Długo pochyła się w milczeniu nad dołem, w którym żył jej syn. Z chmur zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Tygrys pozwalała, by te spływały po jej futrze, dalej wpatrując się w zmizerniałą sylwetkę Jelonka. I tak odkąd wrócił do domu, nabrał jakichkolwiek kształtów, karmiony odpowiednio piszczkami ze stosu.
— Tak. Jesteś wolny — stwierdziła, choć nie brzmiała na przekonaną. Wciąż miał ograniczony ruch i możliwości. Wiedziała, że musi w końcu popracować nad odbudową relacji z nim, bo nie mógł całego życia spędzić w dziurze. Poza tym chciała dla swojej pociechy jak najlepiej. Szczególnie po tym, co przeszedł. — Kiedyś będziesz naprawdę wolny.
Wypełnione wieloma emocjami błękitne ślepia spojrzały na nią. Widziała w nich strach, radość i ulgę. Uśmiechnęła się lekko, kładąc się wzdłuż krawędzi rozkopu.
Tę noc spędziła w deszczu, ale przynajmniej była szczęśliwa. Klan odzyskał wolność, a ona swojego syna.
— Tak. Jesteś wolny — stwierdziła, choć nie brzmiała na przekonaną. Wciąż miał ograniczony ruch i możliwości. Wiedziała, że musi w końcu popracować nad odbudową relacji z nim, bo nie mógł całego życia spędzić w dziurze. Poza tym chciała dla swojej pociechy jak najlepiej. Szczególnie po tym, co przeszedł. — Kiedyś będziesz naprawdę wolny.
Wypełnione wieloma emocjami błękitne ślepia spojrzały na nią. Widziała w nich strach, radość i ulgę. Uśmiechnęła się lekko, kładąc się wzdłuż krawędzi rozkopu.
Tę noc spędziła w deszczu, ale przynajmniej była szczęśliwa. Klan odzyskał wolność, a ona swojego syna.
***
Miała w końcu czas, by odwiedzać częściej Jelonka. Nie wisiało już jej nad głową widmo wojny, ani żaden inny klan nie miał nad nimi władzy. Wolność była ciekawym pojęciem, ale była pewna, że to właśnie czuła. Spokój napawał nieustannie jej serce.
Przynajmniej do pewnego czasu.
Chociaż na powrót Leśnego Pożaru i przyjęcie rudej samotniczki zgodziła się od razu, tak długo gdybała nad tym, czy dobrze uczyniła. Widziała, jak kocur wielokrotnie odwiedzał jej syna i ile szczęścia sprawiało to rudemu, a jednak... Wciąż miała masę wątpliwości co do słuszności tej decyzji.
Teraz na dodatek miał kocięta. Rude, a jakby tego było mało, to jeden był kopią Piaskowej Gwiazdy i najwyraźniej najlepszym pomysłem dla rodziców była inspiracja imieniem tej tyranki.
Wzięła ze stosu pulchniejszą wiewiórkę, którą sama dorwała tego ranka na patrolu. Wyglądała dosyć smakowicie, więc liczyła, że jej synowi to podpasuje. Nie był wybredny, ale chciała zapewnić mu wszystko, co najlepsze.
Spał smacznie w swoim dole. Chociaż Tygrys nieustannie marzyła o dniu, w którym ten zamieszka pośród nich, nic nie wskazywało na to, by specjalnie się do tego zbliżali. Cętkowany dalej miewał momenty, w których "Burzak" był dla niego równoznaczny z posiłkiem. Na nią już się nie rzucał, ale wolałaby nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby wpadło do niego jakieś kocię.
— Jelonku, patrz, co dla ciebie mam — zamruczała na powitanie.
— Jeść? — zapytał, zerkając na nią z uśmiechem.
— Tak. Bardzo smaczne jeść — oświadczyła, podając mu posiłek.
W ciszy przyglądała się jego zachowaniu. Nie rzucał się już na danie niczym wygłodniały drapieżca, a w miarę spokojnie je konsumował. Nie rozglądał się co rusz, jakby bojąc się, że ktoś mu zaraz zabierze jedzenie. Wydawał się nie być pochłonięty żadnym stresem.
Oparła głowę o przednie łapy i przyglądała mu się w zamyśle.
— Pożar często cię odwiedza? — zagadnęła. — Dalej go lubisz?
<Jelonku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz