Stało się. Zajęczą Troską urodziła kocięta. Czwórkę kociąt, z tego co dowiedział się od mamy. Dwie kotki i dwa kocurki. Przyglądał się królowej, która zajęta była pielęgnacją czarnej małej istotki, która miała jeszcze zamknięte oczka. Dostrzegł malutką ilość bieli na jej futerko. Przełknął ślinę. Klan Gwiazdy tym razem go nie wysuchał, oj nie. A już wystarczająco miał w życiu pod górkę, od pierwszych chwil narodzin. Jak nie siostra, to Demoniczne Siostry, a teraz kolejne potencjalne demoniczne kocię. I kolejne, jakieś takie dziwne, od pasa w dół białawe.
— O nie, o nie, o nie... — zaczął mamrotać kuląc się, może i był starszy od tych kociąt, to jednak ich obecność go przerażała, byli to w końcu potencjalni przyszli oprawcy jego
Gdy Zajęcza Troska obdarowała go pogardliwym spojrzeniem zamarł, momentalnie odwrócił wzrok chcąc skupić uwagę na kimś innym, bądź czymś. No i spojrzał, na mały brązowy kamień, który znajdował się w kącie, niedaleko królowej. Jednak co by miał tu robić kamień, w końcu o kamień mógł ktoś upaść i się skaleczyć, to było niebezpieczne!
Poderwał się na swoich małych krótkich nóżkach i zbliżył się do ciemnego przedmiotu, które gdy szturchnął łapką okazało się być puchate i ciepłe. Zakwiliło.
— P-przepraszam... Zajęcza Trosko — Serce mu podeszło do gardła, gdy wymawiał imię kotki chcąc zwrócić jej uwagę. — To chyba Pani dziecko...
Królowa znów obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem, niewzruszona tym, że Topik martwił się o jej pociechę, wróciła do czyszczenia czarnej kotki. Topik przełknął ślinę przyglądając się kocurkowi, który miał zamknięte ślipka, tak jak tamte maluchy. To musiało być to jedno z kociąt kotki, bo skąd w takim razie by on tu się wziął. A mimo to nie leżało u jej boku. Nie wiedział co ma z nim robic. Był za mały by przenieś malca bliżej matki. Przypatrywał się jego czekoladowemu futerko. Zrobiło mu się smutno, że i ten mały kociak będzie pewnie w przyszłości wyzywany przez swoje umaszczenie. Rozejrzał się dookoła. Nie rozmyślając dużo, położył się obok małego kolegi, chcąc dać mu trochę ciepła i sprawić żeby nie czuł się samotny.
— Jestem Topik — odezwał się cichutko i uśmiechnął się
W tym momencie kocurek zyskał swojego upragnionego przyjaciela.
***
Syn Zajęczej Troski był specyficzny. I to bardzo, bardzo specyficzny. Nie raz widział, jak matka odpycha go od siebie, gdy malec ku niej podchodzi a mimo to on cały czas się uśmiechał. A gdy Topik wystawił do niego łapkę, chcąc się z nim pobawić, ten jak oparzony uciekł krzycząc, a wcześniej uderzył starszego łapa. A młody miał parę w łapach, mimo że Topik był starszy to miejsce w które oberwał od Śledzia bolało go.
— Ała! Za co to było? — miauknął wpatrując się w łapę, w która został uderzony przez Śledzia, na co młodziak wyszczerzył się do kocurka
— Mówiłem cię, przecież że tak okazuję sympatię! — odezwał się machając zadowolony swym ogonem — I mama też mi tak okazuję! Kocha mnie. A ty jesteś głupiutki Topiku. Starszy, a głupi. — mówiąc to podeptał rysunek syna Gawroniego Obłędu, nad którym brązowooki spędził kilka minut jeżdżąc patykiem po ziemi tworząc bliżej nieokreślone linie, które miały robić za zioła znajdujące się w legowisku medyka
— Mówiłem ci już, że... — odezwał się cicho, po czym westchnął. — Nie ważne. Co powiesz na to by się pobawić w medyka? Ja będę medykiem, a ty rannym kotem. — uśmiechnął się — Bo wiesz... chciałabym zostać uczniem medyka, gdy skończę sześć księżyców.
Mówienie do Śledzia, było jak mówienie do ściany. Tak też zaproponował mu zabawę. Mimo tych dziwnych zachowań to Topik polubił tego kocurka. I najwidoczniej Śledź go również polubił, na co mogły wskazywać siniaki na jego ciele, pozostałe po tych całych przyjaznych kuksańcach.
<Śledziu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz