Płonąca Łapa była na treningu. Pierzasta Mordka wybitnie dawała jej niezły wycisk. Polowanie. Biegała w tę i tamtą, próbując złapać wróbla. Ugryzła go w ogon i ściągnęła do parteru. Łapą przygwoździła do ziemi, zabijając.
Podniosła pierzaste maleństwo i zaniosła do obozu prychając na zmianę na mentorkę. Niech się wypcha! To jej zasługa, a nie tej śmierdzielki! Ona odwaliła najtrudniejszą część, pf.
Odłożyła wróbla na stos, walcząc z samą sobą, by go nie zabrać dla siebie. Ogółem, śmieszna sprawa, bo oni maja zastępcę Wróbla, a ona teraz takiego ptaka upolowała i ten no.
Pokręciła głową. Głupoty wymyśla.
- Hej, Płonąca Łapo - usłyszała nad sobą jakiś głos.
Odwróciła głowę, dostrzegając starszą od siebie uczennicę. Nic więcej jednak o niej nie wiedziała.
- Ktoś ty i czego chcesz? - Nastroszyła futro, sycząc na kotkę.
Żółtooka cofnęła się niepewnie, po chwili jednak zbliżając cielsko ku rudej. Miała w pyszczku żarcie.
- Jestem Słoneczna Łapa - przedstawiła swą osobistość, a Płomień przewróciła oczami. Na ciul ona jej tu się pałęta?
- I co mnie to? - Burknęła, trzepiąc ogonem.
- Mam dla ciebie posiłek - oznajmiła, kładąc przed nią dziwnie grubą mysz, na której widok szylkrecie poleciała ślinka. Odwróciła głowę, by starsza tego nie dostrzegła. - Zjemy razem?
- Spadaj na drzewo! - Syknęła, odsuwając się. - Nie potrzebuję towarzystwa takich starych wywłok jak ty.
Słoneczna Łapa nadal próbowała być uprzejma, jednak widząc nastawienie tej gówniary rozejrzała się nerwowo.
- T-to zjedz sama - mruknęła, zostawiając ją.
Płomień uniosła brew. Co za babsztyl. Narzuca się jej, a teraz tak chamsko odchodzi. No trudno, ważne, że zostawiła tą grubą mysz.
Ruda wzięła ją i czmychnęła na obrzeża obozu, by zjeść ją sama. Jeszcze jakiś debil pomyślałby, że mógłby jej ukraść tak piękną sztukę! Usadziła rudą dupę, zaczynając jeść. Mniam mniam! Aż dziwne, iż Słoneczna Łapa zdobyła tak dobrą piszczkę.
Gdy skończyła konsumpcję, oblizała pyszczek i wąsy. Ruszyła z powrotem do obozu. Czuła się ociężale, jakoś tak...chwiało nią. Dostrzegła swojego brata.
- Ooo Dym! - Miauknęła, czując jak coś zasnuwa jej mózg.
Straciła ten zapał, jaki zazwyczaj miała, gdy spotykała tę pokrakę. Chciała jedynie chwili ciszy i może się zdrzemnąć...?
- O-oh, P-Płonąca Łapa... - Pisnął, widząc siostrę.
Płomień go przewyższała. Miała długie, szczupłe łapy i miłą dla oka sylwetkę. Spojrzała na kocura, a w jej oczach czaił się...spokój.
- Słuchaj mnie, nieudaczniku - chciała go przygwoździć do parteru, jednak senność i odrętwienie ogarniało młodą. - Chce mi się spać.
- T-tak? Dziwne, m-mamy d-dopiero południe... - Szepnął do siebie rudo-biały. - I-i c-co zrobisz?
- Ja? Ty zrobisz. W tej sekundzie widzę cię, jak mi szykujesz posłanie. I ma być piękne, miękkie, pachnące. - Rozkazała, machając ostrzegawczo ogonem.
Dym wycofał się, kiwając niemrawo głową. Nawet widząc siostrę w takim stanie wolał nie ryzykować. W końcu po jakimś czasie jej minie, a wtedy pewnie rozniesie obóz.
Płomień z kolei zaczęła syczeć na przypadkowe koty w obozie, chwiejnym krokiem idąc do legowisk. Powieki same jej opadały, ogon plątał między łapami. Niech to...czemu tak było? Chorowała?
Nie zdążyła pomyśleć nic więcej, niż nie padła przed legowiskami uczniów, zasypiając.
Dym usłyszał ten głuchy huk upadającej siostry. Zmartwił się, podchodząc do szylkrety.
- Zasnęła - stwierdził nieco zdziwiony.
Po chwili rozmyślań, złapał ją za kark i przeciągnął na przygotowane posłanie. Upewnił się, iż leży prawidłowo, a chłód nie dociera do jej ciała. Machnął ogonem, rozluźniając się nieco. Płomień potrafiła być czasami nieszkodliwa i urocza.
- Dobranoc - mruknął, wycofując się. Chciał być jak najdalej od rudej, kiedy się obudzi.
Płomień z kolei, gdy tylko otworzyła wielkie gały, zerwała się z wrzaskiem. Był środek nocy i jakiś uczeń rzucił w nią mchem.
- Ty draniu! - Syknęła, a w odpowiedzi dostała rozkaz sklejenia jadaczki.
Położyła po sobie uszy, strosząc sierść, głupi debile. Ułożyła się z powrotem, przyczajając, iż jej brat ma otwarte oczy.
- Ej, Dym - zaczepiła go. - Ile spałam?
- D-długo - mruknął.
Płomień zaklęła siarczyście. Mimo to, wciąż trzymała ją senność, więc ułożyła głowę na mchu. Jak wstanie, to da popalić każdemu, kto jej na drodze stanie! Będzie mieć dodatkową energię po tylu godzinach snu!
*taktyczny skip do zimy, Fasola jest w ciąży*
Płomień zmarzła dupa na treningu. Kichnęła raz i drugi, wciągając gluta z powrotem do nosa.
- Jesteś obrzydliwa - usłyszała nad sobą głos mentorki.
Odgryzła jej się, rozpoczynając kolejną waśń między kotkami.
Po długiej drodze powrotnej, łapy Płonącej Łapy niemal odpadły. Zacisnęła zęby, kierując się do medyka. Ostatnio zauważyła, iż Fasolowa Łodyga poszła do żłobka, czyli była w ciąży. No nieźle, ciekawe z kim? Pewnie jakimś głupim brudasem.
Trójki z kolei dawno nie widziała. Słyszała podszepty kotów, iż kocur nie życzy sobie niczyjej obecności, a zioła daje i wykopuje z jaskini.
Płomień pokręciła głową z politowaniem. Głupi staruch. Spróbuje ją tylko tknąć to się jutro nie obudzi!
- Te, dziadu - rzuciła na wejściu. - Daj mi coś na rozgrzanie. I nie siedź jak kret po ciemku bo ci gały na wierzch wyjdą.
<Trójka? powodzenia>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz