Też coś.
— Nie wiem, czy jestem w stanie, wybacz. Nie chcę ci nikogo wskazywać i się temu przyglądać. Jeżeli ci tak na tym zależy, to sam sobie poradzisz. Im mniej wiem, która to, tym ma większe szanse, że ci te dzieci da. Bo teraz nie ma ojca i nic mnie nie powstrzyma przed zabiciem tej wroniej strawy — burknął do niego. Gęś przewrócił ślepiami na zachowanie Chłoda. Gorzej niż rozpieszczony bachor, który nagle czegoś nie dostał. Zmarszczył nos, wbijając twardo turkusowe ślepia w ukochanego.
— Uwierz, tak będzie lepiej — dodał jeszcze, biorąc głęboki wdech, aby się uspokoić. Point ledwie powstrzymał się, by nie zasadzić mu lepy na ryj. Uznał jednak, że tym razem lepiej będzie, jak porozmawia z nim spokojnie.
— Na mroczne duchy i cały kult! — syknął gniewnie, odsłaniając ostre jak brzytwa kły. — To ją zabijesz! Mam to w dupie, rozumiesz? Wedle mnie, jak tylko bachory będą samodzielne, czyli około księżyc, dwa, wedle mnie możesz zrobić z niej dywanik do naszego legowiska! — zamknął pysk, żeby wziąć głęboki wdech. Kończył mu się powoli oddech od tego trajkotania. — Tylko ten dywanik ma być ładny — upomniał go.
Chłód odwrócił łeb, nadal naburmuszony.
— Słuchaj, nie odwalaj mi hipokryty, dobra? — tonkij obszedł partnera dookoła, zagradzając mu dalszą drogę. — Ja wytrzymałem latanie tej nawiedzonej idiotki za tobą, to ty też. Jakoś nie widzi dostać mi się na łeb niczym Kruk, bo twój tatuś uzna, że złamałem obietnicę, więc będzie mnie w snach nachodził! — tupnął łapą, zbliżając niebezpiecznie swój pysk do nosa Chłoda.
— Nadal nie rozumiesz, ojciec by mnie zatłukł, gdybym nie-
Gęś wywróci wściekły ślepiami. Miał szczerze dość tłumaczeń rudego.
— Znajdę jakąś durną babę w mieście, przywlokę ją do obozu, a jak urodzi bachory, ty ją zabijesz. Potem… nie wiem, możemy przerobić jej futro na dywanik a o gwiazdach urządzić sobie romantyczną kolację.
Mistrz odwrócił do niego wzrok, co wywołało u Gęsi niezadowolone prychnięcie.
— Nadal nie rozumiesz…
— Czy ty sugerujesz, że cię do cholery nie kocham? — zetknął się z nim klatami, jakby właśnie rzucał starszemu wyzwanie. — No, odpowiedz. Bo tak się właśnie zachowujesz, Chłodny Omenie! Zazdrosny o jakąś głupią babę, chociaż powiedziałem, że możesz ją sobie zjeść i przerobić na dywan! — wykrzyknął, oddychając ciężko.
W końcu złagodniał, odsunął się od partnera, kuląc uszy. Tym razem to on odwrócił wzrok niezadowolony.
— Z resztą, nieważne. Muszę odpocząć. Sam. — bruknął, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Naprawdę zaczął się zastanawiać, czy Chłód kwestionuje jego miłość, że byłby w stanie zostawić go dla jakiejś durnej baby… Mimo wszystko było mu przykro, tak zwyczajnie. Jemu też się nie podobał pomysł, żeby rudy miał bachory, jednakże ugryzł się w dupę i jakoś to znosił.
Dlaczego więc Omen tego nie umiał zrobić dla niego? Dlaczego nie rozumiał, że Gęś nie chce oszaleć przez złe duchy tak, jak Upadły Kruk?
<Chłód?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz