Swoimi błękitnymi oczyskami popatrzył się na bengalkę tak, jakby ta zarzuciła mu co najmniej zabójstwo. Zaciągnął teatralnie powietrze, wyprostował się dumnie i położył łapę na sercu.
– Oh, ja? Ja nigdy w życiu nie zniżyłbym się do takiego poziomu! Żeby tak lać własnego ucznia?
Aż podniósł brwi i kręcił głową lekko, jakby z niedowierzaniem, dla dodania do swych słów jeszcze większej dramaturgii. Zboże parsknęła, a przez to on sam nie mógł dłużej trzymać poważnego wyrazu pyska. Wykrzywił pyszczek w uśmiechu i kwiknął, wciąż próbując się powstrzymać od głośniejszego śmiechu.
– Noo dobra, może raz, albo dwa…
Kotka podniosła jedną brew. Wieczornik wrócił do poprzedniej pozycji, garbiąc się nieznacznie.
– A jeśli trochę więcej to co mi zrobisz? Zademonstrować ci, jak to robiłem?
I nie dając jej czasu na żadną reakcję, skoczył na wojowniczkę, starając się przycisnąć jej łeb do ziemi. Opierała się, okładając łapskami jego pysk. Fuknął niby wściekłe, przeciągle, a potem zachichotał.
Jak dzieci…
*Jakoś tak kilka dni po tym jak ze Zboża zastępczynię zrobili*
Zboże wylegiwała się na jednym z wielkich korzeni ich obozowej wierzby, w ostatnich promieniach słońca, korzystając z chwili przerwy i wytchnienia. A Wieczornik leżał pod spodem, brzuchem do góry i podrzucał sobie jakiegoś listka.
– Wiesz co? – zwrócił się do niej, starając się dosięgnąć ją wzrokiem.
– No, wal.
– Nadal nie wierzę, żeś została zastępczynią. A może to tylko jakiś spisek i mnie wkręcanie przed całym klanem?
Zaśmiał się cicho. Nie to, że nie cieszył się z sukcesu psiapsi. Tylko… Bał się, że nie będzie miała już dla niego czasu. No ciągle coś! Najpierw była Żyto, później bachory, a teraz, kiedy już myślał, że wszystko będzie po staremu, przyszło te całe zastępowanie. I po co? On tu był zazdrosny!
<Zboże?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz