Serce trzepotało mu w piersi jak spłoszony ptak. I czuł się jak ptak - jakby miał skrzydła.
- Chodź wujku, pora wrócić do domu. - Jego ślepia lśniły, gdy uśmiechał się szeroko do rudego kocura. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, jakby bał się, że wtedy znów zniknie, że to tylko piękny sen. Ale Leszczynek nie znikał, a wręcz przeciwnie.
- Dom… - wyszeptał ze łzami w oczach starszy. - Jestem w domu…
To było tak niespodziewane… Jego wujek, jego mentor i przyjaciel, który zniknął w najtrudniejszym dla Klanu czasie, żył. I wrócił. Szedł obok niego do obozu, szeleszcząc łapami po leśnej ściółce. Wróbelek krótko wytłumaczył Górskiemu Szczytowi kim był rudzielec i przez resztę drogi srebrny przepraszał Leszczynka za swój atak.
Bury wciąż nie potrafił uwierzyć, że ma obok siebie swojego wujka. Całego i żywego.
Może jeszcze nie wszystko było stracone?
Nadzieja nieśmiało kiełkowała w jego sercu, po raz pierwszy od długiego czasu. Odetchnął głęboko, z uśmiechem wpatrując się w kocurka. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, upewniając się, że jest, że to dokładnie ten sam wujek Leszczynek. Szukał w nim tego, co tak doskonale znał, ale i zmian. Nowych blizn. Bał się. Rudy stał się dla niego bezpiecznym wspomnieniem dzieciństwa, które mógł przywołać zawsze, kiedy było mu ciężko. Jak ojciec. Doskonałą figurą, ideałem do którego mógł dążyć. A teraz?
Co jeśli już nie będzie jak dawniej?
Odwrócił wzrok.
- W-wszystko w porządku?
W niebieskich oczach lśniły iskierki radości. Mimowolnie się uśmiechnął.
Nie miało znaczenia ile nowych blizn obaj mieli. Byli jak rodzina.
- Dobrze, że jesteś - miauknął po prostu. - Trochę cię ominęło. Pomyślałbyś, że Borsuk mogłaby mieć dzieci?
Zaśmiał się, widząc wielkie oczy kocura.
- Tak, dwójkę! Są okropni - miauknął tonem pełnym żałości. - No a ja… Zostałem liderem.
Tak, zdecydowanie mieli sobie wiele do opowiedzenia.
<Leszczynku? :3 Przepraszam, że tyle to trwało xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz