Pora nowych liści nie cackała się z nimi, przynosząc ulewne deszcze. Nie podobało mu się to bardzo, ponieważ ziemia stawała się miękka i błotnista. Jak miał przejść z jednego krańca obozu na drugi? To było niewykonalne! Raz spróbował to zrobić, ponieważ dostrzegł pierwszy, piękny kwiat, który zaczął przebijać się przez rozmokłą ziemię. To uczucie, gdy błoto dotknęło jego łap było okropne! Jak wojownicy mogli chodzić, po tym niepewnym gruncie? Wiedział oczywiście, że to brudasy w końcu mało kto z nich oddawał się takiej pieszczotliwej pielęgnacji jak on, jednak nadal nie mógł pojąć, że to wcale im nie przeszkadza. Ta miękkość i kleistość, która wchodzi pomiędzy palce i pazury. Obrzydlistwo! Wycofał się, więc z nieszczęśliwą miną i obserwował nowo powstałe piękno z daleka. Wtedy też musiał wyczyścić łapy z brudu. Już jedno zetknięcie języka z mokrą ziemią sprawiło, że miał ochotę zwymiotować. Że też musiał być zmuszony do takiego czynu, aby pozbyć się świństwa! Co chwilę krzywił się i wycierał język o mech, mając nadzieję, że smak brudu zniknie z jego kubków smakowych. Przez to nieprzyjemne doświadczenie, został zmuszony do przebywania w kociarni wraz z rozbrykanymi kociętami. Oczywiście nie miał nic do nich, póki trzymali się od niego z dala. Jednak taki stan rzeczy, powoli zaczął go nudzić. Postanowił, więc zająć się Tkaczem, który na szczęście przeżył mrozy i z zapałem tkał pajęczynę. Nie podobało to się jednej z karmicielek, ale czego ona oczekuję? On tu był pierwszy. Jeśli jej się nie podoba, może w końcu przenieść się w inne miejsce, na przykład do legowiska starszej. Tam miałaby możliwość poplotkowania z Świetlikowym Skrzydłem.
- Mógłbyś mieć kilka pająków i użyć każdego z nich. - Spojrzał na Świta, który najwyraźniej postanowił odetchnąć od zabawy z bratem.
- Zajmij się swoimi sprawami - odepchnął kocię, znów skupiając się na swoich przemyśleniach.
Nie trwało długo nim ktoś znów, zmącił jego spokój.
- Trzcinowy Brzegu! Sójcze Gniazdo, jest ranny!
Spojrzał na Słoneczny Zmierzch, który wyglądał na zaniepokojonego. Karmicielka z zaniepokojoną miną podniosła się i nakazała wyjawić, gdzie jest jej partner.
- U medyków. Idź zajmę się twoimi dziećmi.
Trzcinowy Brzeg z uśmiechem podziękowała wojownikowi i szybko pobiegła we wskazane miejsce. Trójka obserwował to zdarzenie z nieodgadnioną miną. Z tego co kojarzył to Sójcze Gniazdo był ojcem tych małych pokrak. Od razu jego myśli zeszły na inne tory. Jego ojciec. Czy naprawdę ma go gdzieś? Nie pamiętał, kiedy dokładnie ostatnio się z nim widział. Migocząca Łapa i Brzoskwiniowa Łapa chyba miały ten zaszczyt z nim rozmawiać, może byli nawet na wspólnym treningu? A on? Gnił tu kolejny księżyc...Dobrze, że przynajmniej mógł liczyć na matkę. Nie to co ten...
- Trójko! Czemu nie idziesz? - Usłyszał głos należący do kociaka.
- Czemu miałbym tam iść? Nie jestem medykiem, nawet nie jego uczniem. Niech zajmie się nim Strzyżykowa Łapa wraz z Sosnowym Zagajnikiem.
- Myślałem, że będziesz ciekawy...
- Nie mam teraz ochoty ani humoru. Jeszcze będę miał możliwość, aby przy czymś takim być. Na dodatek, nie chcę mi się babrać w tym błocie.
Usiadł tyłem do niego i przyglądał się pracy pająka. Może ta pajęczyna pomogłaby w tamowaniu krwotoku? Jednak szkoda było ją niszczyć. Pewnie Sosnowy Zagajnik ma jakiś zapas. Dlaczego on miałby teraz rzucać wszystko, aby pomóc jakiemuś obcemu kotu? Na dodatek ojcu Świta? Oczywiście, że odczuwał zazdrość, gdy za każdym razem widział, jak Sójcze Gniazdo przychodził do swoich synów. Zastanawiał się wtedy, czy tak wyglądałoby jego życie, gdyby tata się nim interesował? W ogóle nie rozumiał, dlaczego teraz o tym myśli? Nie potrzebował go. Mógł sobie radzić sam. Zresztą miał mamę.
Po jakimś czasie Trzcinowy Brzeg wróciła, liżąc swoje dzieci po głowie.
- Nic mu nie będzie. Chcecie do niego wpaść? - zapytała.
Spojrzał na tą dwójkę. Czy zaryzykują tą obrzydliwą przechadzkę przez błoto, aby zobaczyć jak się miewa ich tata?
<Świt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz