglądały się uważnie dookoła, zapoznając się z otoczeniem i możliwym niebezpieczeństwem. — A prezent? Doceniam, że się pofatygowałeś, by ubrudzić sobie łapy. Może cię to zasmuci, ale martwych ciał widziałem już zbyt dużo, by była to dla mnie niespodzianka.  W końcu... żyjemy w Betonowym Świecie, prawda? — zamruczał. — Pełnym krwi i smrodu. Nie przywiązuję się do kotów, bo ich istnienie jest kruche i śmiertelne.
Z gardła Jafara wydobył się ni to pomruk, ni to śmiech. Podszedł do Białozora, ocierając się o niego łbem i swym ogonem, zaraz wracając na swoje poprzednie miejsce, tuż przed jego pyskiem. 
— Cieszy mnie niezmiernie, że ci się podobał. Musiałem się napracować, aby go dla ciebie zdobyć — powiedział, a jego zadowolony i pełen dumy uśmiech, nie schodził z jego pyska nawet na moment. — Widziałem, że wyniosłeś się ze swojej kryjówki. Wielka szkoda, bardzo ładny to był dom. Pasował do ciebie i twojej dziewczyny. Idealny do założenia rodziny.
Jednooki samotnik uniósł brew w konsternacji. Zwycięski uśmiech pchał mu się na pysk widząc, jak ten robi tą swoją minę. Czyżby trafił? 
— Nie jestem nią zainteresowany w ten sposób, Jafar — odparł van, lustrując go wzrokiem. — Nie flirtuję ze wszystkim, co się rusza. O kryjówkę nie musisz się martwić. Schronienia nigdzie nie uciekną. W mieście jest ich wiele. Nie przywiązuję się do kotów, ale również do miejsc.
No, no, no. Nie był nią zainteresowany? To dlaczego współpracowali? Raczej nie widział powodu, dlaczego tych dwoje miałoby sobie pomagać, jeśli nie ponosiliby z tego jakichś korzyści. Na ten moment Modrowronka traciła. A skoro traciła to nic prócz przywiązania nie trzymało ją przy kocurze. Ciekawiło go czy kłamał, aby przypadkiem nie wkopać ukochanej, której by się pozbył, czy może rzeczywiście mówił prawdę. Cóż... Był jeden sposób, aby się o tym przekonać. 
— Rozumiem... Jednak takie twoje podróże sprawiają, że ciężko cię znaleźć. Chociaż... To raczej ty lubisz za mną podążać... Tak mnie obserwować z ukrycia, nieładnie, nieładnie Azorku. Zamiast tych twoich podchodów, powinieneś powiedzieć mi w pysk prawdę. Podobam ci się? — Jego uśmieszek tylko się poszerzył.
Pysk Białozora był poważny i kamienny, jakby wręcz niemo szydził z dziecinnego podejścia Jafara. 
— Oczywiście. Zupełnie jak mnóstwo innych kotów w mieście. Podejrzewam, że i ty z niejednym kotem randkowałeś. — Przekręcił łeb. — I, że działa to w obie strony, bo odkąd tylko mnie zobaczyłeś, mówisz ciągle o tym samym.
Azorek przyznał mu rację? Na moment aż go zatkało, ponieważ sądził, że zacznie znów marszczyć swój nosek i się zapierać, że miał coś nie tak z głową. No, no... Co za miła odmiana... Może w końcu szydło wyszło z worka i oto wyznał prawdę, którą ukrywał pod warstwą swej niedostępnej natury. 
— Cóż... Każdy kto jest miły dla oka i ucha ma moją uwagę — mruknął tylko na to, kręcąc zaraz na resztę jego słów głową. — Czy ja wiem... — Przeleciał po nim wzrokiem. — To zależy... Od wielu czynników mój drogi. Nie jest mnie łatwo uwieść. A ty... cóż... Zwróciłeś na siebie moją uwagę, ale żebym zaprosił cię na randkę lub podzielał twe uczucia? Oj, Azorku, Azorku... Sądziłem, że mnie znasz. — Dał mu łapą po nosie, jak niesfornemu kocięciu. — Mówię o tym, ponieważ nie potrafisz zaakceptować faktu, że mnie pragniesz. Robisz jakieś końskie zaloty, co aż mi schlebia. Ale to za mało, aby zdobyć me serce. 
Kocur uśmiechnął się paskudnie. Odwracając się do niego widzącą stroną, obserwował go uważnym spojrzeniem, zanim skoczył na niego ze schowanymi w łapach pazurami. Przesunął pazurem pod brodą pieszczoszka, w charakterystyczny sposób wykręcając głowę tak, by widzieć go w całości.
— Dobrze, mój drogi. Lubię wyzwania. Być może warto przemyśleć danie mi szansy, hm? — powiedział.
Atak był niespodziewany. Upadł na ziemię, a zaraz poczuł ostrze pazura na gardle. Czy on zwariował?! Przecież wybrudzi jego czystą sierść tym syfem z ziemi! Nie mówiąc o brudnym sweterku, którego językiem nie dało się wymyć. Nie będzie w końcu chodził po swoim terenie jak jakiś brudas! Zmarszczył brwi, mrużąc oczy. Łapą odsunął od siebie jego pysk, z którego capiło jak nie wiem. Z takim to całować się to byłby grzech. No i... Złapał go lekki strach, że ten wziął to wszystko na poważnie. Gdzie podział się Białozór, który czuł względem niego obrzydzenie? 
— Za takie coś to mogę dać ci jedynie w pysk — prychnął, posyłając mu karcące spojrzenie. — Przewróciłeś mnie! Złaź — rzekł władczym głosem, próbując się wysunąć spod jego łap.
— Czyli jednak nie chcesz bawić się w romanse? Niepodobne do ciebie — stwierdził z aktorskim westchnieniem rezygnacji, schodząc z czarnego. — Sądziłem, że nie będziesz chętny do delikatnych czułostek. Nie jesteś w końcu kotką... o ile się nie mylę.
Gdy tylko odzyskał dech, a szpony wroga znalazły się w bezpiecznej odległości od jego szyi, od razu podniósł się na łapy, otrzepując się z kurzu, a następnie wysunął dumnie do przodu pierś. 
— Jak już wspomniałem Azorku, nie jestem łatwy. I nie. Nie jestem kotką — prychnął, bo to w końcu było oczywiste. — Wybrudziłeś mnie. I tak nie traktuje się twojego idola, chociaż muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Myliłem się co do ciebie. — Spojrzał mu głęboko w oczy. — Jednak na mnie lecisz. — Uśmiechnął się z satysfakcją.
Dziwne to było nawet jak na niego. Ich pierwsze spotkanie pokazywało mu, że takie porównania go irytowały, a tu nagle sam zaczął go podrywać. Coś mu tu nie pasowało. 
— Jeśli takie wyjaśnienie cię satysfakcjonuje, nie będę go podważać — odparł spokojnie samotnik. — Gdy mam jakiś cel, poświęcam wszystko dla jego zdobycia. Zatem możesz się spodziewać, że się nie zawiedziesz — miauknął, a jego jedyne oko obserwowało go uważnie.
To było niespodziewane wyznanie. Nigdy nie przypuszczałby, że to padnie z jego pyska. Zwęszył jednak w tym okazję. Mógł sprawdzić czystość zamiarów niebieskiego i upewnić się czy rzeczywiście nie stanowił względem niego zagrożenia. 
— W sumie... — wymruczał zastanawiając się nad tą jego propozycją. — Chętnie zobaczę jak się starasz... Udowodnij mi, że jesteś wart mojego czasu, a pomyśle o nagrodzie. — Machnął ogonem, przysiadając i patrząc na niego władczym okiem, chociaż kocur był od niego o wiele bardziej rosły i większy. To jedyne na co mógł sobie pozwolić przez ograniczenia we wzroście.
— Wiem, że doceniasz talent i użyteczność — Białozór nie przestawał go badawczo obserwować. — Więc sądzę, że przydałby ci się kolejny użyteczny sojusznik. Modrowronka ma wiele talentów, które mógłbyś dobrze spożytkować. O ile jesteś zainteresowany, rzecz jasna. — Odwrócił głowę z uśmiechem, czekając na odpowiedź.
Przysłuchiwał się jego słowom z zadowolonym uśmiechem na pysku. No, no... Patrzcie. A jeszcze niedawno wręcz nie chciał na niego patrzeć. Jak to nie podstęp to nie wiedział co, ale zamierzał zagrać w tą grę, by oczywiście ją wygrać, tak jak zawsze. 
— A co sprawiło, że teraz zamiast szkodzić pragniesz mnie wspomóc, hm? I to swoją najcenniejszą sojuszniczką, która za mną nie przepada. — Przesunął się do niego bliżej, zadzierając łeb, aby spojrzeć mu w oko. — Co knujesz?
— Ja zadam inne pytanie, Jafar. Co sprawiło, że trzymasz się z Entelodonem? — Przekręcił głowę. Chytry uśmiech nie znikał z jego pyska, a źrenice jego zdrowego oka bez obaw patrzyły wprost na czarnego kocura.— Albo dlaczego koty uciekają od ognia, zamiast go gasić? Dlaczego zostają pieszczochami, zamiast zmierzyć się z Dwunożnymi? Walka z tobą nie ma sensu. Masz więcej kotów i więcej wsparcia. Przeciwników trzeba wybierać rozsądnie, a skoro dajesz mi szansę, jakże miałbym jej nie przyjąć? Nic nie kombinuję, Księżniczko.
Czy był łasy na komplementy? A owszem. Słysząc takie słowa z pyska kogoś, kto niegdyś życzył mu śmierci było... wspaniałe. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że samotnik znów zaczynał mu tu rzucać księżniczkami. Teraz był za bardzo zaciekawiony jego osobą, aby w jakiś sposób na to zareagować. 
— Czyli... zauważyłeś, że nie masz ze mną szans. Pojąłeś moją potęgę... — wymruczał szczerząc się bardziej. — Schlebiasz mi używając tych porównań. A więc mam rozumieć, że wolisz po tych księżycach walki być już grzecznym kotkiem? Odstąpisz od swojej walki o Kasztelana i moje wpływy?
— A jak myślisz?  Czy nie dałem ci wystarczających powodów, by tak sądzić? — odparł Białozór. — Zero walki, Księżniczko. Jestem może kanciarzem, ale mam granice. Nie kłamię w pysk kotom bardziej wpływowym ode mnie.
— Dałeś właśnie powody... Ta twoja Mordowronka szerzyła o mnie plotki. Podkopywała moją opinię na ulicach, tak samo jak ty. — Dźgnął go pazurem w pierś. — Chcesz, abym ci dał szansę? Udowodnij mi, że rzeczywiście ci przykro. Odkręć to wszystko co nawarzyłeś, a przemyśle twoją ofertę... Tylko... Zamiast twojej ukochanej, wolałbym ciebie — wyznał, bo w końcu ta sprawa tyczyła się ich dwojga. Tej jego pannicy nie ufał za grosz. Mogła coś kręcić. A on... On to inna sprawa. W końcu pragnął go zwabić i uwięzić, aby mieć pewność, że już nigdy nie będzie mu szkodził.
— Nie wziąłeś pod uwagę faktu, że tworzenie plotek jest znacznie łatwiejsze, niż mówienie o kimś czegoś dobrego. Bo wszyscy zdają sobie sprawę z twoich plusów, Księżniczko. Tylko to trzyma ich przy tobie. Świadomość, że coś dzięki temu zyskają. Nikogo bym nie oświecił, mówiąc, że masz świetne mieszanki lub że nie warto być twoim wrogiem. To tylko słowa. Zobaczyłbyś znikomy efekt. Za to zakładam, że masz wielu przeciwników w mieście. Ich śmierć mogłaby być zdecydowanie bardziej korzystna — Uśmiechnął się Białozór. — Co o tym sądzisz?
— Rzeczywiście... Twoje kocięcę zagrywki mało co dały. Cieszę się, że to pojąłeś Azorku. — Udał zastanowienie, oplatając ogonem swoje łapy. — Hm... Będziesz dla mnie zabijał? W takim razie pokaż na co cię stać. Zabij Antoniusza... Szukam go od wielu księżyców... Ale zniknął jak kamień w wodę. Oszukał mnie i skradł moją cenną dostawę... Przynieś mi jego głowę... 
Białozór zaśmiał się.
— Więc chcesz głowę? Zatem będziesz musiał użyczyć mi swoich kotów. Nawet silny samotnik będzie mieć problem z oderwaniem głowy drugiemu — zamrugał dwukrotnie. — Potrzebuję tylko jego opisu i będzie po nim. O ile jesteś pewien, że nie chcesz go żywego. Wiesz... mógłby się przydać. Z doświadczenia wiem, że najlepiej pracować w grupie. Ci, którzy za plecami sprzedają fałszywe informacje na twój temat, kradną twój dobytek lub w inny sposób ci szkodzą, mają często znajomości. Wszystko by ci wyćwierkał pod odpowiednim naciskiem. Z kim współpracował, gdzie przechowywał mieszanki.
— Chcesz go torturować? — Dotknął jego mięśni. — No stal w nich masz... Może by udało ci się urwać i łeb. Nie wierzysz w siebie Azorku. Ale nie martw się. Ja w ciebie wierzę. Wierzę, że mnie uszczęśliwisz... — mruknął, ocierając się o jego bok. — Antoniusz to szczur kanałowy. Ostatni raz widziano go właśnie tam, ale nigdy z nich nie wyszedł. Ma burą sierść i ciągle kaszle. Podobno zdechł, ale ja w to nie wierzę. Znajdź go, wyciągnij informacje i przynieś głowę. Musze mieć dowód na to, że się zmieniłeś i pragniesz walczyć o me względy. — Dał mu ogonem po nosie. — Ale jak wiesz... Lub słyszałeś. Jestem bezlitosny dla wrogów. Zawsze kończą martwi. Wole nie ryzykować, że mnie zdradzą. — Spojrzał na niego. — A ty? Myślisz o wbiciu mi kłów w gardło? Moglibyśmy... być kimś... Gdyby nie te twoje foszki...
Samotnik niemal przewrócił oczami. 
— Nie oczekuj ode mnie, że chcę to zrobić ze względu na nich. Wszystkie te podmioty są mi całkowicie obojętne, podobnie jak ich życie. Znajdę go, o ile żyje. Ale radzę ci przemyśleć moją małą propozycję. Oczywiście, trzymanie ich przy życiu to ryzyko, ale każda inwestycja wiąże się z ryzykiem. Miasto już wie, do czego jesteś zdolny. Nie myśl o tym, co możesz stracić, ale o tym, co możesz zyskać. Zresztą, niewielkie są szanse, że poraniony kot przeżyje w mieście długo. Nawet tym w pełni zdrowym nie zawsze się to udaje — miauknął. — Skoro sądzisz, że jestem w stanie pozbawić go głowy w pojedynkę, nie będę temu zaprzeczać.
— Sądzę, że jest to możliwe. A jak naprawdę potrzebujesz pomocy, weź ze sobą Modrowronke. Przynajmniej i ona na coś się przyda. Pokaż mi, że jesteś w stanie mi dać to czego pragnę, a przemyśle wszystko odnośnie nas i naszej... relacji. Nie możesz mnie tylko zawieść, bo drugiej takiej szansy nie dostaniesz — i to powiedziawszy ostatni raz się o niego otarł, kierując kroki ku domostwu. — Gdy wykonasz zadanie czekaj w tym samym miejscu co dzisiaj. Udanych łowów...
— Udane będą z pewnością. O to nie musisz się martwić — Białozór mruknął jedynie i zniknął w cieniu.
Kiedy Jafar przekroczył próg swojego domostwa, będąc pewny, że samotnik go nie śledzi, odczekał chwilę, by Bastet mogła go dogonić. Kotka bezszelestnie znalazła się tuż obok niego, przeskakując przez płot i posyłając mu pytające spojrzenie. W końcu nie wybrałby się na spotkanie z wrogiem bez pleców, a kotce ufał jak nikomu innemu i wierzył, że nie byłaby w stanie zdradzić jego małych sekretów. A to co działo się na ulicy można byłoby pod to podpiąć. 
— Co o tym sądzisz? Myślisz, że jest tak zdesperowany, że naprawdę wykona zadanie? — Uśmiechnął się zadowolony pod nosem, ponieważ igraszki z Azorkiem bardzo mu się spodobały. Być może aż za bardzo. 

<Bastet?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz