Zmęczony wszedł do legowiska wojowników. Czuł jak powieki mimowolnie się mu zapadają, a łapy skręcają na boki. Jedyne o czym marzył to paść na posłanie i zasnąć. Jednak widok Berberysowej Bryzy rozbudził go automatycznie rozbudził. Chciał do niej podejść i się przytulić. Wtulić w jej miękkie trójkolorowe futro. Lecz jej zmartwione żółte ślipia wlepione w niego odradziły mu tego. Siedziała sztywnie na swoim legowisku. Żywica poczuł nieprzyjemny dreszcz na grzbiecie. Nie zapowiadało się ciekawie.
— C-co t-tam? — zaczął cicho, układając się na swoim legowisku, starał się grać naturalnego.
Pytanie zdawało się być błahe, ale nie chciał zmuszać do kotki, jeśli ta nie miała ochoty mówić o swoich zmartwieniach. Uniósł łeb i podniósł pytająco brwi.
— Żywiczna Mordko — zaczęła poważnie kotka.
Poczuł jak serce mu niebezpiecznie przyspiesza. Już dawno nie mówiła do niego pełnym imieniem. A to na pewno nie zapowiadało nic dobrego. Ciarki przeszły po jego ciele.
— J-ja... — wyjąkała, a jej oddech znacznie przyspieszył.
Chciał ją przytulić, zapewnić, że na pewno jakoś sobie wspólnie poradzą. Że jakoś darzą rade. Jednakże strach zupełnie go sparaliżował. Umysł podsuwał mu same najgorsze scenariusze. Wizje jak Lisia Gwiazda ich wyrzuca na zbity pysk jak Nocną Puszczę, śmierć Pójdźkowego Snu, czy kolejne martwe koty powieszone na drzewach wypełniły jego łeb. Już bezwładnie zwisająca Wschodząca Fala zawitała w jego koszmarach.
— T-t-ty... — żółte ślipia niebezpiecznie zalśniły gromadzącymi się w nich łzami.
Żywica był przekonany, że to uderzenie serca wlecze się w nieskończoność. Przerażony wpatrywał się w partnerkę. Mroczki pojawiły się przed jego oczami. Czuł jak powoli zapełniają obraz płaczącą Berberys.
— M-my zostaniemy rodzicami — oznajmiła w końcu, patrząc zszokowanemu partnerowi prosto w oczy.
Choć słowo "zszokowany" było zbyt błahe do określenia stanu Żywicy. Ten kompletnie znieruchomiał, nawet nie zaciągnął tchu. Osłupiony wpatrywał się w kotkę, a jego umysł próbował przeanalizować jej słowa.
On i ona rodzicami.
Małe puchate kuleczki skaczące wesoło po żłobku.
Ta wizja sprawiła, że jego serce przyspieszyło niebezpiecznie.
— Ży-żywico? — usłyszał oddalający się głos Berberysowej Bryzy, gdy jego łeb bezwładnie opadł na posłanie.
* * *
Zapach ziół wkradł mu się do nosa. Zdezorientowany otworzył leniwie ślipia. Ziewnął mimowolnie, a zakwasy boleśnie dały o sobie znać. Wtedy ujrzał zmartwiony pyszczek Berberysowej Bryzy. Jej żółte ślipia uważnie lustrowały jego sylwetkę.
— Żywico, jak się czujesz? — zapytała, wpatrując się w niego.
Chciał się podnieść i do niej podejść, ale świat niebezpiecznie zawirował, gdy usiadł. Złapał się łapą za bolący łeb. Szybko jednak ją oderwał, nie chcąc martwić kotki.
— D-dobrze — skłamał z lekkim uśmiechem.
Berberys odetchnęła z ulgą, podeszła do niego. Przytuliła się do niego i mruknęła mu do ucha.
— Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś — wyznała.
Żywica przełknął nerwowo ślinę. Nie miał pojęcia czym ją tak przeraził, ale dobrze, że już wszystko okay.
— H-hhe — zaśmiał się sztucznie. — Wybacz... — urwał na chwilę. — W-wiesz m-miałem d-dziwny s-sen — miauknął.
— Jaki? — zapytała od razu kotka.
Żywica wziął głęboki wdech.
— Ż-że będziemy m-mieć kocięta — wyznał cicho.
Niepewnie spojrzał się na partnerkę. Jej mina oznaczała tylko jedno. To nie był sen.
<Berberys? wybacz za tego gniota>
Zapowiada się ojciec roku xD
OdpowiedzUsuńWidać, że dziecko ZlepeuszaXDDDDDD
OdpowiedzUsuńniedaleko pada jabłko od jabłoni xd
Usuń