Pół łysy ogon owinął się wokół jego sylwetki. Poczuł ciarki. Niepewnie spojrzał na szczerzącego się szylkreta.
— Zrób to dziś. — wyszeptał mu słodko do ucha.
Srokosz uciekł wzrokiem od lodowatych morskich ślepi. Wolał nie ujrzeć malujących się w nich emocji. Czuł, że zraniłyby go.
— Nie każ mi myśleć, że źle wybrałem. — syknął Wilczy, odsuwając się.
Niebieski wbił spojrzenie w łapy. Coraz więcej spraw rosło na jego łbie. Szantaż Północnego Szlaku. Dziwne zachowanie Wilczego. Im bliżej byli tym bardziej obcy sobie stawali. Dostrzegał coraz więcej jego twarzy. Ciemniejszych stron i zachowań, których się nie spodziewał. Sytuacji, które zmieniały jego spojrzenie na niego. Dystans spowodowany Północnym Szlakiem jedynie namnażał kolejne niedomówienia.
— Zrobię to. — mruknął cicho, wodząc wzrokiem gdzieś za sobą. — Tylko...
Wilczy już tego nie słyszał. Odszedł od niego, jedynie końcówką ogona wskazując na zbliżającą się białą sylwetkę. Północ zmrużyła ślepia, kręcąc łbem niezadowolona.
— Uważaj lepiej. — szepnęła do niego, przechodząc z wysoko podniesionym ogonem. — Następnego razu ci nie daruję.
— Czujesz to? — miauknęła Troskliwy Wilczek, zaciągając się mocniej powietrzem.
Jej towarzyszka zmarszczyła nos i zakryła go łapką. Srokosz wskoczył na niewielki głaz, przyglądając się temu z daleka.
— Śmierdzi Nocniakiem. — pisnęła Słodziutka Krewetka.
Wojowniczki zaczęły się rozglądać za źródłem tego zapachu. Nieoczekiwany pisk Bielusiej Chmureczki wskazał im właściwą drogę. Kotki podbiegły do poddenerwowanej wojowniczki.
— Co się stało, słoneczko?
— Robaki! Robaki! — krzyczała oburzona kotka, wypluwając jedzenie z pyska.
Małe glisty plątały się w martwej zwierzynie. Cała trójka cofnęła się obrzydzona.
— Kto to przyniósł? Kto przyniósł tego kosa? — zaczęło się szukanie winnego.
— Ja! — przyznał się Cieplutki Promyczek. — Ale przyrzekam na Klan Gwiazd. Nie był wronią strawą! Upolowałem go dzisiejszego ranka.
Zdenerwowana wojowniczka podeszła do czarnego. Jej ogon chodził na prawo i lewo.
— I co uważasz? Że sama wrzuciłam sobie te robaki? — rzuciła ostro.
Ogień położył uszy, ale nie cofnął się o krok.
— Nie twierdzę tak. Ale to na pewno nie moja wina. Sprawdźmy resztę stosu. — zaproponował.
Niebieski nie mógł temu dłużej się bezsensownie przyglądać. Wstał i podszedł do grupy. Czuł, jak coś go ściska go w środku. Myślał, że moralność już dawno zgubił. A mimo to poszukiwanie sprawcy sprawiało, że łapy mu miękły.
— Co się tu dzieje? — syknął ostro, lecz głos gdzieś się łamał w tle.
Grupa kotów spojrzała na niego. Nerwowe nastroje opadły.
— Wronia strawa trafiła się w stosie. — mruknęła jego siostra. — A Cieplutki Promyczek nie przyznaje się do winy.
Spojrzała na niego gniewnie. Czarny tupnął łapą.
— Nie nazywaj mnie tak. — burknął kocur. — Srokoszu, to nie moja wina. Naprawdę. Upolowałem go dzisiejszego ranka.
Niebieski trzepnął kitą i powąchał zwierzynę. Białe glisty były zbyt duże by wykluły się dzisiaj.
— Sprawdźcie resztę zwierzyny. Nie miały prawa urosnąć takie duże w tak krótkim czasie. — mruknął cicho.
Dwójka spojrzała po sobie niechętnie, ale ruszyła w stronę stosu, przebierając łapami w zwierzynie. Srokosz odwrócił się w kierunku pozostałych kotek.
— Słodziutka Krewetko. Wypytaj mentorów czy sprawdzili zwierzyny swoich uczniów. Może któryś z nich poszedł na łatwiznę.
Czekoladowa kotka kiwnęła łebkiem i ruszyła w głąb obozu.
— O nie. Jest ich tak dużo. — usłyszał w tle głos siostry.
— Zrobię to. — mruknął cicho, wodząc wzrokiem gdzieś za sobą. — Tylko...
Wilczy już tego nie słyszał. Odszedł od niego, jedynie końcówką ogona wskazując na zbliżającą się białą sylwetkę. Północ zmrużyła ślepia, kręcąc łbem niezadowolona.
— Uważaj lepiej. — szepnęła do niego, przechodząc z wysoko podniesionym ogonem. — Następnego razu ci nie daruję.
* * *
— Czujesz to? — miauknęła Troskliwy Wilczek, zaciągając się mocniej powietrzem.
Jej towarzyszka zmarszczyła nos i zakryła go łapką. Srokosz wskoczył na niewielki głaz, przyglądając się temu z daleka.
— Śmierdzi Nocniakiem. — pisnęła Słodziutka Krewetka.
Wojowniczki zaczęły się rozglądać za źródłem tego zapachu. Nieoczekiwany pisk Bielusiej Chmureczki wskazał im właściwą drogę. Kotki podbiegły do poddenerwowanej wojowniczki.
— Co się stało, słoneczko?
— Robaki! Robaki! — krzyczała oburzona kotka, wypluwając jedzenie z pyska.
Małe glisty plątały się w martwej zwierzynie. Cała trójka cofnęła się obrzydzona.
— Kto to przyniósł? Kto przyniósł tego kosa? — zaczęło się szukanie winnego.
— Ja! — przyznał się Cieplutki Promyczek. — Ale przyrzekam na Klan Gwiazd. Nie był wronią strawą! Upolowałem go dzisiejszego ranka.
Zdenerwowana wojowniczka podeszła do czarnego. Jej ogon chodził na prawo i lewo.
— I co uważasz? Że sama wrzuciłam sobie te robaki? — rzuciła ostro.
Ogień położył uszy, ale nie cofnął się o krok.
— Nie twierdzę tak. Ale to na pewno nie moja wina. Sprawdźmy resztę stosu. — zaproponował.
Niebieski nie mógł temu dłużej się bezsensownie przyglądać. Wstał i podszedł do grupy. Czuł, jak coś go ściska go w środku. Myślał, że moralność już dawno zgubił. A mimo to poszukiwanie sprawcy sprawiało, że łapy mu miękły.
— Co się tu dzieje? — syknął ostro, lecz głos gdzieś się łamał w tle.
Grupa kotów spojrzała na niego. Nerwowe nastroje opadły.
— Wronia strawa trafiła się w stosie. — mruknęła jego siostra. — A Cieplutki Promyczek nie przyznaje się do winy.
Spojrzała na niego gniewnie. Czarny tupnął łapą.
— Nie nazywaj mnie tak. — burknął kocur. — Srokoszu, to nie moja wina. Naprawdę. Upolowałem go dzisiejszego ranka.
Niebieski trzepnął kitą i powąchał zwierzynę. Białe glisty były zbyt duże by wykluły się dzisiaj.
— Sprawdźcie resztę zwierzyny. Nie miały prawa urosnąć takie duże w tak krótkim czasie. — mruknął cicho.
Dwójka spojrzała po sobie niechętnie, ale ruszyła w stronę stosu, przebierając łapami w zwierzynie. Srokosz odwrócił się w kierunku pozostałych kotek.
— Słodziutka Krewetko. Wypytaj mentorów czy sprawdzili zwierzyny swoich uczniów. Może któryś z nich poszedł na łatwiznę.
Czekoladowa kotka kiwnęła łebkiem i ruszyła w głąb obozu.
— O nie. Jest ich tak dużo. — usłyszał w tle głos siostry.
— Myślisz, że będzie trzeba wszystko wyrzucić?
— To czym nakarmimy cały klan?
Zastępca podszedł do nich spokojnym krokiem. Czuł, że przy szybszym tempie może upaść. Jego łapy w nerwowych chwilach były tak zawodne. Spojrzał zniesmaczony na wijące się robale wśród zwierzyny. Kopnął obsianego nimi królika. Całej trójce ukazał się zgniły i śmierdzący mewi łeb wypełniony robactwem.
— Jakim cudem nikt tego nie zauważył? — syknął na dwójkę wojowników.
Zaskoczeni zjeżyli się, spoglądając po sobie.
— Nie wiem. Naprawdę! Był tak głęboko ze był ledwo wyczuwalny. Nie wiem. Naprawdę... — miauknęła zagubiona wojowniczka.
— Teraz już wiesz, że to nie ja! — napuszył oburzony czarny.
Bielusia Chmureczka spojrzała na niego gniewnie.
— Myślisz, że to teraz ważne?
Srokosz pokręcił łbem i zerknął na tą dwójkę. Wplątanie liści ziół w zwierzynę pomogło zniwelować ten smród. Teraz gdy został już odkopany zdawał się nie do zniesienia.
— Spokój. — syknął na dwójkę, która korzystając z jego nie uwagi kłóciła się dalej. — Ogłoszę klanowi, by nikt nie tykał zwierzyny ze stosu. A wy zacznijcie to wynosić. — zażądał.
Miał już tak tego wszystkiego dość.
— To czym nakarmimy cały klan?
Zastępca podszedł do nich spokojnym krokiem. Czuł, że przy szybszym tempie może upaść. Jego łapy w nerwowych chwilach były tak zawodne. Spojrzał zniesmaczony na wijące się robale wśród zwierzyny. Kopnął obsianego nimi królika. Całej trójce ukazał się zgniły i śmierdzący mewi łeb wypełniony robactwem.
— Jakim cudem nikt tego nie zauważył? — syknął na dwójkę wojowników.
Zaskoczeni zjeżyli się, spoglądając po sobie.
— Nie wiem. Naprawdę! Był tak głęboko ze był ledwo wyczuwalny. Nie wiem. Naprawdę... — miauknęła zagubiona wojowniczka.
— Teraz już wiesz, że to nie ja! — napuszył oburzony czarny.
Bielusia Chmureczka spojrzała na niego gniewnie.
— Myślisz, że to teraz ważne?
Srokosz pokręcił łbem i zerknął na tą dwójkę. Wplątanie liści ziół w zwierzynę pomogło zniwelować ten smród. Teraz gdy został już odkopany zdawał się nie do zniesienia.
— Spokój. — syknął na dwójkę, która korzystając z jego nie uwagi kłóciła się dalej. — Ogłoszę klanowi, by nikt nie tykał zwierzyny ze stosu. A wy zacznijcie to wynosić. — zażądał.
* * *
Prócz dodatkowego wysiłku i paru zatruć jeden z wojowników pochorował się bardziej. Srokosz przyglądał się kątem oka, jak schorowany rudy majaczy. Ciężko dyszał. Medycy byli bezradni. Był już od paru wschodów słońca w legowiska medyka. Lecz jego sytuacja nie zdawała się poprawiać. Niebieski okrył się ogonem, próbując uciec od tych myśli. Niezadowolenie z rządów Aksamitki rosło w Klanie Klifu. Nie musiał mieć znajomych by o tym wiedzieć. Szepty, czy drwiny docierały do jego uszu. Do tego morderstwo Kwiecistej Fantazji. Bestialski akt, który wyrył się w jego pamięci. Koszmarny czyn, który z nieznanych przyczyn zdawał się zarazem tak znajomy. Srokosz obrócił się na grzbiet, wpatrując się w sufit jaskini. Miał już tak tego wszystkiego dość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz