*przed spacerkiem z Pójdźką i jej mianowaniem.*
Przekręcił się w legowisku leniwie. Dziś był wyjątkowo męczący dzień. Pomimo wielu partoli zarządzonych przez Berberysową Bryzę stos ze zwierzyną nadal wyglądał marnie. Głód deptał im po piętach, a Pora Nagich Drzew zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Zmrużył ślipia. Zasłużyło mu się na małą drzemkę. Jednak czyjeś kroki, podpowiadały mu, że nie ma co liczyć na zdrzemnięcie się. Niechętnie otworzył oczy. Widok łaciatych łapek skutecznie go rozbudził.
— B-berberys?
Kotka uśmiechnęła się.
— Pójdźkowa Łapa cię szuka — oznajmiła mu partnerka.
Zdziwiony zerwał się na łapy. Podziękował Berberysowej Bryzie i ruszył w stronę wyjścia z legowiska. Zastanawiał się o co może chodzić Pójdźce. Mała rzadko nawiązywała nawiązywała z nim od tak kontakt. Więc może i coś było na rzeczy?
— P-pójdźko, coś się s-stało? — zapytał kotkę, stojącą w wejściu do legowiska.
Brązowe ślipia spoglądały na niego z niepewnością. Wahała się. Widział to.
— Widziałeś gdzieś Psią Łapę? — zapytała drżącym głosem.
Żywica poczuł jak serce zaczyna mu szybciej bić. Nie sądził, że to właśnie on będzie tym, któremu przypadnie niechlubny obowiązek poinformowania Pójdźki o ich bracie. Przełknął ślinę.
— P-psia Ł-łapa... on... on w-wyruszył w p-podróż — miauknął niepewnie.
Na pyszczku cynamonowej pojawił się smutek i zdziwienie.
— Podróż — powtórzyła głucho.
Żywiczna Mordka kiwnął łbem. Widząc jak brązowe ślipia się zaszkliły, wziął głębszy oddech. Mógł się tylko domyślać co się dzieje w jej łebku. Musiał, musiał ją jakoś wesprzeć.
— A-ale n-na pewno kiedyś d-do nas w-wróci — zapewnił kotkę. — J-jak j-już znajdzie t-to czego szuka... — urwał, nie chcąc kłamać.
Nie miał pojęcia dlaczego Psia Łapa opuścił Klan Klifu. Domyślał się, że strata matki musiała być dla niego ciężka, ale nie miał pojęcia czemu ten tak nagle zdecydował się na porzucenie wszystkiego co zna. I pewnie nigdy nie zrozumie. Cynamonowy zdecydowanie bardziej wrodził się w ich mamę, której Żywica też nie potrafił zrozumieć. Siedzieli w ciszy. Pójdźkowa Łapa wpatrywała się w swoje łapy, próbując powstrzymać łzy, a on nie wiedział co robić.
Bo co mógł?
Przeniósł wzrok na koteczkę. Biedna Pójdźka pewnie bez brata legowisko uczniów musiało zdawać się pustszy.
— J-jak chcesz... — zaczął niepewny swojego pomysłu. — J-jak chcesz to m-mogę s-spać d-dzisiaj z-z tobą — zaproponował.
Koteczka uniosła łebek i spojrzała się na starszego brata zdziwiona.
— Naprawdę? — zapytała.
Żywica kiwnął głową. Nie był pewny swojego pomysłu, ale nie chciał jej zawieść. W końcu i ona zasługiwała na odrobinę ciepła tej chłodnej nocy.
* * *
— Dziękuję — miauknęła koteczka, a z jej brązowych ślip zaczęły wylewać się łzy.
Żywica spanikowany nie wiedział co robić. Nie taki był jego zamiar, by ta zaczęła płakać. Nie chciał widzieć jej łez, ale najwidoczniej był beznadziejny w pocieszaniu.
I co teraz?
— C-cii — mruknął, przytulając lekko kotkę.
Pójdźka wtuliła się w niego niczym mały kociak. Żywica położył niepewnie łapkę na jej grzbiecie.
— N-nie p-płacz proszę — miauknął żałośnie, tuląc koteczkę.
Czuł jak i mu łzy się zbierają w oczach. Był beznadziejnym startym rodzeństwem, ale starał się jak mógł. Więc siedzieli w ciszy wspólnie płacząc.
* * *
Widząc jak cynamonowa kulka futra zmierza w jego kierunku, przystanął. Nigdy nie wiedział z czym Pójdźka do niego przychodzi. Była dla niego chodzącą zagadką. Pójdźkowy Sen uśmiechnęła się do niego nieśmiało. To zaskoczyło Żywiczną Mordkę. Siostra zdawała się być ostatnio lekko... weselsza? Zauważył, że po zgromadzeniu uśmiech wkradał się na jej pyszczek o wiele częściej. Miał nadzieję, że poznała kogoś niesamowitego. Kogoś kto mógłby być jej bratnią duszą.
— H-hej Pójdźko... znaczy P-pójdźkowy Śnie — miauknął do siostry.
Nadal zapominał, że młoda kotka została już wojowniczką.
— Hej — miauknęła koteczka, przysiadając się koło niego.
Także usiadł. I nastała cisza. Nie taka przyjemna cisza, a niezręczna. Przynajmniej dla Żywicy. Wojownik zawsze jakoś czuł potrzebę zaimponowania młodszej, a na pewno siedzenie w milczeniu tutaj nie pomagało.
— J-jak było n-na zgromadzeniu? — zapytał w końcu.
Na pyszczek siostry znów wkradł się tajemniczy uśmiech.
— Poznałam Konopiową Łapę — oznajmiła bratu. — Jest uczennicą z Klanu Wilka.
Żywica zastrzygł uszami. Ostatnio ich relacje z Wilczakami nie było za dobre.
— W-wypytywała c-cię o c-coś? — spytał, bojąc się, że tamta wykorzystała niewinność Pójdźki, by zdobyć informacje o ich słabościach.
Jednak młoda wojowniczka pokręciła łebkiem.
— Nie, była miła i pewna siebie, i... i taka wesoła — miauknęła, mrużąc oczy.
Nagle pochmurniała lekko.
— Ale później uciekła.... mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy — dodała.
Żywiczna Mordka przyglądał się z uwagą Pójdźce. Już dawno nie zamienili tyle słów na raz w jednej rozmowie. Nie podobała mu się za bardzo ta cała Konopia, ale nie chciał speszyć siostry, gdy tak się na niego otworzyła.
— N-na p-pewno kiedyś w-wam się uda — mruknął nieco niepewnie. — W-w końcu m-mieszka po d-drugiej s-stronie strumienia...
Pójdźkowy Sen kiwnęła łebkiem zamyślona.
— C-coś s-się jeszcze d-działo? B-były jakieś b-bójki? — dopytywał się głupio, chcąc jakoś podtrzymać tą rozmowę.
W końcu przyjemnie było sobie od tak porozmawiać na codzienne tematy.
— Nie wiem — miauknęła szczerze kotka. — Wraz z Konopiową Łapą szukaliśmy Wilczego Serca, a potem...
— W-wilczego Serca? — przerwał jej Żywica.
Nie rozumiał po co Pójdźka szukała dawnego kochanka jego mamy, w końcu ich drogi się rozeszły... Brązowe ślipia siostry spojrzały na niego zdziwione.
Brązowe.
Znał tylko jednego kocura o podobnych brązowych oczach. Nagle wszystko stało się jasne. Znikanie mamy, wycieczki nad strumień, rozdrażnienie, gdy było mowa o Wilczakach...
Żywica poczuł jak łza zakręca mu się w oku.
— C-czy W-wilcze S-serce jest twoim tatą? — zapytał drżącym głosem.
<Pójdźko? czy mogę liczyć na jeszcze jedną rozmówkę przed ucieczką? >
Dla starszego brata wszystko ;)
OdpowiedzUsuń