Kremowy kocurek czekał w napięciu. W duchu prosił, żeby ta kotka puściła go wolno... albo chociaż nie robiła mu krzywdy. Wtedy wyraz pyszczka nieznajomej nieco zelżał, choć w jej oczach dalej malowała się nieufność.
- Idziesz za mną, okej? – odezwała się wreszcie. Mamrot poczuł, jak z serca spada mu wielki kamień. Przytaknął z nieukrywaną ulgą na mordce. Odwrócił się jeszcze i po pospiesznym odgarnięciu liści, chwycił upolowaną piszczkę w swój skrzywiony pysk, po czym podreptał w ślad prawdopodobnej nowej znajomej. To znaczy, tak bardzo znajomej to jeszcze nie, nie znał nawet jej imienia. „Może je o nią spytam, kiedy już mnie zaprowadzi do... do...” Tutaj krzywoszczęki zamyślił się. Nie wiedział, gdzie ta kotka go prowadziła. A co, jeśli popełnił błąd, idąc za nią? Czy nie zaufał jej zbyt pochopnie? Zacisnął mocniej zęby, prawie przegryzając piszczę na wylot. Jeśli będzie musiał walczyć... to już po nim. Bo on nie tego potrafił! Przecież tamte szczury przegonił tylko i wyłącznie dlatego, że zagryzł ich przywódcę, co i tak niemal mu się nie udało!
Po niedługim czasie dotarli do legowiska brązowookiej. To znaczy... raczej powinno to być legowisko, bo póki co, Mamrot widział tylko jedną wielką kałużę w sporej szczelinie pod zwalonym drzewem. „Czyli nie tylko mnie obudziła woda...” pomyślał z lekkim współczuciem. Zaraz potem czarno-biała kotka zwróciła się do niego, żeby nazbierał sobie mchu spod drzewa, jeśli nie chciał zmarznąć. Dodała jeszcze coś o resztkach z żaby, ale chyba na to już nie zwrócił uwagi. Potaknął tylko głową, dodając nieśmiałe mruknięcie „mhm”, po czym odłożył upolowaną wcześniej mysz i skierował swoje kroki we wspomniane przez nieznajomą miejsce. Jednak gdy tylko przestał mieć ją w polu widzenia, poczuł się niepewnie. Czuł na grzbiecie jej przenikliwy wzrok, co wywoływało u niego spory dyskomfort. Co jeśli właśnie pilnowała, kiedy nadejdzie moment, w którym on straci czujność i wtedy go zaatakuje? Pospiesznie chwycił w pyszczek pierwszą lepszą kępkę mchu i odwrócił się... no, może odrobinę zbyt gwałtownie. Ale co poradzić, był przecież zestresowany.
Nagle coś mokrego spadło na jego grzbiet.
I znowu, ale na pysk.
Mamrot spojrzał w niebo. Było całe spowite szarymi chmurami. Zaczęło padać... No pięknie. Zauważył jeszcze, że kotka majstrowała coś przy swoim legowisku. Po dłuższej obserwacji uświadomił sobie, że robiła mu miejsce na jego posłanie. Ale... nie był taki pewien, czy byłby w stanie tak spać. Bo wiecie, to chyba nie jest normalne, że ktoś, kto jeszcze dobrą chwilę temu byłby gotowy cię rozszarpać, teraz proponuje ci u siebie schronienie, co nie?
Krzywoszczęki nie zdawał sobie jednak sprawy z dwóch rzeczy: z tego, jaką ma dziwną minę, gdy się wpatruje w (jeszcze) nieznajomą.
I z tego, że gapi się na nią za długo.
- Co? – to warknięcie sprawiło, że kremowy drgnął, zaskoczony i przestraszony. Nieznajoma patrzyła na niego z wyrazem pyska... powiedzmy, że było to połączenie zdezorientowania, znudzenia i poirytowania jednocześnie. (Takie typowe „confused”, jeśli rozumiecie, o co chodzi).
- Zaczyna się ulewa, przecież nic ci nie zrobię.
Kocurek spuścił wzrok. Nie wytrzymałby tego prawie że oskarżającego go o nieufność spojrzenia.
- Obawiasz się MNIE? – dodała nieznajoma. To wystarczyło, żeby nasz niedoświadczony samotnik poczuł wyrzuty sumienia. Przecież nie zrobiła mu do tej pory krzywdy! Jak on mógł teraz pomyśleć, że chciałaby mu coś zrobić? „Ale przecież większość kotów, które spotkałeś, chciały ci zrobić coś złego... To był odruch, to nie twoja wina...” tłumaczył sobie w myślach.
Deszcz zaczął przybierać na sile, więc kocurek miał nie za dużo czasu, jeśli nie chciał skończyć z przemoczonym do suchej nitki futrem. Położył kępkę mchu tak, aby zasłonić ją przed zamoczeniem przez deszcz i popatrzył z lekkim zawstydzeniem na brązowooką.
- N-nie chczałem, by poczuła szię pany urażona, pany... pany... – tu urwał i posłał jej niepewne spojrzenie, chcąc wreszcie poznać jej imię, aby dokończyć swoją wypowiedź. Ta patrzyła na niego spod przymrużonych powiek.
- Nocne Pióro – mruknęła wreszcie, choć widać było, że robi to poniekąd niechętnie. Kocurek zauważył, że postępuje ona trochę jak on – tak samo nieufnie odnosi się do nieznajomych, tyle że jest przy tym o wiele chłodniejsza.
- ...pani Noczne Pióło – dokończył zdanie i zaczął następne. – Po prosztu n-nie każdy, kogo szpotkałem, był tak miły jak pany i... i chcział mi pomócz...
T utaj urwał. Potrzebował chwili, żeby przegonić od siebie natrętne wspomnienia. Nie, nimi zajmie się potem, a nie teraz.
W pewnym momencie poczuł coś ciepłego przy swoim futrze. Zaskoczyło go to, bo nie rozumiał, co się dzieje. W końcu padał deszcz, więc powinno mu być zimno... Ale poczuł się też odrobinę spokojniejszy. Wyprostował się lekko i spojrzał Nocnemu Piórowi w oczy.
- I nażywam szie Mamrot – dodał, przybierając przyjazny wyraz pyska. – Miło mi panią pożnać.
W chwilę potem zabrał z ziemi kępkę mchu i sprawnie wsunął ją w miejsce, gdzie będzie jego legowisko. Jeśli chciał uzbierać jeszcze suchy mech, to musiał działać szybciej! Zaczął – na tyle, ile to było dla niego możliwe – urywać kępy mchu z drzewa, z którego wziął poprzednią kulkę. Byłoby mu miło, gdyby Nocne Pióro mu pomogła... Ale czy mógłby na nią liczyć?
<Nocne Pióro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz